Zaczęło się niewinnie
Melinda Kolodynski pierwszy silniejszy ból w okolicach pleców poczuła w 2020 roku. Ratowała się tabletkami, jednak po dwóch miesiącach także i te przestały działać.
Gdy pewnej nocy ze snu wyrwał ją silny ból, mąż wezwał do niej karetkę. – O godzinie 23:00 czułam najgorszy ból w moim życiu. Było tak źle, iż błagałam męża, żeby mnie zabił, gdy czekaliśmy na karetkę – opisywała tragiczną noc w rozmowie z 7News Melinda.
Gdy medycy wykonali w szpitalu komplet badań, okazało się, iż przyczyną bólu są guzy na jajnikach. Początkowo lekarze podejrzewali, iż to zaawansowany złośliwy rak jajnika. Kolejne specjalistyczne badania wskazały jednak, iż to nowotwór zwany naczyniakomięsakiem.
Walczyła do samego końca
Ponieważ nowotwór był w zbyt zaawansowanym stadium, operacja nie była już możliwa. Kobieta przeszła więc intensywną chemioterapię. Rokowania były złe, dlatego Melinda zaczęła przygotowywać dwójkę swoich dzieci, zwłaszcza siedmioletniego syna, na najgorsze.
– Musiałam mu powiedzieć, iż mama nie zawsze może być przy nim, i iż tatuś, i babcia zaopiekują się nim, ale mama zawsze będzie w jego sercu – mówiła w rozmowie z mediami Melinda.
Kobieta walkę z rakiem relacjonowała również w mediach społecznościowych. W swoich wpisach Melinda podkreślała, iż otaczają ją przyjaciele, którzy nieustanie przypominają jej, jak bardzo jest silna.
Ostatni wpis jest sprzed miesiąca. Młoda mama wyznała, iż właśnie trafiła pod opiekę paliatywną. "Rak dał przerzuty do wątroby i jest dość zaawansowany. Mój onkolog mówi o prognozach, których, szczerze mówiąc, nie chcę zaakceptować" – wyjaśniała Melinda na Instagramie.
"Nadszedł czas, aby wstać z kurzu i walczyć dalej, ponieważ czeka mnie walka, a ja jeszcze nie skończyłam" – napisała w ostatnim zamieszczonym w sieci poście.
Serwis Daily Mail Australia podał, iż Melinda zmarła w zeszłym tygodniu. Walczyła do samego końca.