Kochamy true crime, śledzimy historie o seryjnych mordercach. Psycholog o społecznych efektach

natemat.pl 17 godzin temu
Dlaczego, choć nie masz morderczych skłonności, tak namiętnie słuchasz podcastów true crime i śledzisz zbrodnie, których w kolejnych odcinkach serialu dokonuje jakiś zwyrodnialec, np. ten z "Kasztanowego ludzika"? Katarzyna Kucewicz, psycholożka i psychoterapeutka mówi mi, skąd się bierze fascynacja tego typu produkcjami i czy zawsze jej efekty są dla społeczeństwa dobre.


Ekranizacja powieści Sørena Sveistrupa "Kasztanowy ludzik" właśnie odżyła na Netflixie po tym, jak okazało się, iż serial z 2021 roku będzie kontynuowany – drugi sezon duńskiego hitu zobaczymy w 2026 roku. Tymczasem Spotify ogłosiło, iż podcastem roku w Polsce zostało "Kryminatorium", a w top 10 połowę miejsc okupują produkcje true crime.

Agnieszka Sztyler-Turovsky, naTemat: Liczba wyświetleń seriali o zbrodniach i odsłuchań podcastów true crime mówi, iż masowo pociąga nas czyste zło. Coś z nami nie tak?

Katarzyna Kucewicz: Zainteresowanie serialami true crime i kryminalnymi, szczególnie takimi, jak np. "Kasztanowy ludzik" – z gatunku nordic noir, wyjaśniłabym z kilku perspektyw. Przede wszystkim, oglądanie ich pozwala w bezpiecznych, kontrolowanych warunkach doświadczać strachu, trwogi i innych silnych emocji.

Dlatego choćby dzieci lubią straszne bajki, w stylu tych braci Grimm?


Fascynacja dzieci bajkami mrocznymi i strasznymi może wydawać się zaskakująca, ale ma podobne uzasadnienie – takie bajki pozwalają dzieciom, podobnie jak true crime dorosłym, bezpiecznie eksplorować niebezpieczeństwo, strach i zło.

I tak oswajać lęki?


Poprzez "przerażającą" narrację (oczywiście w granicach zdrowego rozsądku), dzieci uczą się radzić sobie z emocjami, które są przytłaczające w rzeczywistym życiu.

W dodatku bajki często zawierają jasny podział na dobro i zło – tak jest np. w "101 Dalmatyńczykach", "Małej Syrence" czy "Śpiącej Królewnie".

Dobro w nich zawsze zwycięża, co jest ważne, bo daje poczucie sprawiedliwości – choćby jak jest źle, to na koniec zawsze wychodzi słońce.

Wiadomo, iż w życiu niekoniecznie taki scenariusz się sprawdza, więc w dorosłości mówi się np. "wyrosłem już z bajek". Jednak bajki oferują moralne lekcje, które dzieci mogą łatwo zrozumieć.

Historie z serii true crime nie zawsze są moralitetami kończącymi się happy endem. A oglądając "Kasztanowego ludzika" ludzie napawają się cierpieniem kolejnych ofiar seryjnego mordercy.

Ludzie, w moim poczuciu, nie tyle napawają się czyimś cierpieniem, ile frapuje ich tajemniczość historii i elementy zaskoczenia.

Często te zbrodnie dzieją się w małych, sennych miasteczkach – malowniczych cichych i spokojnych. Gdy w takim miejscu dochodzi nagle do brutalnych zdarzeń, które wstrząsają lokalną społecznością, to zestawienie przydaje dodatkowej grozy.

Skandynawia, ze względu na specyficzną surowość krajobrazu i przyrody, jest idealną scenerią do tego, by rozegrał się tam dramat – ktoś znajduje zwłoki w szuwarach, albo w lesie. Jest pełna tajemniczych miejsc, których nie eksplorujemy tak, jak np. Włoch czy Hiszpanii w trakcie urlopu. I światło jest zupełnie inne – na dworze często jest ciemno, szaro, jest mało słońca.

Taki klimat noir, pełen tajemniczości panuje właśnie w "Kasztanowym ludziku". Takie miejsca jeszcze bardziej potęgują nastrój grozy i zagadkowości – bardziej, niż gdyby ciało zostało znalezione w dużym mieście, np. w biurowcu.

Popularność seriali o takiej tematyce wynika też z tego, iż lubimy zgłębiać istotę ludzkiej natury – przyglądać się motywom, które popychają niektóre osoby do czynów przestępczych. I tu bym upatrywała źródło ogromnego powodzenia podcastów, książek i seriali true crime.

Ludzie zafascynowani nimi, często na forach, grupach dyskusyjnych rozmawiają o nich, w komentarzach dzielą się swoimi przypuszczeniami – dyskutują nie tylko o tym, co się stało – to staje się pretekstem do rozmów o wartościach i moralności.

Podcasterzy zajmujący się tą tematyką na całym świecie mówią wręcz o tym, iż zdarza się, iż dzięki swojej fascynacji true crime pomagają w śledztwie, wpadają np. na nowe tropy, coś odkrywają.

Choć z drugiej strony, niestety, nie brakuje sytuacji, gdy jest odwrotnie – rzesze internautów pomawiają niewinne osoby, podejrzewają bez pokrycia, sieją dezinformację i teorie spiskowe.

Jednak generalnie kryminały pozwalają nam zagłębiać się w zawiłości umysłu przestępcy, są jak interesująca łamigłówka do rozwikłania. Ludzie fascynują się nie wszystkimi mrocznymi historiami, ale tymi, które są zagadkowe, skomplikowane i które mają w sobie jakiś element niejednoznaczności, tajemnicy, dziwnych zwrotów akcji.

Seryjny morderca z "Kasztanowego ludzika" celowo zostawia ślady – ludziki z kasztanów, takie, jakie dzieci robią w przedszkolu. Dlaczego? Przecież to ułatwia śledczym powiązanie z nim kolejnych zbrodni. I czy ludzik to znak, iż w jego dzieciństwie trzeba szukać korzeni zła?

Zostawianie takiego znaku przy ofiarach może stanowić rodzaj jakiegoś rytuału. W analizie takiego zachowania najważniejsze mogłoby być zrozumienie, jakie konkretnie wspomnienia lub emocje z dzieciństwa są powiązane z kasztanowymi ludzikami.

Wątpliwe, iż to taka prosta nostalgia za dzieciństwem, raczej coś znacznie bardziej mrocznego i zakorzenionego w przeszłych negatywnych doświadczeniach.

To złożona kwestia, która wymagałaby sporej analizy. Choć proszę zauważyć, iż tak naprawdę, ten motyw częściej pojawia się w filmach niż w realnych kartotekach przestępców i aktach sądowych.

Po pierwsze, takie działanie może wynikać z narcystycznych zaburzeń osobowości albo posiadania przez sprawcę cech narcystycznych. Seryjny zabójca, zostawiając swój "podpis", może pragnąć uzyskać potwierdzenie swojej wyjątkowości.

Dla niektórych przestępców, ryzyko, iż zostaną schwytani, jest mniej istotne niż potrzeba zyskania popularności, rozgłosu, choćby jeżeli jest to sława w negatywnym kontekście.

Dla innych pełni funkcję rytuału, gdzie każdy element, w tym ślad pozostawiony przy ofierze, jest niezbędny do stworzenia obrazu mordu.

Niemniej osobiście znam takie "rytuały" bardziej z seriali takich, jak właśnie "Kasztanowy ludzik", czy "Szadź" niż z prawdziwych historii. Czemu? Właśnie dlatego, iż zostawianie śladów istotnie zwiększa ryzyko złapania i tylko dla niektórych sprawców, te psychologiczne korzyści przeważają nad konsekwencjami.

No właśnie, jak zrozumieć taką postać? Seryjny morderca zabija matki, według niego niewystarczająco dobre. Czy korzenie obsesji takiego człowieka należy szukać w jego dzieciństwie i w relacjach z matką?

Mordowanie matek, które w jego mniemaniu są wyrodnymi, wskazuje na jakąś potrzebę odwetową, czyli na pragnienie zemsty za to, co spotkało jego samego, bądź kogoś dla niego ważnego.

Jednak dawanie sobie prawa do tego, by bawić się w sędziego i samodzielnie skazywać i wykonywać wyroki, może świadczyć o tym, iż bohater ma cechy psychopatyczno- narcystyczne. I nosi jakiś rodzaj urazu, ale równocześnie ma poczucie misji, która w jego zaburzonym systemie wartości jest czymś dobrym i sprawiedliwym.

W niektórych przypadkach indywidualne doświadczenia, jak odrzucenie lub niepowodzenia życiowe, mogą również wzmacniać nieadaptacyjne schematy myślenia i zachowania, i popychać ludzi do szeregu złych decyzji, i ekstremalnych, straszliwych czynów.

Jakaś część morderców doświadczyła traumy, zaniedbania lub głębokich nadużyć w dzieciństwie. Przemoc domowa czy inne doświadczenia przekraczające zasoby emocjonalne człowieka mogą prowadzić do poważnych zaburzeń zachowania. Chociaż stanowczo podkreślam, iż nie jest to reguła. Większość ludzi po takich traumach nie jest przecież zabójcami.

Nie każdy, kto ma toksyczną matkę, zostaje psychopatą i seryjnym mordercą. Co musi się stać, by tak się stało?

Przemiana zwykłego człowieka w seryjnego mordercę to złożony proces – obejmuje czynniki zarówno biologiczne, jak i psychospołeczne.

Nie ma tu jednoznacznego wskazania, np. na jedną sytuację, po której możemy przypuszczać, iż dana osoba będzie mordercą, a tym bardziej seryjnym.

Nie istnieje jednoznaczna ścieżka życiowa, która prowadzi człowieka do takiego wykolejenia. Jednak na poziomie neurobiologicznym na pewno możemy zauważyć u ludzi dokonujących zabójstw większe tendencje do agresji i przemocy.

Zwykle szukamy wytłumaczenia w traumach z dzieciństwa, wychowaniu, a nagle okazuje się, iż winna wszystkiemu jest budowa mózgu i np. jakieś ciało migdałowate, które generuje agresję.

Anomalie w obszarach mózgu odpowiedzialnych za kontrolę impulsów i empatię mogą zwiększać prawdopodobieństwo zachowań antyspołecznych.

Nie bez znaczenia są także czynniki osobowościowe – brak empatii, impulsywność, narcyzm, a także skłonności sadystyczne – tym cechują się osoby dokonujące zabójstw.

Niektórzy mogą cierpieć na zaburzenia psychiczne, takie jak zaburzenia osobowości antyspołecznej.

Warto w tym miejscu jednak zaznaczyć, iż stereotyp lansowany kiedyś w filmach, iż zabójstwa są domeną osób cierpiących na schizofrenię to mit!

Tacy pacjenci stanowią największe zagrożenie dla siebie, rzadziej dla innych, choć w przypadku aktywnej psychozy, silnych urojeń człowiek może dopuścić się czynów, nad którymi nie ma kontroli.

Idź do oryginalnego materiału