Rok temu razem z Madziałkiem pomagałyśmy w przygotowaniu kolejnej edycji konferencji organizowanej przez nasz Wydział - "Między katedrą, a katedrą". Ba, choćby miałam swoje 5 minut poprzez wygłoszenie referatu wiążącego się z moją pracą licencjacką, a dotyczącego wypalenia w szerokim tego słowa znaczeniu. Podobało mi się, nie będę ukrywała, iż nie. Co prawda przepływ informacji był kiepski, choćby w porównaniu z przygotowaniem konferencji na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II, gdzie niekiedy też to kulało, ale ogólnie raczej wszystko się udało. W każdym razie, reklamacji nie było.
Jeszcze przed wakacjami wiedziałyśmy, iż o ile w tym roku będzie organizowana kolejna edycja, a było niemal pewne, iż tak będzie, to na pewno angażujemy się w jej organizację. Zgłosiłyśmy to choćby dyrektorce naszego kierunku, nota bene również promotorce naszych prac licencjackich. Mojej już obronionej, Madziałek dopiero będzie broniła swojej po skończenia tego roku studiów na NoRkach. Pani Dyrektor bardzo się z tego ucieszyła, pamiętała naszą pomoc w listopadzie ubiegłego roku i bardzo ją sobie ceniła. Wystarczyło tylko poczekać do nowego, aktualnego roku akademickiego, kiedy wszystko miało ruszyć. Ta strategia wbrew pozorom nie jest taka głupia, zakładając iż co prawda wiele osób odchodzi wraz z uzyskaniem dyplomu ukończenia studiów, ale na ich miejsce przychodzą nowi studenci, którzy też mogliby być chętni do pomocy, a może choćby i wygłoszenia referatu. Jednak kiedy nastał nowy rok akademicki i nic nie było wiadomo, to zaczęłyśmy odczuwać niepokój. Co prawda Starościna, która też była w sztabie organizacyjnym konferencji, kilka razy pytała nas, czy chcemy się zaangażować w organizację konferencji, ale nic poza tym. W ogóle wyglądało to trochę tak, jakby to tylko ona ją tworzyła i za wszystko była odpowiedzialna, jednak ten typ tak ma.
Zrobiła raz jeden stacjonarnie zebranie w kwestii konferencji, o czym nikogo nie poinformowała. A więc był ten, kto w tym czasie przebywał na wydziale. Czyli jakieś 3 z kilkunastu osób. Śmieszne? Może trochę. To wtedy padła tematyka przewodnia konferencji (samotność) oraz jej termin (6 grudzień). No i główni prelegenci, w większości znajomi Starościny. Też rzuciłam z Madziałkiem kilka propozycji takich gości, np. pracujących na co dzień na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Myślę, iż też mogliby wnieść sporo do dyskusji. Myślicie, iż zostali wzięci w ogóle pod uwagę? Bo ja mam wrażenie, iż nie.
Kolejne spotkanie odbyło się on-line... dzień przed konferencją. Ogólnie miało ono mieć miejsce dwa dni przed konferencją. I tutaj hit. Środa jest dla mnie dniem, kiedy wieczorem albo mam spotkania z bierzmowanymi, albo jadę do Sosnowca na spotkanie Duszpasterstwa Akademickiego. Tego dnia miałam bierzmowanych. Oczywiście od razu, kiedy Starościna ogłosiła termin spotkania na środę, a był to poniedziałek (poniedziałek tuż przed konferencji, żeby nie było), powiedziałam, iż nie wiem czy dam radę być, bo mam tych bierzmowanych. Och, ile ja się w związku z tym nasłuchałam pretensji... Dobra, wieczorem po Kręgu Biblijnym powiedziałam Księdzu Niosącemu Światło, iż przepraszam, iż wyjątkowo nie dam rady zrobić z bierzmowanymi spotkania. Ksiądz choćby się tym nie zdenerwował, tylko podziękował za informację. Dzięki temu mógł przygotować całość spotkania, a nie tylko jego część. Tymczasem w środę po 11:00 jeden z moich serdecznych kolegów przysłał mi SMSa, iż Starościna przesuwa spotkanie na czwartek na 19:30. Kiedy dotarłam do domu i zobaczyłam messengera zobaczyłam, iż Starościna wysłała mi tą informację w godzinach, kiedy mieliśmy zajęcia na uczelni. Ok. rozumiem, iż przerosło ją odwrócenie się i powiedzenie mi tego osobiście (czy tylko mnie wydaje się to co najmniej śmieszne?).
Jak można się domyśleć, w czwartek też musiałyśmy z Madziałkiem zmodyfikować nasze plany na ten wieczór (miałyśmy iść na spotkanie Duszpasterstwa Akademickiego do Kato). Trochę mnie to zirytowało, bo to już drugi dzień z rzędu. Jednocześnie miałam złudną nadzieję, iż dowiem się wreszcie, co będę robić na konferencji. Rok temu byłam na recepcji, ale w tym roku Starościna już obsadziła tą funkcję. Jak można się domyśleć - nie dowiedziałam się. W ogóle nie wiem czemu miało służyć to spotkanie, nic konkretnego na nim nie padło. A więc, jak łatwo się domyśleć, było to dla mnie stratą czasu.
W piątek poszłam na uczelnię zdenerwowana, ponieważ pierwszy raz kompletnie nie wiedziałam, co mam robić. Bo odpowiedź, iż dowiem się na miejscu zupełnie mnie nie satysfakcjonowała. Zresztą choćby na miejscu Starościna nie znalazła czasu, aby poinformować mnie o przydziale moich obowiązków. Za to wkurzyła wszystkich członków Samorządu Studenckiego tym, iż nie będąc już w Samorządzie bezprawnie przebywała w naszym pokoju. Co nas tak zdenerwowało? To, iż wszystkim z nas cofnięto możliwość wchodzenia tam z powodu konfliktu dwóch osób z Samorządu. Wyszedł więc paradoks - członkowie Samorządu nie mogą przebywać w naszym pokoju (przynajmniej do czasu wyboru nowych władz), ale spoza - i owszem. Na szczęście jeszcze tego samego dnia poszło do dziekana pismo, aby nikt nie miał tam wstępu, co jest najbardziej sprawiedliwe.
Nie wiedząc co z sobą począć poszłyśmy z Madziałkiem na parter i informowaliśmy gości przybyłych na konferencję, gdzie mają iść. Chociaż czasami kończyło się to tym, iż kierowaliśmy Ukraińców do znajdującej się na czwartym piętrze siedziby Caritasu. Oczywiście jedna z nas zupełnie by sobie z tym poradziła, wiadomo jednak, iż w dwójkę zawsze jest raźniej. W związku z powyższym ominęła nas pierwsza część konferencji polegająca na powitaniu uczestników konferencji przez księdza dziekana naszego wydziału oraz panelu dyskusyjnym zaproszonych gości, no ale nie da się być w dwóch miejscach równocześnie.
Dotarłyśmy dopiero na drugą część konferencji, na którą składały się sekcje z referatami studenckimi. Początkowo też miałam wziąć w niej czynny udział, miałam choćby pomysł na to, co chcę mówić, jednak Starościna tak na mnie naciskała z terminem nadesłania abstraktu, iż w końcu tego nie zrobiłam. Wybaczcie, ale nie potrzebuję, aby ktoś bezpodstawnie poganiał mnie w tym względzie miesiąc wcześniej. Znowu wysłuchiwałam Gorzkie Żale na ten temat w jej wykonaniu. interesujące dlaczego sama nie powiedziała żadnego referatu. Ale nie, bo wtedy nie mogłaby być moderatorem sekcji. Jak tylko usłyszałyśmy to z Madziałkiem od razu wiedziałyśmy, gdzie nie iść. W zamian udałyśmy się na sekcję, w którym udział wzięli m.in. nasi znajomi z Koła Naukowego Teologów.
W tej sesji miało miejsce 5 wystąpień:
- Pierwsze dotyczyło problemów komunikacyjnych doświadczanych przez osoby mające problemy z wyrazistą wymową.
- Drugie prezentowało acedię, jako fenomen interdyscyplinarny w kontekście duchowym i psychologicznym.
- Trzecie omawiało problem samotności rodziców po stracie dziecka nienarodzonego.
- Czwarte przedstawiało egoizm i solidarność w kontekście nierówności społecznych.
Każde z nich trwało maksymalnie 20 minut, a moderujący wszystko ksiądz Tomcio Paluszek skrupulatnie pilnował bezlitośnie upływającego czasu. Dzięki temu cała sesja zmieściła się w przewidywalnym przedziale czasowym i punktualnie o 14:00 wróciliśmy na salę główną, gdzie miało miejsce podsumowanie referatów wygłoszonych w sekcjach. Jak myślicie, czyje podsumowanie oceniliśmy najgorzej? Nie, nie jesteśmy do niej uprzedzone, ale to nie jest moja pierwsza konferencja i podsumowanie to nie tylko streszczenie przedstawionych referatów, ale i wniosków, jakie się z nich wynosi. Tego drugiego u niej zabrakło, co sprawiło, iż to jej podsumowanie było dosyć jałowe w porównaniu z podsumowaniem innych moderatorów. Nie uważam, iż zrobiłabym to lepiej, dlatego na siłę nie pcham się tam, gdzie wiem, iż się nie sprawdzę.
Konferencja zakończyła się pytaniami zadawanymi prelegentom. To miałoby sens, gdyby zadawali je wszyscy, tak jak proponowaliśmy z Madziałkiem i kilkorgiem innych osób współtworzących wydarzenie. Tymczasem Starościna zdecydowała, iż będą one tylko i wyłącznie od głównych gości. Madziałek był już tym tak zdenerwowany, iż zdecydował, iż nie będzie prowadzić tej części konferencji, jak było w pierwotnym zamiarze. Jak myślicie kto ją zastąpił...Matko i córko, żadna konferencja nie zmęczyła mnie tak bardzo, jak ta. Zero organizacji, zero delegowania zadań innym osobom. W ogóle wyszło to bardzo słabo w porównaniu chociażby z zeszłoroczną edycją. Wszystko wyglądało tak, jakby konferencja należała do jednej osoby. Czy tak powinno być? choćby dziekan naszego wydziału stwierdził szczerze, iż nie. Tym bardziej, iż ewidentnie było widać, iż organizacja tego typu rzeczy nie jest mocną stroną Starościny. Że może i robi różne rzeczy na te swoje Dzieci Maryi czy KSM, ale ewidentnie przerosła ją samodzielna organizacja tego typu wydarzenia. No, ale gdyby ktoś jej faktycznie pomógł, to musiałaby spijanie śmietanki podzielić z innymi, a to mogłoby być dla niej nie do przyjęcia.
Na szczęście za rok już jej nie będzie na tym wydziale i praktycznie zerowa jest możliwość, iż będzie organizowała przyszłoroczną edycję. W ogóle interesujące jest w niej to, iż nic jej w tym momencie nie wypadło, chociaż jak mamy jakieś kolokwium czy też egzamin, to praktycznie zawsze coś jej wypada - a to zastępstwo z religii, a to jakieś inne "nagłe wydarzenie". Dla większości z nas to mega ściema. Szkoda, iż wykładowcy tego nie widzą, albo nie chcą zobaczyć. A my już mamy pomysł na przyszłoroczne katedry. I choćby chętnych do pomocy przy ich organizacji. To się nie ma prawa nie udać, zobaczycie.