Nie każdy jest Rolling Stonesem, ale prawie każdego można wyleczyć z WZW typu C

termedia.pl 5 miesięcy temu
Zdjęcie: Robert Kowalewski/Agencja Wyborcza.pl


Wirusowe zapalenie wątroby typu C przestało być takim wyzwaniem jak niegdyś. I to mimo braku szczepionki. Wymaga jednak sprawnej diagnostyki, identyfikacji zakażonych i stosowania nowoczesnych, bezpiecznych i wysoce skutecznych leków. Na samowyleczenie, którego doświadczył Keith Richards, gitarzysta nieśmiertelnej grupy Rolling Stones, liczyć mogą tylko niektórzy.



Odkryty w 1989 r. wirus zapalenia wątroby typu C (HCV) to patogen podstępny. Zakażenie nim zwykle przebiega bezobjawowo, aż do momentu, gdy po wielu latach rozwinie się marskość lub rak wątroby. Według szacunków Polskiej Grupy Ekspertów HCV, opierających się na badaniach przesiewowych prowadzonych w ciągu ostatnich lat, w Polsce może żyć choćby ponad 100 tys. osób, które jeszcze nie wiedzą o tym, iż są zainfekowane HCV. By je zidentyfikować, badaniami diagnostycznymi trzeba objąć całą populację kraju, bo mniejsze lub większe ryzyko zakażenia dotyczy niemal wszystkich. Niestety wciąż pokutuje nieprawidłowy pogląd, iż WZW typu C to problem jedynie narkomanów. Do infekcji wirusem dochodzi z zakażoną krwią. Transmisji sprzyjają chociażby zabiegi medyczne i kosmetyczne (np. piercing lub tatuowanie) z użyciem niejałowych narzędzi. W przeszłości, gdy standardy nie były tak rygorystyczne jak obecnie, do zakażenia mogło dojść w trakcie przetaczania krwi albo przeszczepu narządu. HCV może rozprzestrzeniać się też drogą płciową oraz z matki na płód w okresie ciąży i podczas porodu.

Każdy przynajmniej raz w życiu powinien zrobić test na HCV
W obecnych czasach rozpoznanie zakażenia HCV to żaden wyrok. W przeszłości stosowano bardzo uciążliwe terapie interferonowe, wymagające podania podskórnego lub domięśniowego, o niskiej, nieprzekraczającej 50 proc. skuteczności, powodujące poważne działania niepożądane. Część pacjentów nie chciała się takiej terapii poddawać, inni rezygnowali z niej w trakcie. Dziś dostępne są jednak nowoczesne, doustne terapie działające bezpośrednio na wirusa. Są one bardzo bezpieczne, praktycznie pozbawione działań niepożądanych, realizowane są 8–12 tygodni i charakteryzują się niezwykle wysoką skutecznością. Z opublikowanych badań, prowadzonych w ramach projektu EpiTer-2 Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych, wynika, iż skuteczność takich terapii sięga niemal 100 proc. niezależnie od płci, również wśród pacjentów z rozmaitymi chorobami współistniejącymi, w tym schorzeniami psychiatrycznymi. Nigdy wcześniej nie było tak łatwo wygrać z HCV i przedłużyć sobie życie.

Nic tylko diagnozować i poddawać pacjentów leczeniu, realizując tym samym cel WHO zakładający wyeliminowanie do 2030 r. wirusowych zapaleń wątroby, w tym WZW typu C, z listy zagrożeń zdrowia publicznego. Wymaga to jednak woli ze strony decydentów i zainwestowania w sprawną, ogólnopopulacyjną strategię diagnostyki HCV. Istniejący ogólnopolski program przesiewowy HCV wymaga znacznego przyspieszenia – wykonywania ok. 3 mln badań diagnostycznych rocznie. To inwestycja w przyszłość, bo w rezultacie takiego działania moglibyśmy zmniejszyć o więcej niż połowę zachorowania na marskość i raka wątroby w Polsce oraz radykalne zredukować liczbę kosztownych przeszczepów wątroby.

Na układ odporności liczyć mogą nieliczni
Należy pamiętać, iż o ile w przypadku WZW typu B samoistne wyleczenie dotyczy większości zakażonych dorosłych, o tyle w przypadku WZW typu C zdarza się jedynie u 15–25 proc. U pozostałych osób choroba przechodzi w niebezpieczną postać przewlekłą. Dotkniętych nią było wiele znanych osób, np. amerykański polityk Robert F. Kennedy, aktorka Pamela Anderson, ewangelista Bill Graham czy muzycy – Steven Tyler (Aerosmith), David Crosby, Lou Reed (Velvet Underground), Natalie Cole, Gregg Allman (The Allman Brothers Band) i Anthony Kiedis (Red Hot Chili Peppers).

W latach 90. zakażenie HCV wykryto również u urodzonego w 1943 r. Keitha Richardsa, niezniszczalnego gitarzysty Rolling Stones. Człowieka, który począwszy od 1973 r. przewodził liście znanych osób, w przypadku których spodziewano się rychłego zgonu. „Według opinii jednego lekarza miałem umrzeć w ciągu 6 miesięcy, a to ja potem poszedłem na jego pogrzeb” – opowiadał niegdyś. Dużo można by pisać o wywrotowym stylu życia tej legendy rock’n’rolla. W przeciwieństwie do swojego muzycznego kompana, Micka Jaggera, który od wielu dekad utrzymuje formę, regularnie ćwicząc, stroniąc od używek i dobrze się odżywiając, Keith o zdrowie nie dbał nigdy. A ma się równie dobrze co Mick, bo w wieku 80 lat wygrywane przez niego gitarowe riffy rozbrzmiewają ze scen koncertowych w USA podczas trwającej w tej chwili trasy z okazji wydania nowego albumu studyjnego „Hackney Diamonds”.

Keith Richards vs HCV: 1–0
HCV, atakując organizm Keitha Richardsa, wydał na siebie wyrok śmierci. I niepotrzebna była w tym celu żadna terapia. „Nawet nie musiałem zawracać sobie tym głowy” – skomentował później muzyk. Do wykrycia zakażenia doszło przypadkowo, najpewniej podczas rutynowych badań, które Stonesi muszą przechodzić przed kolejnymi trasami koncertowymi. Fascynujące w tej opowieści jest to, iż niemal wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, iż akurat Keith samowyleczenia WZW typu C spodziewać się nie powinien. Dlaczego?

Jednym z czynników bardzo istotnie zmniejszającym szansę na samowyleczenie zakażenia HCV jest stosowanie dożylnych narkotyków, a Keith przez dekadę przyjmował heroinę, z uzależnieniem rozprawiając się ostatecznie w 1978 r. Prawdopodobieństwo samoistnego pozbycia się wirusa zmniejsza również stosowanie innych substancji psychoaktywnych i nadużywanie alkoholu. A przecież pod tym względem Keith Richards jest weteranem – kokainy używał aż do 2006 r., a konsumpcję alkoholu zaczął ograniczać dopiero w wieku 76 lat. „Bycie trzeźwym to zupełnie unikalne doświadczenie dla mnie” – podsumował wówczas.

Jakie czynniki mogą natomiast sprzyjać samowyleczeniu WZW typu C? Przede wszystkim większą szansę mają kobiety i osoby młode. Szanse rosną również wśród osób zakażonych jednocześnie wirusem zapalenia wątroby typu B, którym jednak gitarzysta Stonesów nie był zainfekowany. Wszystko wskazuje więc na to, iż jest on szczęśliwcem posiadającym wysokosprawny układ odporności, najpewniej warunkowany odpowiednim układem genów. Faktycznie, znane są dwa polimorfizmy pojedynczego nukleotydu w zlokalizowanym na chromosomie 19 genie kodującym interleukinę 28B (rs12979860 oraz rs8099917), spełniające bardzo istotną rolę w odpowiedzi immunologicznej na infekcję wirusem HCV, które w sposób niezależny od innych czynników zwiększają szansę na samowyleczenie.
By tego dowieść, musielibyśmy jednak być w posiadaniu próbki biologicznej pobranej od samego gitarzysty. Dziś, gdy dysponujemy metodami analizy szczątkowego DNA, za opracowanie których szwedzki biolog Svante Pääbo otrzymał w 2022 r. Nagrodę Nobla z medycyny, nie wydaje się to nierealne. Wystarczyłby choćby ścięty niepostrzeżenie pukiel włosów. Może dla szczytnych celów naukowych uda się go zdobyć podczas najbliższej trasy, na którą oczywiście się wybieram, zbliżając mój wynik na liczniku przeżytych koncertów Stonesów do magicznej liczby stu.

Artykuł dr. hab. Piotra Rzymskiego z Zakładu Medycyny Środowiskowej Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu opublikowano w Biuletynie Wielkopolskiej Izby Lekarskiej 5/2024.

Idź do oryginalnego materiału