Narzekała na "beznadziejne finanse". W jednym momencie pozbyli się wszystkiego

kobieta.gazeta.pl 16 godzin temu
Zdjęcie: Bitmap Stock//shutterstock


W 1954 roku para australijskich pisarzy Charmian Clift i George Johnston opuścili szary, powojenny Londyn i zamieszkali w Grecji. Książka "Obierz mi lotos" to klasyka literatury podróżniczej. Dzięki uprzejmości Wydawnictwa 77Press publikujemy jej fragment.
Dzisiaj kupiliśmy dom obok studni. Zakup, z którym wstrzymywaliśmy się przez niespokojne tygodnie, próbując zorganizować swoje beznadziejne finanse, został wreszcie sfinalizowany w kancelarii notariusza, będącego na tej małej greckiej wyspie także sędzią pokoju, miejskim rzeczoznawcą i mężem ulubionej nauczycielki mojego syna Martina w wiejskiej szkole nazywanej Szkołą Dolną, dla odróżnienia od Szkoły Górnej na górskim grzbiecie.


REKLAMA


Zobacz wideo Polacy o teściowych:


Włożyli z tej okazji najlepsze ubranie
Notariusz jest niskim, uprzejmym, astmatycznym mężczyzną. Podobnie jak wszyscy pozostali urzędnicy miejscy prowadzi interesy w jednej z cel dawnego klasztoru, stojącego za wesołymi fasadami sklepików na nadbrzeżu, i właśnie tu, w tej klasztornej celi, zebraliśmy się uroczyście, gdy wielki dzwon z brązu wybijał nad naszymi głowami południe.
Za biurkiem notariusz, bardzo uprzejmy i ważny, a przed nim, na ustawionych w rzędzie pięciu czarnych, pająkowatych krzesłach w stary wyspiarski wzór, pięć stron zainteresowanych sprawą: Sokrates, stolarz i sporadyczny agent nieruchomości; Demostenes, golibroda o rozbieganych oczach występujący w imieniu poprzedniego właściciela domu; stary Kreon Stavris mający nas przeprowadzić przez ostatnie zawiłości transakcji; oraz mój mąż George i ja, obydwoje dość nerwowo palący i świadomi tego, iż wyglądamy na parę niechlujnych obszarpańców. Zdaje się, iż notariusz, stary Kreon, golibroda Demostenes, a choćby Sokrates włożyli z tej okazji najlepsze ubranie, a golibroda obraca w grubych palcach śnieżnobiały kwiat hiacyntu.
Obszarpańcy czy nie, byliśmy jednak nabywcami domu i z pewną ceremonialnością poproszono nas uprzejmie do stołu, abyśmy podpisali masę niezrozumiałych dokumentów sporządzonych po grecku, które notariusz przeczytał w zawrotnym, przyprawiającym o zadyszkę tempie, a Kreon zatwierdził serią lakonicznych kiwnięć głową skierowanych do George’a. Za drzwiami kancelarii widziałam niebiański modry błękit sufitu nad balkonem, trzy wąskie marmurowe kolumny i drzewo hibiskusa na dziedzińcu, oślepiające kolorem obok zdobionego grobowca jednego z niezliczonych morskich bohaterów tej wyspy. Kupno domu w tym miejscu wydawało się doskonałym pomysłem.


Obierz mi lotos Wydawnictwo 77 Press


Cena wynosiła sto dwadzieścia funtów w złocie i została uzgodniona podczas wcześniejszych długotrwałych i tajemniczych negocjacji Sokratesa z golibrodą. Ku mojemu niejakiemu zaskoczeniu żaden z nich nie próbował w ostatniej chwili podnieść jej o dziesięć funtów albo i więcej. Może jednak doświadczenie bywa zwodnicze i człowiek niepotrzebnie uczy się przebiegłości w transakcjach handlowych z Grekami. Niemniej przesadą byłoby oczekiwać, iż uda nam się wskoczyć na najwyższą falę losu: tego ranka kurs wymiany funta w złocie był wyższy niż w ostatnich miesiącach, toteż tak naprawdę dom kosztował czterysta dziewięćdziesiąt trzy funty i dziesięć szylingów w angielskiej walucie, czyli sześćset dwadzieścia funtów australijskich, czyli około tysiąca trzystu dolarów.
Ten zakup to szaleństwo
Musieliśmy to przeliczyć na rozmaite waluty, ponieważ nasz dochód pochodzi ze skromnych tantiem wypłacanych w różnych krajach, i należało mieć całkowitą pewność, iż naprawdę nas stać na nabycie domu. W zasadzie wydawało się całkiem jasne, iż ten zakup to szaleństwo w każdej walucie, ale sto dwadzieścia funtów nie brzmi jak dużo, gdy powie się to gwałtownie i pominie kosztowny brzęk słów "w złocie".
Dopiero kiedy je zobaczyłam pod postacią wysokich, sztywnych stosów nowych banknotów drachmowych, wykładanych przez George’a garściami ze starej, zniszczonej, uszytej z kangurzej skóry aktówki, którą dawno temu podarowałam mu w Australii na urodziny, moje serce na chwilę zamarło. No i poszło! Nasza ostatnia odrobina kapitału, nasze pieniądze na powrót do cywilizacji, nasze rezerwy na wypadek chorób dzieci, operacji usunięcia migdałków albo wyrostka robaczkowego, katastrof stomatologicznych – albo tego nigdy niedyskutowanego, nieprzewidzianego wypadku, do którego mogłoby dojść, gdyby nie wszystko poszło gładko podczas narodzin mojego kolejnego dziecka w najbliższych kilku tygodniach i w dramatycznych okolicznościach musiałabym zostać przewieziona kaikiem do Aten.
Lekarz, u którego byłam w ubiegłym miesiącu w Atenach, powiedział, iż mogę całkowicie bezpiecznie urodzić choćby na szczycie Olimpu, a poza tym wiem, iż młodsza z dwóch akuszerek na wyspie jest kobietą praktyczną i opanowaną oraz iż większość populacji świata zjawia się na nim bez pomocy anestezjologii czy aseptyki, i iż to przecież już moje trzecie dziecko. Ale mimo wszystko…
Idź do oryginalnego materiału