Leczenie bólu, czyli polskie bolączki

swiatlekarza.pl 2 godzin temu

Miliony ludzi w Polsce żyją z bólem przewlekłym i latami szukają pomocy. Szacunki mówią o ok. 8–9 milionach dorosłych Polaków z bólem trwającym dłużej niż 3 miesiące. To nie fanaberia, a osobna jednostka chorobowa. Mimo to w Polsce kształcący się medycy przez cały czas nie mogą wybrać medycyny bólu jako specjalizacji

Ustawa o prawach pacjenta z 6 listopada 2008 wskazuje wyraźnie, iż pacjent ma prawo do leczenia bólu, a placówka musi monitorować jego leczenie. Poradni leczenia bólu z kontraktem NFZ jest ok. 200 w całym kraju. Czas oczekiwania na pierwszą wizytę to od kilku miesięcy do prawie roku. Co zatem zgrzyta w systemie?

Brakuje specjalizacji „medycyna bólu”, więc pacjent trafia do lekarza, który nierzadko przeszedł jedynie krótkie szkolenie. W praktyce leczenie ogranicza się do farmakoterapii, czasem rehabilitacji, rzadko terapii psychologicznej. W efekcie zamiast zintegrowanej terapii mamy przypadkowe wizyty u różnych specjalistów, między którymi nie ma żadnej komunikacji.

Edukacja lekarzy w zakresie leczenia bólu jest szczątkowa, finansowanie – symboliczne. Poradnie są rozproszone, kolejki ciągną się miesiącami, a niektórzy lekarze POZ odmawiają wystawienia skierowania z absurdalnych powodów. Mentalność to nasza kolejna „bolączka”.

Co boli pacjentów

Osoby, które odesłano z kwitkiem tylko dlatego, iż nie mają diagnozy nowotworu, to nie margines. Skojarzenie cierpienia z chorobą terminalną tworzy barierę nie do przeskoczenia. Tworzą ją także pacjenci, którzy wstydzą się mówić o swoim bólu. Wydaje się, iż tylko ból pacjentów hospicjów traktowany jest poważnie.

Bagatelizuje się zwłaszcza ból młodych, bo „w tym wieku nie powinno boleć”. Ignoruje się ból kobiet, bo taka ich „uroda”. Z kolei wiele starszych osób słyszy: „Boli? To znaczy, iż pani żyje”. Pewna anestezjolożka opowiadała mi o dziewczynie, która jeszcze przed 40. urodzinami miała za sobą kilkanaście lat tułaczki między gabinetami z powodu bólu związanego z endometriozą. Przekonanie, iż „musi boleć” niszczy tysiące ludzi. W badaniach europejskich choćby co trzeci chory z bólem przewlekłym deklaruje myśli samobójcze.

Nie musi boleć

Tymczasem na Zachodzie leczenie bólu to pełnoprawna gałąź medycyny, nie dodatek do anestezjologii. W Wielkiej Brytanii, Niemczech, Skandynawii czy USA funkcjonują centra leczenia bólu – interdyscyplinarne kliniki, gdzie pacjent trafia nie po receptę, ale po plan terapii. Nad chorym pracuje zespół: lekarz medycyny bólu, fizjoterapeuta, psycholog, pielęgniarka, czasem dietetyk i pracownik socjalny.

Terapia jest złożona – farmakologia to tylko jeden z elementów, obok fizjoterapii, terapii poznawczo-behawioralnej, edukacji i metod interwencyjnych. Leczenie jest koordynowane i refundowane, a jego skuteczność mierzona – nie tyle w skali bólu, co w jakości życia i umiejętności funkcjonowania.

W Polsce choćby w programach studiów medycznych rozmaitych specjalizacji brakuje edukacji o leczeniu bólu. O interdyscyplinarnym podejściu nie ma mowy, podczas gdy ok. 90 proc. pacjentów z przewlekłym bólem potrzebuje łączenia różnych technik.

W przeglądzie „Cochrane Database” (Kamper i in., 2015) czytamy, iż połączenie terapii medycznej, fizjoterapii i psychoterapii zmniejsza natężenie bólu średnio o 30–40 proc. i podwaja szansę na powrót do pracy w porównaniu z leczeniem standardowym. Z kolei według danych „British Pain Society” pacjenci uczestniczący w programach interdyscyplinarnych ograniczają zużycie leków przeciwbólowych o ok. 35 proc., a 80 proc. z nich deklaruje poprawę jakości życia już po kilku tygodniach terapii. Takie podejście zmniejsza liczbę hospitalizacji i wizyt lekarskich choćby o jedną trzecią, co oznacza, iż leczenie kompleksowe jest nie tylko skuteczniejsze, ale też tańsze dla systemu.

Ból przewlekły to codzienność milionów Polaków – ludzi, którzy często zamiast leczenia dostają trening wytrwałości. Potraktujmy ich ból poważnie.

Ewa Bukowiecka-Janik

Idź do oryginalnego materiału