Od lat tłumaczył dzieciom, iż nie stać nas na ich zachcianki, a mnie prosił o zaciskanie pasa. Tymczasem co chwilę widziałam u niego nowy gadżet – najpierw telefon, później zegarek, a w końcu słuchawki za majątek. Pewnego dnia jego laptop wpadł w moje ręce…
To, co odkryłam w jego wiadomościach, sprawiło, iż wszystko nabrało sensu. Ale nie był to ten rodzaj sensu, który daje spokój – wręcz przeciwnie, poczułam gniew, którego nie mogłam opanować. Jak on mógł tak długo ukrywać prawdę?…
„Nie mamy pieniędzy na zbędne rzeczy” – standardowa wymówka
Przez lata słuchałam, jak mój mąż z rozbrajającym spokojem tłumaczy dzieciom, dlaczego nie mogą dostać nowych butów na czas, markowego plecaka czy biletu na wymarzoną wycieczkę szkolną. „Nie mamy pieniędzy na zbędne rzeczy” – mówił, z kamienną twarzą. Jednocześnie w kieszeni nosił telefon, którego wartość przyprawiała mnie o zawrót głowy. Kiedyś zapytałam go wprost, jakim cudem nas „nie stać”, skoro co chwilę ma nowy gadżet. Obruszył się i odpowiedział, iż to narzędzie pracy, więc musi być na bieżąco. Nie miałam powodów, by mu nie wierzyć… przynajmniej do czasu.
Nowy telefon, nowy zegarek – a my wciąż na minusie
Dzieci dorastały, a ich potrzeby rosły. Starszy syn musiał zrezygnować z zajęć piłkarskich, bo nie było nas na to stać. Młodsza córka płakała, iż nie ma ładnej sukienki na szkolny bal. A ja zaciskałam zęby, oszczędzając, gdzie tylko się dało. Tymczasem w ciągu dwóch lat mój mąż zmienił telefon trzy razy. Z każdą kolejną rozmową o pieniądzach czułam, iż coś jest nie tak. Czułam, ale nie wiedziałam, gdzie szukać odpowiedzi.
Przypadek, który wszystko zmienił
Pewnego dnia, kiedy mąż był w pracy, jego laptop leżał otwarty na stole. Normalnie nie przyszłoby mi do głowy, żeby przeglądać jego rzeczy, ale ekran z migającą ikoną powiadomienia przyciągnął mój wzrok. To był e-mail od jakiejś „Katarzyny”. Chciałam zamknąć laptop, ale ciekawość wzięła górę. Kliknęłam.
„Kasia” i jej kosztowne potrzeby
Nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. Kasia była młodsza od niego co najmniej o 15 lat. W e-mailu dziękowała mu za ostatni prezent – najnowszy model torebki luksusowej marki – i wspominała, iż przydałyby się jej jeszcze buty do kompletu. Kolejne wiadomości były jeszcze gorsze: „Dziękuję za przelew, kochanie, już wpłaciłam zaliczkę na mieszkanie”. Mieszkanie? Zaliczka? Jak to możliwe, skoro na dzieci nie było pieniędzy? W mojej głowie kłębiły się pytania, ale odpowiedzi były boleśnie jasne.
Konfrontacja, która wywróciła nasze życie
Wieczorem, kiedy wrócił do domu, nie wytrzymałam. Rzuciłam mu wydrukowaną kopię e-maili na stół i zapytałam, kim jest Kasia. Przez chwilę wyglądał, jakby nie wiedział, co powiedzieć. W końcu wybuchł gniewem, twierdząc, iż przeglądanie jego wiadomości to naruszenie prywatności. Zignorowałam to – chciałam wiedzieć, dlaczego przez lata odmawiał naszym dzieciom, a jednocześnie finansował życie innej kobiety.
Jego odpowiedź była jak cios prosto w serce: „Bo z tobą nie da się żyć. Zawsze tylko dzieci i oszczędności. Chciałem mieć coś swojego”. Te słowa wbiły mnie w ziemię. Okazało się, iż przez lata żyłam z człowiekiem, który traktował naszą rodzinę jak obowiązek, a swoje prawdziwe życie prowadził na boku.
Nowy rozdział
Tamtego wieczoru wiedziałam, iż to koniec. Kazałam mu się spakować i wyjść z domu. Dzieciom powiedziałam prawdę, a on? Próbował się tłumaczyć, ale już nikt nie chciał go słuchać. Teraz sama zarządzam naszym budżetem i staram się, by dzieci nie musiały rezygnować z tego, na co zasługują.