Kuba od początku sprawiał rodzicom więcej problemów niż siostra. Kolki, bezsenne noce, a w końcu diagnoza: autyzm dziecięcy.
Maja nie akceptowała brata, uważała, iż odebrał jej uwagę rodziców.
Podejście dziewczynki Kuby zmieniło się, kiedy sprawą zainteresowała się jej wychowawczyni.
Ciężkie początki
- Maja miała 4 lata, kiedy urodził się Kuba. Przerobiliśmy z nim wszystko to, co z nią było nam obce: kolki, bezsenne noce. Pamiętam, jak pewnego dnia córka spojrzała na mnie tymi wielkimi czekoladowymi oczyma i powiedziała, iż już nie chce brata, bo zabrał jej mamę - wspomina Dorota.
Maja unikała relacji z bratem, z czasem rodzice zaczęli zauważać, iż chłopcu siostra też jest obojętna. - Długo nie zaczynał mówić, za to zaczął psocić, śmiał się, kiedy ktoś się na niego złościł. Znałam to zachowanie, widziałam je już. Miał 2,5 roku, kiedy usłyszeliśmy diagnozę: autyzm dziecięcy. Kuba gwałtownie trafił w terapię, ale mimo to każdego dnia odkrywaliśmy jego kolejne ograniczenia - opowiada kobieta.
Maja często robiła bratu na złość, nie chciała się z nim bawić, dokuczała mu. - Byliśmy bezradni, kiedy pewnego dnia, to pewnie było w drugiej klasie, nauczycielka zaczęła chwalić córkę. Miałam wrażenie, iż mówi o kimś innym: empatyczna, pomocna, koleżeńska, wyciąga rękę do dzieci, które mają problem z nawiązywaniem relacji. Dla brata taka nie była, powiedziałam o tym pani. Odparła krótko: "Pomogę".
Lekcja, której miało nie być
- Kilka dni później córka wróciła do domu, opowiadając, iż teraz rozumie lepiej brata i postara się być dla niego milsza. Zaskoczyła mnie, ale jej zachowanie względem niego było faktycznie zupełnie inne. Zapytałam, co się stało - mówi moja rozmówczyni.
Maja opowiedziała mamie o lekcji, którą zorganizowała jej wychowawczyni. Tego dnia dzieci w klasie powitała ciemność, okna były zasłonięte, pani poprosiła, żeby usiedli na podłodze. Nagle włączyła bardzo głośną muzykę i światła dyskotekowe, które to się zapalały, to gasły.
Kiedy uczniowie zaczęli się przekrzykiwać, próbując dowiedzieć się, o co chodzi, nauczycielka poprosiła, aby wstały i zaczęły skakać. Nie ściszając muzyki, poleciła, aby bawiły się w głuchy telefon, rozwiązywały proste działania matematyczne, jeżeli liczenie trwało za długo, przerywała.
- Dzieciaki nie wiedziały, co się dzieje. Po 20 minutach nauczycielka zapaliła w sali jasne światło, powoli ściszyła muzykę. Zapytała dzieci, czy czują ulgę, wszystkie przytaknęły. Wtedy włączyła im filmik o tym, jak czuje się dziecko autystyczne. Maja się rozpłakała - słyszę od Doroty, której wciąż łamie się głos.
Nie każdy może to wyłączyć
Nauczycielka pokazała dzieciom w najbardziej obrazowy z możliwych sposobów, jak przez cały czas czują się dzieci z zaburzeniami ze spektrum autyzmu. "Oni nie mogą tego wyłączyć" - kazała zapisać w zeszytach. Tego dnia przeprowadziła z nimi pogadankę o tym, jak można pomóc autystykom w codziennym funkcjonowaniu.
Zrozumienie, tolerancja, bycie obok, szanowanie granic... To takie proste, a dla wielu tak bardzo ważne. - Myślę, iż Mai ta lekcja dała więcej niż całe nasze tłumaczenie, proszenie, by była miła dla brata. Ona faktycznie bardzo zmieniła swoje podejście do niego, ale i do nas. Dziś dogadują się znacznie lepiej, choć to nie zawsze jest proste.
Kiedy Dorota poszła podziękować nauczycielce, nie była w stanie wydusić z siebie słowa. - Płakałyśmy obydwie. Córka jest w 6 klasie i już nie uczy jej pani Małgosia, jednak do dziś jestem jej wdzięczna i na zawsze będę. Choć z Kubą wciąż bywa różnie, to z wielką wdzięcznością patrzę dziś na córkę, która cierpliwie tłumaczy koleżankom, iż na jej brata nie można się złościć, tylko trzeba próbować zrozumieć.