Oddziały neurologiczne w Polsce od lat borykają się z poważnymi problemami finansowymi. Personel wciąż słyszy o tym, iż oddział przynosi straty, jest zadłużony, iż konieczne są kolejne cięcia. To rodzi frustrację, a konsekwencją tego jest coraz większy odpływ kadr z oddziałów neurologicznych do opieki ambulatoryjnej i sektora prywatnego. Ciągły deficyt finansowy i związana z nim presja zniechęcają też młodych lekarzy do wyboru neurologii jako specjalizacji, która jest trudna i wymagająca. Deficyt oznacza również brak premiowania za pracę tak, jak to się dzieje na innych oddziałach, które przynoszą szpitalowi zyski.
– Niestety trudno o geniusza biznesowego, który sprawiłby, iż oddział neurologiczny miałby dodatni bilans finansowy. To kwestia zbyt niskich wycen procedur neurologicznych, ale nie tylko. Kryzys finansowy dotyczy szczególnie tych oddziałów, które pełnią strategiczną funkcję w systemie i przyjmują najciężej chorych pacjentów. A takich chorych przybywa – mówi prof. dr hab. n. med. Konrad Rejdak, kierownik Katedry i Kliniki Neurologii Uniwersytetu Medycznego w Lublinie, prezes Polskiego Towarzystwa Neurologicznego.
Jak wyjaśnia ekspert, wynika to ze specyfiki dziedziny neurologii, ale także popandemicznego długu zdrowotnego. Dzięki zdobyczom medycyny udaje się przedłużyć życie tym pacjentom. Niestety często ci chorzy mają duże utrwalone deficyty i dysfunkcje neurologiczne, a ich leczenie generuje ogromne koszty.
– Wiemy, iż ministerstwo stara się wsłuchać w nasze problemy, ale wciąż nie widać gruntownych zmian, które są konieczne. Brak tych zmian sprawi, iż bieżący rok znowu będzie niekorzystny, jeżeli chodzi o bilans finansowy oddziałów neurologicznych – stwierdza prof. Konrad Rejdak.
Ekspert dodaje, iż jako praktyk kierujący dużym oddziałem neurologicznym dostrzega problem w tym, iż neurologia przejęła w tej chwili dużą część zadań oddziałów internistycznych, ale nie poszło za tym odpowiednie finansowanie.
– Kierowani do nas są chorzy obarczeni wielochorobowością, z różnymi chorobami internistycznymi, w momencie, gdy tylko wystąpi u nich jakaś dysfunkcja neurologiczna, mimo iż pierwotna przyczyna tkwi często w schorzeniach innych układów czy narządów, jak chociażby w zaburzeniach pracy serca, niewydolności nerek, czy stanach zapalnych płuc. Możemy choćby nazwać to zjawisko neurofobią, kiedy lekarze innych specjalności boją się dysfunkcji neurologicznych i natychmiast takiego pacjenta odsyłają do nas – mówi prof. Rejdak.
Przykłady można mnożyć. Gdy dojdzie do zaburzeń systemowych, takich jak niewydolność krążenia, wątroby czy nerek, prawie zawsze pojawiają się objawy neurologiczne i tacy pacjenci natychmiast są kierowani na neurologię. W rezultacie na tych oddziałach leczy się nie tylko tę dysfunkcję, ale także zleca badania i wdraża procedury, aby opanować chorobę zasadniczą. Kolejny przykład to pacjent z przerzutem nowotworowym do mózgu. Taki chory także kierowany jest na oddział neurologii, gdzie przeprowadzana jest szeroka diagnostyka całego organizmu w poszukiwaniu ogniska pierwotnego nowotworu. Wykonywane są m.in. badania klatki piersiowej i jamy brzusznej.
– To wiąże się z ogromnymi kosztami, jakie ponosimy, ale możemy rozliczyć tylko koszty wynikające z choroby neurologicznej. To samo dotyczy pacjentów ze stwardnieniem rozsianym i np. urosepsą. Choć leczymy ich u nas, nie mamy możliwości rozliczenia się z Narodowym Funduszem Zdrowia za leczenie urosepsy. Z kolei u pacjentów z udarem mózgu często dochodzi do zapalenia płuc, którego leczenia też nie możemy rozliczyć. Uważam, iż jest to bardzo niesprawiedliwe – twierdzi neurolog.
Według prezesa PTN, rozwiązaniem byłaby możliwość sumowania procedur. – Przykładowo, lecząc zapalenie płuc u pacjenta z udarem mózgu, powinniśmy mieć możliwość rozliczania tego dodatkową grupą JPG. w tej chwili obowiązuje zasada, iż leczenie takiego pacjenta rozlicza się, wykorzystując wyższą grupą JPG, bez sumowania procedur. To absolutnie niewystraczające, chociażby biorąc pod uwagę ciężkość przebiegu chorób neurologicznych. Paradoks polega na tym, iż o ile u pacjenta neurologicznego leczonego na oddziale neurologii przez wiele tygodni dojdzie nagle do zawału serca lub innych zaburzeń wymagających leczenia zabiegowego, to wówczas zostajemy z poniesionymi ogromnymi kosztami, a punkty za leczenie otrzymuje inny oddział i rozliczana jest tylko ta najwyżej wyceniona procedura, która w żaden sposób nie pokrywa całkowitych kosztów. To są absurdy naszego systemu i należy je skorygować – apeluje prof. Rejdak.
Zmiana sposobu rozliczania kosztów ponoszonych przez oddziały neurologiczne wpisuje się w dekalog potrzeb polskiej neurologii, opracowany przez Polskie Towarzystwo Neurologiczne i przedstawiony w lutym tego roku. Jednym z jego punktów jest wzrost nakładów finansowych na diagnostykę i leczenie chorób układu nerwowego.
– Wprowadzenie możliwości sumowania procedur powinno nastąpić równolegle ze zmianami wycen procedur neurologicznych, nad którymi według deklaracji ministerstwa realizowane są w tej chwili prace. Bo zmiana samych wycen izolowanych grup neurologicznych nie będzie wystarczająca w przypadkach leczenia pacjentów z wielochorobowością, co znacząco przewyższa te wyceny. Wdrożenie możliwości sumowania procedur leży w gestii NFZ i nie wymaga żadnych zmian ustawowych. Zgłosiliśmy ten temat również Krajowej Radzie ds. Neurologii jako kwestię do pilnych rozmów z resortem zdrowia. Cieszymy się z bardzo dobrej dotychczasowej współpracy z panem ministrem Maciejem Miłkowskim i liczymy na zrozumienie przez decydentów także tego problemu – podsumowuje prof. Konrad Rejdak.