Przepraszam, ale nie mogę przejść obojętnie nad docierającymi do mnie kolejnymi nadinterpretacjami i licznymi przykładami braku zrozumienia tego co się dzieje w Chinach. Kroplą, która przelała czarę, stała się wypowiedź prof. Bogdana Góralczyka, czołowego polskiego eksperta ds. Chin, zamieszczona 6 grudnia br. na stronach portalu money.pl.
Profesor głosi tezy, z którymi nie sposób się zgodzić żyjąc od 33 lat w Chinach, z którymi nie sposób nie polemizować. W tekście zwróciły moją szczególną uwagę trzy opinie profesora:
- „Przewodniczący Chińskiej Republiki Ludowej Xi JinPing musi liczyć się z eskalacją fali protestów i tym samym rozważyć wprowadzenie kolejnych ustępstw w swojej polityce”.
Nie ma żadnej eskalacji protestów. Akcje protestacyjne miały miejsce 26 i 27 listopada w kilku dużych miastach. Brali w nich udział głównie ludzie młodzi w wieku od 20 do 30 lat. Akcje te – biorąc pod uwagę wielkość miast, w których do nich doszło – miały zasięg marginalny. W Szanghaju i Pekinie protestowały grupy 400 może 500 osób. Można przyjąć, iż w sumie we wszystkich miastach chińskich w proteście czynny udział wzięło ok 5 tysięcy osób. Młodych, mogących poruszać się, podróżować swobodnie, mogących swobodnie korzystać z Internetu. Poza bardzo nielicznymi przypadkami protesty miały spokojny przebieg. Tylko w kilku miejscach policja przepychała się z protestującymi i wzywała do rozejścia. Stawiający opór zostali aresztowani na 24 godziny, po czym zwolniono ich do domów. Po 27 listopada nie doszło do żadnych kolejnych protestów. Nic się nie wydarzyło. Nie ma najmniejszych podstaw, aby widzieć w tych akcjach protestacyjnych jakieś zagrożenie dla władzy. Demonstracje były skierowane przede wszystkim przeciw restrykcjom polityki „zero-covid”, a nie przeciw władzom centralnym, czy przeciw KPCh. Rząd zareagował błyskawicznie, zmuszając pośrednio rządy lokalne do poluźnienia zasad walki z Covid-19. I nie musi, nie ma potrzeby robić jakichkolwiek dalszych ustępstw poza tymi w zakresie polityki kontroli epidemii.
- „Xi musi mieć w świadomość, iż lada chwila będzie miał nowy plac TianAnMen (protesty z 1989 r.), na większą skalę i niekoniecznie tylko w stolicy kraju”.
Przepraszam, ale nie można stwierdzić nic bardziej nonsensownego. To myślenie życzeniowe pana profesora. Podkreślam: nie ma żadnych protestów. Porównywanie sytuacji z roku 1989 z aktualną, z rokiem 2022 jest zarazem totalnym błędem i manipulacją. O co innego chodziło protestującym z Placu TianAnMen 33 lata temu (hasła o charakterze politycznym), o co innego szło manifestantom w ostatni listopadowy weekend (zniesienie restrykcji epidemiologicznych). Społeczeństwo i państwo są dziś na zupełnie innym etapie rozwoju niż wtedy. Nie ma wątpliwości, iż w Chinach po 1989 roku nie było żadnych szerzej zakrojonych protestów poza tymi mającymi miejsce w zakładach pracy, a dotyczącymi nieuregulowanych wynagrodzeń, czy protestów ulicznych osób oszukanych przez twórców piramid finansowych. Nie ma też wątpliwości, iż po 1989 roku Chiny nie były świadkiem żadnych szeroko zakrojonych protestów o charakterze politycznym. Te ostatnie również nie miały takiego charakteru. Chiny rozwijają się dynamicznie (choć z przeszkodami), są drugą potęgą gospodarczą świata, poziom życia dzieci jest nieporównywalnie wyższy niż poziom życia doświadczany 20, 30 lat temu przez rodziców. Rośnie ich znaczenie na arenie międzynarodowej. Te czynniki powodują, iż wzrasta pewność siebie samych Chińczyków, iż rośnie ich poczucie własnej wartości, wzmacnia się poczucie dumy narodowej. Chiny 1989 roku są nieporównywalne z tymi dzisiejszymi, roku 2022.
- „W Chinach załamał się kontrakt społeczny, według którego obywatele mają zapewnione polepszenie jakości życia w zamian za niemieszanie się do polityki państwa. Myślę, iż nikt dokładnie nie wie, jak to się skończy. Nie wiadomo, co będzie podane teraz przez władzę jako nowy kontrakt społeczny, bo coś takiego będzie trzeba zaproponować”
Nie wiem kogo chce straszyć pan profesor i w jakim celu podgrzewać nastroje. Ale to stwierdzenie nie ma żadnego związku z wewnętrzną sytuacją w Chinach. Opisany konsensus jest kwestią umowną, zatem podlega bardzo subiektywnej ocenie. W samych Chinach nie jest przedmiotem jakiejkolwiek dyskusji. Tu nikt nie wtrąca się do polityki, nie zajmuje działaniami rządu, czy partii, jeżeli ta nie ingeruje za mocno w codzienne życie.
Nie będzie ciągu dalszego listopadowych protestów. Restrykcje covidowe ulegają poluźnieniu, część z nich znika, jakaś część prawdopodobnie pozostanie (może do wiosny 2023). Sytuacja społeczna będzie przypominać tę, którą pamiętam z Polski, z czasów swojej młodości: „wolna rączka, ale w trybach”. Chińczyków taki stan rzeczy nie uwiera ze względów kulturowych, przez wzgląd na tradycję, na system. Dopóki społeczeństwu będzie żyło się lepiej, dopóki się będzie ono bogaciło, to nic się nie stanie, nic się nie skończy, nic nie upadnie. Chińskie społeczeństwo, szczególnie młodzież, jest zorientowane na kwestie materialne. Nie na hasła ideowe, czy polityczne. To nie jest pokolenie z roku 1989.
Ostatnie protesty są najlepszym przykładem dynamiki nastrojów w Chinach: wystarczy, iż władze spełniają w jakiejś części oczekiwania i napięcie znika. Jest spokój. Tu dominantą jest byt, a nie świadomość, do obudzenia której trzeba jeszcze dziesiątków, a może setek lat. Władza nie musi społeczeństwu proponować nic ponad to co jest. A jeżeli – wedle społeczeństwa – pozostało coś do zaoferowania, to wola społeczna zostanie zrealizowana stopniowo, kiedyś, w przyszłości.
Podsumowując. Nie rozumiem czemu pan profesor epatuje opisując sytuację w Chinach zdaniami, określeniami i tytułami, które nie mają związku z realną sytuacją obserwowana z bliska, od środka. Jedynym uzasadnieniem może być wola utrzymania się w głównym nurcie medialnym, w którym w tej chwili w modzie jest straszenie Chinami, gdzie nie ma miejsca na mówienie i pisanie o tym jak jest, gdzie tym częściej udziela się głosu im ciemniej maluje się obraz współczesnych Chin. Rzeczywistość tutaj w Chinach nie jest ani czarna, ani biała, ani czerwona. Ma wiele barw. Czego pan profesor Góralczyk pewnie nie dostrzega, prawdopodobnie dlatego, iż od lat nie miał okazji Chin odwiedzić. Być może się mylę, ale mam przemożne wrażenie, iż w sercu nosi obraz Chin z lat swojej młodości, gdzie szczególne miejsce mają wydarzenia z Placu TianAnMen 1989 roku, a aktualną wiedzę na temat Państwa Środka czerpie bardziej ze źródeł zagranicznych niż chińskich. Zdaję sobie też sprawę, iż pan profesor zajmuje się jako ekspert nie tylko Chinami, ale i Węgrami, i Europą, i innymi zagadnieniami, zatem pewne kwestie mogą ulec zatarciu, czy pomieszaniu. Każdy ma prawo głosić własne poglądy i opinie, a iż błądzi? Któż profesorowi zabroni błądzić?
Andrzej Z. Liang 梁安基
07 grudnia 2022
ShangHai 上海, China 中国