W zeszłym roku pisałem o ciężkich prszejściach mentora alt-right, Jordana Petersona. Zafascynowało mnie, iż ten jutubowy wykładowca „12 sposobów na życie” sam sobie swoje życie koncertowo rozpieprzył.
Ostatnio Peterson postanowił o tym bliżej opowiedzieć (a raczej postanowiła to jego córka Mikhaila) dziennikarce „Sunday Times”. Wywiad ukazał się pod nagłówkiem „Jordan Peterson o swojej depresji, uzależnieniu i piekle rosyjskiego odwyku”, co rozsierdziło prawicę.
Wyznawcy Petersona oczekiwali subtelnego, pełnego współczucia i podziwu tekstu pod tytułem, powiedzmy, „Wybitny myśliciel opowiada o serii całkowicie od niego niezależnych nieszczęśliwych wydarzeń”. Mikhaila najwyraźniej też.
Brak czołobitności uznała za manipulację. Opublikowała pełny zapis na stronie swojego ojca, dzięki czemu mogę tę notkę zilustrować skrinem kluczowego fragmentu.
Że benzodiazepiny uzależniają, wiadomo od dobrych kilkudziesięciu lat. Peterson powinien był o tym wiedzieć jako psycholog kliniczny.
Osoby uzależnione często opisują swoje życie w taki sam sposób: iż spadła na nie seria niefortunnych zdarzeń, w wyniku której wylądowali pod mostem czy na dworcu. Postronny obserwator nie może się czasem powstrzymać przed uwagą typu „a czego na litość boską oczekiwałeś po heroinie?”, na co usłyszy taką samą odpowiedź, jak od Petersona: miałem wtedy ważniejsze zmartwienia, „my life was a whirlwind”.
Peterson oczywiście ubiera to w ładniejsze słowa od pana Zdzisia, który pije alpagę pod sklepem. Wiadomo, bogacz cierpi na depresję i migrenę, a pan Zdzisio to nierób, którego łeb napierdala.
Poetycko o uzależnieniu to samo co Peterson napisał Gil Scott-Heron w tym pięknym monologu heroinisty: „you keep saying: kick it, quit it, kick it, quit it / God, but did you ever try / to turn your sick soul inside out”. Wychodzenie z uzależnienia to droga przez piekło, Peterson nie był pierwszym, który przez nią przeszedł.
Akatyzja (czyli odczuwanie przymusu ciągłego poruszania się dla ucieczki przed nieustającym bólem) to częsty element „syndromu odstawienia”. W serialu „The Wire” akatyzję odgrywa Andre Royo jako Bubbles.
Widząc czarnego ćpuna prawicowiec nie okaże współczucia i nie będzie używać wyszukanych słów typu „akatyzja”. Te są zarezerwowane dla bogatych, białych narkomanów z górnej półki, takich jak Jordan Peterson.
Jajako lewak w narkomanie widzę chorego, a nie przestępcę. Ofiarę, a nie sprawcę. Kogoś, komu trzeba pomóc, a nie kogoś, kogo trzeba ukarać za niemoralne prowadzenie się.
Konserwatysta narkomana najchętniej by wsadził za kratki. A jeżeli choćby zaakceptuje konieczność leczenia, to najchętniej takiego, żeby wstrętny ćpun przy tym cierpiał, jak w kontrowersyjnych terapiach typu Synanon, gdzie narkoman ma po prostu odstawić i już.
Jak pisałem w poprzedniej notce o Petersonie, to się sprowadza do fundamentalnej różnicy między lewicą a prawicą, czyli do „hipotezy sprawiedliwego świata”. Prawica w nią wierzy, lewica ją odrzuca.
Ja uważam, iż świat jest urządzony niesprawiedliwie (większość przywilejów jest niezasłużona, większość cierpień niezawiniona, większość hierarchii ściemniona itd.). Konserwatysta uważa, iż każdy ma to, na co zasłużył.
Biednemu powie więc – po prostu przestań być biedny. Weź pracę, zmień kredyt. Nie żryj tyle tostów z avocado.
Gejowi powie – nie bądź gejem (albo chociaż się z tym nie obnoś). Uchodźcy – nie uchodź. Narkomanowi – odstaw.
No chyba iż to on zostanie narkomanem albo uchodźcą. Wtedy okazuje się, iż to wszystko nie jego wina, po prostu dopadły go niezależne od niego okoliczności.
Pieniądze i przywileje pozwoliły Petersonowi przejść przez to piekło mimo wszystko w łagodniejszy sposób od narkomana w więziennym ośrodku. Albo pacjenta na Sobieskiego.
Co za tym idzie, guru prawicy wciąż jest w fazie wyparcia. Z jego słów wynika, iż nie uważa swojej historii za typową historię uzależnionego.
Z racji swego wieku widziałem już wielu ludzi, którzy zniszczyli sobie życie uzależnieniem od takiej czy innej substancji, w tym: benzodiazepin. Ich historie były podobne, włącznie z akatyzją, depresją, bezsennością i „nic nie pamiętam z tych dwóch miesięcy”.
Oni jednak, w odróżnieniu od Petersona, nie głosili ideologii zakładającej, iż każdy odpowiada za swoje decyzje. Dlatego żałuję go ociupinkę mniej.
Cieszę się, iż już mu lepiej i iż może wrócić do normalnego funkcjonowania. Ale czy wyciągnął z tego wnioski? Wywiad na to nie wskazuje…