Z nowotworami w końcu sobie poradzimy, wyzwanie to zachowanie funkcji poznawczych. W idealnym świecie studentów medycyny będzie uczyło się przede wszystkim komunikacji z pacjentem zostawiając diagnozę potędze sztucznej inteligencji analizującej w sekundę dane medyczne – uważa dr Adam Kruszewski, prezes i założyciel holdingu biotechnologicznego Orphinic Scientific.
Przeciętna długość naszego życia co 12 miesięcy zwiększa się o pół roku. Japonka urodzona w 2023 r. statystycznie dożyje 100 lat. W 2012 roku nasz think tank CEE Health Policy Network próbował zgadnąć, jak będzie wyglądał system opieki zdrowotnej w naszej części Europy za kilkanaście lat. Stworzyliśmy 4 scenariusze w zależności od tego, kto z głównych uczestników rynku: lekarze, rząd, przemysł farmaceutyczny czy pacjenci – będzie miał na nim najwięcej do powiedzenia. Wyniki tego eksperymentu można obejrzeć na stronie https://www.ceehpn.eu/activities w formie krótkich filmików. Pokazano także 4 scenariusze – wydawały się mało prawdopodobne, ale mogły mieć duży wpływ na społeczeństwo. Nazwaliśmy je „wild cards” i przedstawiliśmy w formie kart tarota.
Czterej jeźdźcy Apokalipsy
Były to, niczym czterej jeźdźcy Apokalipsy: epidemia, „health data hacking” (wyciek danych medycznych i szantażowanie ich ujawnieniem lub brakiem dostępu), „solar flare” (czyli zakłócenia w dostawach prądu za Ziemi spowodowane działalnością słońca) i karta „buying immortality” (panaceum na nieśmiertelność). Przeczuwaliśmy wówczas, iż zaczną pojawiać się leki, które będą skutecznie leczyły choroby, ale ich cena będzie barierą zarówno dla pacjentów jak i ubezpieczycieli. Poza „solar flare” wszystkie zdarzyły się w ciągu dekady. A cały system dąży na szczęście do umieszczania pacjenta w jego centrum.
Kilka lat temu z jedną z najlepszych firm doradczych stworzyliśmy dla jednego z małych państw arabskich program redefiniujący system opieki zdrowotnej. Ów kraj miał zarówno mało personelu medycznego, jak i słabą infrastrukturę, dlatego też pokusiliśmy się o zaproponowanie cyfrowego systemu zdrowia opartego o gromadzenie i analizę danych medycznych – wirtualizacji systemu. Zapraszał on pacjentów do współuczestniczenia w systemie. A iż jest to kraj zamożny, to zakładał gratyfikację ubezpieczonych za pożądane zachowania, co miało przełożyć się na poprawienie zdrowia populacji. I w efekcie brak wzrostu kosztów opieki zdrowotnej. Projekt powstał jeszcze przed pojawieniem się sztucznej inteligencji i trochę wydawało się wtedy, iż wirtualne przychodnie i wizyty lekarskie on-line to futurologia.
Decydenci wierzyli mocno w model „skalpela i szpitali” – marzyła im się kopia systemu amerykańskiego najeżonego placówkami w standardzie 5-gwiazdkowych hoteli. Projekt nie zyskał uznania. A przenosił on siłę ciężkości medycyny na prewencję oraz zakładał udział i motywację pacjentów do dbania o własne zdrowie. I miał szanse powodzenia, bo system nie był obciążony infrastrukturą i koniecznością zamykania szpitali, państwo było zamożne, a AI było tuż za rogiem.
Spojrzenie w szklaną kulę
Patrząc na to, co się wówczas zdarzyło wydaje się dziś, iż trendy były przewidywalne. Ma to choćby swoją nazwę w psychologii – efekt pewności wstecznej. Obserwując i uczestnicząc od dekad w przekształcaniu się systemu opieki zdrowotnej spróbujmy spojrzeć w szklana kulę i zgadnąć, co stanie się za 10 lat w sektorze ochrony zdrowia? Zbliża się koniec ery lekarzy ze słuchawkami. Wysłuchiwanie szmerów serca czy opukiwanie wątroby przejdzie do historii medycyny. Lekarze staną się bardziej menedżerami IT, zarządzającymi precyzyjnym sprzętem diagnostycznym. Będą tu osoby szybciej widzące niewidoczne dzisiaj dla lekarza zmiany w wątrobie dzięki trójwymiarowych hologramów, jak i zarządzające terabajtami danych oraz może bardziej tłumaczami tego, co powie AI. Staną się również osobami, które pomogą dokonywać wyboru, np. w krańcowych sytuacjach: chemia czy naświetlanie, a na koniec drukującymi z podręcznej drukarki 3D spersonalizowaną tabletkę dla swojego pacjenta.
W idealnym świecie studentów medycyny będzie uczyło się przede wszystkim komunikacji z pacjentem zostawiając diagnozę potędze sztucznej inteligencji analizującej w sekundę dane i kompilującej je z historią pacjenta i najnowszą (czytaj: z dzisiaj rana) wiedzą medyczną.
Wydaje się także, iż medycyna jakości życia zdominuje system. Spójrzmy na agonistów GLP1 (Ozempic czy Mounjaro) szturmem zdobywających świat. I wszystkie leki dookoła, jak na przykład te zapobiegające utracie masy mięśniowej podczas odchudzania. Ta zmiana nie dotyczy tylko zdrowia. Zaczynając od linii lotniczych, spalającej mniej paliwa przy przewożeniu szczuplejszych ludzi, przez koncerny produkujące słodycze, a na fast foodach kończąc. Zresztą powinniśmy sobie zdać sprawę, iż dziś z powodu otyłości i chorób z nią związanych umiera na świecie o wiele więcej ludzi niż z powodu głodu. Wydaje się, iż nowotwory, pomimo ucieczki przed lekami przez mutacje, staną się chorobami uleczalnymi. Tak, jak choroby zakaźne zostały ujarzmione przez antybiotyki kilkadziesiąt lat temu.
Maraton po 70-tce
Największym wyzwaniem przyszłości będzie zachowanie naszych funkcji poznawczych. Problemem będzie np. otępienie skroniowo-czołowe, z którym boryka się Bruce Willis. Odpowiedzią będzie wczesna prewencja i decydowanie, czy zacząć brać leki na Alzheimera czy Parkinsona 10 lat wcześniej, zanim pojawiają się objawy.
Zaczniemy wpływać na długość naszych telomerów czy zapobiegać degeneracji mitochondriów. Dziś już nie tylko 20-latkowie wierzą w swoją nieśmiertelność. Wszyscy zaczynamy ufać w potęgę nauki i medycyny. I nie wyobrażamy sobie samych siebie w bujanym fotelu za kilkanaście, kilkadziesiąt lat ani – co gorsza – przykutych do lóżka. W swojej wyobraźni widzimy się biegającymi maratony w wieku 70 lat. Dla kontrastu, w starożytności przed długi czas uważano starość za chorobę. W Rzymie za początek starości uważano 46. rok życia. 45-letni Scypion w przemówieniu do Hannibala nazywał siebie starym.
Dziś wczorajsi emeryci patrzą na to, żeby mieć piękne zęby, gęste włosy i mieć środek na potencję najlepiej działający za 5 minut. Może to hedonizm, ale dziś chcemy konsumować efekty 30 lat pracy na etacie. Chcemy się sobie podobać w wieku 60 lat, zwiedzać świat i delektować się smakiem cabernet sauvignon. Można przewrotnie powiedzieć: starość nie istnieje. Na pewno będziemy używać sztucznych organów, w pewnej chwili zadając sobie pytanie czy wymieniając przedostatni organ przez cały czas jesteśmy człowiekiem?
Już dziś łatwo zdeterminować płeć dziecka a wizja świata z filmu Gattaca, gdzie eliminuje się zarodki nie tylko z chorobami genetycznymi, ale projektuje się pożądane cechy, nie jest już wcale odległa. Niedawno przeczytać można było o testach genetycznych podpowiadających, do jakiej dyscypliny sportu powołane jest twoje dziecko. To już rzeczywistość, w której jesteśmy. Z ciekawością śledzimy wszystkie trendy które walczą o przedłużenie życia – od leków, poprzez dietę aż po próby przepisania naszego DNA (nawet więcej – naszej osobowości) na software. I przechodzenia w naszym nieśmiertelnym życiu w tę i z powrotem – od rzeczywistości cyfrowej do bionicznego ciała.
Celowo nie patrzymy tu na scenariusze nieuleczalnego wirusa, globalnej awarii prądu czy wymknięcia się spod kontroli AI, która niechybnie zdefiniuje ludzkość jako najgroźniejszego pasożyta planety. Bądźmy dobrej myśli. Wierząc w wygraną w ruletce, zwanej życiem.
Autor: Adam Kruszewski, MD, MBA jest prezesem zarządu Orphinic Scientific, spółki biotechnologicznej, zajmującej się rozwojem nowych leków, urządzeń medycznych i systemów zarządzających badaniami klinicznymi. Ma 25-letnie doświadczenie w budowaniu i przekształcaniu firm z sektora opieki zdrowotnej i farmacji w Polsce i innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej, a także w USA (m.in. Medicover, Luxmed, Znany Lekarz/DocPlanner, czy KCR). Zarządzał międzynarodowymi projektami zatrudniającymi choćby kilka tysięcy pracowników.
Jest ekspertem w dziedzinie opieki zdrowotnej doradzający rządom jako konsultant i współtwórca think-tank zajmującego się opieką zdrowotną. w tej chwili zarządza holdingiem kilku spółek z zespołem rozrzuconym od San Francisco, przez Dublin, Sydney, Kopenhagę na Wrocławiu i Warszawie kończąc. Firma w swoim portfelu rozwija kilkanaście innowacyjnych leków będących w tej chwili w fazie badan klinicznych. Firma portfelowa (bo tak nazywa się ten model biznesu) nie zamierza ich potem produkować, ale zakłada ich sprzedaż w fazie gotowości do komercjalizacji.