I jeszcze raz konferencyjnie

na-sciezkach-codziennosci.blogspot.com 3 miesięcy temu
A o tej konferencji zupełnie sobie zapomniałam, chociaż tydzień wcześniej prowadząca ćwiczenia z Wspomagania rozwoju psychoruchowego (pedagogika) na pewno mówiła, iż pójdziemy przynajmniej na jeden wykład w ramach zajęć. Ale przez kolejne dni tyle się działo, iż kompletnie wyleciało mi to z głowy. Dlatego jakież było moje zdziwienie, kiedy odkryłam, iż grupa na czele z prowadzącą zajęcia zamiast do sali, poszła na wydziałową aulę. Dopiero wtedy coś zaczęło mi świtać w tej mojej nieogarniętej głowie. No tak, było mówione. Dobrze, iż tym razem nie spóźniłam się na zajęcia, bo chyba bym myślała, iż są odwołane.
Wystąpienie, na które poszliśmy dotyczyło transpłciowości, niebinarności i cispłciowości - podstaw różnorodności płciowej. Już na wstępie każdemu z nas wręczono uczelniany długopis oraz firmowy notes. Mniemam, iż po to, abyśmy mieli czym i na czym zapisywać nasze uwagi. Z drugiej strony, szkoda iż u nas nie było takich gadżetów na "Katedrach...". Ale może za rok uda się coś zorganizować.
Co do treści wystąpienia, to dla mnie było ono ugruntowaniem dotychczas zdobytej wiedzy. Uwierzcie mi na studiach z Nauk o Rodzinie dosyć dużo uwagi poświęca na tego typu rzeczy. Myślę, iż każdy mniej więcej wie, czym jest transpłciowość i niebinarność, zagadką może pozostawać cispłciowość. Już wyjaśniam o co chodzi - najprościej mówiąc jest to spójność pomiędzy płcią przypisaną nam po urodzinach, a naszą tożsamością płciową. W ogóle wykład był ciekawy, widać było, iż prelegent ma rozległą wiedzę w tej dziedzinie i jest swoistym ekspertem. I tylko szkoda, iż w związku z przedłużającym się jego wystąpieniem inny prelegent był bardzo niemiły. No i iż nie zostaliśmy na innych wystąpieniach.
I żeby nie było, zapomniałam nie tylko o odbywającej się tego dnia konferencji i wykładzie, na który mieliśmy iść w ramach zajęć, ale także o kolokwium, które mieliśmy z Wspomagania rozwoju psychoruchowego tuż po tymże wykładzie. Kiedy zobaczyłam lądujące przede mną dwie kartki, automatycznie zrobiło mi się słabo. Chciałabym napisać, iż pisałam to, co umiałam, ale ja nic nie umiałam. To była jedna wielka improwizacja i pisanie na podstawie własnych doświadczeń. I zupełnie nie wiem, jak interpretować słowa prowadzącej, iż ona jest prostudencka i żadnemu studentowi nie zrobi krzywdy. W to nie wątpię. Jednak myślę, iż może się ciut podłamać czytając moje złote myśli. No cóż, mam nadzieję, iż nie będę musiała do niej dużo razy pielgrzymować, aby zdać.
A potem pędem musiałam gnać na Wydział Teologiczny na zajęcia z Podstaw coachingu. Na szczęście, ostatnie. Na drugie szczęście, ćwiczenia nie kończą się kolokwium, tylko napisaniem pracy zaliczeniowej, w dodatku do oddania po przerwie świątecznej. Nie, drugiego kolosa w tym dniu bym nie przeżyła.
Idź do oryginalnego materiału