Transplantologia to papierek lakmusowy stanu polskiej medycyny – uważa dr n. med. Wojciech Saucha, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Koordynatorów Transplantacyjnych.
– Jak Polskie Stowarzyszenie Koordynatorów Transplantacyjnych ocenia obecny stan opieki transplantacyjnej w Polsce?
Dr n. med. Wojciech Saucha – Transplantologia to gałąź medycyny niezwykle skomplikowana, która zależy od bardzo wielu przedstawicieli różnych specjalności. Dlatego pozwolę sobie użyć określenia, iż jest to papierek lakmusowy stanu polskiej medycyny. Wszystkie składowe systemu polskiej medycyny mają jakiś wpływ na to, co się dzieje w transplantologii. Transplantolog jest specjalistą, który – gdyby nie dawcy – nie miałby co robić. Bez stałego dostępu do narządów do przeszczepienia transplantolog jest bezsilny. A pacjenci, którzy czekają na przeszczep, tracą szansę albo na poprawę jakości życia, albo na przeżycie. Dopóki narządy nie zaczną rosnąć w próbówkach, jesteśmy całkowicie zależni od dostępu narządów albo od zmarłych, albo od żywych dawców. I tu zaczyna się problem, który istnieje nie tylko w Polsce. Jesteśmy zależni od całego systemu opieki zdrowotnej. o ile ten skomplikowany ekosystem przestaje działać albo źle funkcjonuje, to nie możemy mówić o przełomie w transplantologii.
Dobrze, iż jest Narodowy Program Transplantacyjny, bo on „łata” pewne dziury w drodze, po której się poruszamy. Ale to jest tylko łatanie dziur. Plan wspomaga oddziały transplantacyjne, trochę wspomaga oddziały intensywnej terapii, wyrównuje największe wgłębienia w tej drodze, po której się poruszamy, ale to dalej nie jest dwupasmówka. My się ciągle borykamy z problemami, które znamy od kilkunastu czy kilkudziesięciu lat. W dalszym ciągu mamy mało anestezjologów, taką a nie inną organizację pracy w szpitalach i na oddziałach intensywnej terapii.
W tym całym systemie funkcjonują koordynatorzy transplantacyjni. To są osoby zwykle z wyższym wykształceniem medycznym, które działają na wielu poziomach. Koordynatorzy pracują w szpitalach zgłaszających dawców, inni pracują w szpitalach, które przeszczepiają narządy, są też koordynatorzy centralni, zatrudnieni w centrali Poltransplant w Warszawie. Koordynatorzy szpitalni zgłaszający dawcę rozmawiają z rodziną, wyjaśniają wszystkie zawiłości procedury, a przede wszystkim próbują usunąć wszelkie przeszkody, które mogą się pojawić w procesie transplantacyjnym. Bez nas transplantacje nie byłyby możliwe. Mamy ogląd na sprawę od środka. Na każdądziałalność transplantacyjną. Stąd bardzo chcielibyśmy zmienić ten system na tyle, żeby był bardziej wydolny i żebyśmy nie mieli pewnych trywialnych problemów organizacyjnych w codziennej pracy.
– Które aspekty opieki transplantacyjnej w Polsce oceniają Państwo pozytywnie, a co wymaga zmian?
– W dziedzinie transplantologii jesteśmy europejskim średniakiem. Są kraje, które mają bardzo dobrze zorganizowaną transplantologię, jak np. Hiszpania, są też gorsze od nas. Mamy różnice między województwami – w województwach, w których jest dobrze rozwinięta sieć koordynacyjna, zależy na tym dyrektorom szpitali, szefom ośrodków transplantacyjnych, są wyszkoleni anestezjolodzy, którzy chcą to robić, mają do tego warunki i wypracowany cały system, transplantologia ma się rewelacyjne.
Jako stowarzyszenie robimy wiele, żeby poprawić sytuację polskiej transplantologii. Staramy się wpływać na szkolenia anestezjologów, szukamy nowych osób do zawodu koordynatora, które mają napęd i chęć do pracy i jeszcze nie są wypalone zawodowo. Staramy się rozmawiać ze studentami medycyny, żeby ukierunkować ich od samego początku w dobrą stronę, o ile chodzi o samo pojęcie śmierci mózgu, rozumienie transplantacji. Mamy na uwadze, iż dla niektórych lekarzy w średnim i starszym wieku, nie wiadomo dlaczego, przez cały czas są to tematy kontrowersyjne.
Przez wielu lekarzy pobranie narządu w szpitalu jest traktowane jako uciążliwość, której chciałoby się uniknąć albo scedować na kolegę, bo to jest dodatkowa praca, coś co wymaga ekstra wysiłku, a jest mało sił i środków na to, żeby zapewnić normalne funkcjonowanie oddziału, a tu jeszcze się chce czegoś od nich. o ile organizacja pracy w szpitalach się nie poprawi, to nie będziemy mieć dawców. Tyle jest przeciwności, iż niechętny człowiek, który jeszcze jest zmęczony, zawsze znajdzie jakąś wymówkę.
Jeżeli zmieni się finansowanie ochrony zdrowia, sposób rozliczeń, o ile procedury transplantacyjne nie będą przynosiły strat dla szpitala zgłaszającego dawcę, to jest szansa, iż coś się zmieni. Na razie zauważam dużo dobrych zdarzeń, ale nie ma jeszcze przełomu. Musimy pójść dalej. Nie możemy mieć takiego marazmu przez następne 10 lat. Coś się musi zmienić. Mamy świetnych transplantologów na poziomie takich państw, jak Stany Zjednoczone czy Wielka Brytania. Nasi transplantolodzy potrafią zrobić wszystko. Potrzebują środków finansowych, potrzebują dostępu do narządów, żeby pomóc ludziom.
– Jakie zmiany są zdaniem stowarzyszenia potrzebne, priorytetowe, by opieka transplantacyjna w Polsce się poprawiła?
– o ile ściągnięcie konsultanta do szpitala, np. neurologa lub radiologa, stanowi problem, to jak z tym pójść dalej? Mamy wiele szpitali, w których nie ma oddziałów neurologii. Trzeba prosić neurologów, żeby przyjechali i pomogli w stwierdzeniu śmierci mózgu. Nikt nie chce tego robić. My się rozbijamy o proste rzeczy, prostą organizację. Anestezjologów jest za mało, mają dziwne formy zatrudnienia, są zapracowani i wypaleni. Tak samo wypalają się koordynatorzy.
– Jaka jest Państwa ocena Narodowego Programu Transplantacyjnego? Czy treść programu spełniła oczekiwania?
– Proszę mi wybaczyć dozę nihilizmu. O pozycji polskiej transplantologii rozmawiamy przynajmniej 30 lat. Od 30 lat wiemy, co należy zmienić. Od 30 lat wiemy, jak działa model hiszpański, najlepszy w Europie. Do modelu hiszpańskiego nam brakuje dużo. Przynajmniej połowę, a w niektórych województwach cztery razy tyle. Ten model jest sprawdzony, nie musimy wyważać otwartych drzwi. Wiele z tego modelu znajduje się w NPT. Trochę się denerwujemy, gdy kolejny zespół ludzi tworzy kolejny program, a jest coś gotowego, co działa. Więc zróbmy to, niech to zacznie działać. Chcę przy tym podkreślić, iż żaden program nie zastąpi braku leków na oddziałach intensywnej terapii i nie uzupełni braku lekarzy na oddziałach intensywnej terapii. Nie uzdrowi tego, iż jest tam kilka sprzętu, nie uzdrowi sytuacji szpitali, które mają długi.
Włożyliśmy wiele pracy w to, żeby wystandaryzować procedury transplantacyjne, żeby w całym kraju wyglądały tak samo. Żeby były jasne, żeby każdy wiedział, co ma robić. Standardy są, wystarczy teraz pójść dalej. Nie chciałbym, żeby pieniądze, które są zaplanowane, zostały przeznaczane na szkolenia, które kilka zmieniają. My byśmy bardzo chcieli, żeby pieniądze wydawane na transplantację przynosiły pozytywny skutek, a nie po prostu zostały wydane.
– Czy przyjęcie narodowego planu, z Pana perspektywy, cokolwiek zmieniło?
– Moja perspektywa tutaj nie jest istotna. Istotna jest perspektywa lekarza pracującego na oddziale intensywnej terapii gdzieś w Polsce. I z perspektywy tego lekarza na razie – tak sądzę – przyjęcie NPT kilka zmieniło.