Na konferencji parlamentarnego zespołu ds. cukrzycy 19 listopada dr n. med. o zdrowiu Beata Stepanow, prezes Stowarzyszenia Edukacji Diabetologicznej, nawiązała do ustawowych kompetencji pielęgniarek do prowadzenia edukacji diabetologicznej. Mimo obowiązującego od kilku lat rozporządzenia Ministra Zdrowia taki system w praktyce prawie nie działa. Zwróciła się z apelem do NFZ: przestańcie blokować to, co resort zdrowia już dawno dopuścił.
Wszyscy wiedzą, gdzie leży problem, ale nikt go skutecznie nie egzekwuje. Tym razem jednak Beata Stepanow przypomniała, iż edukacja diabetologiczna nie jest „fanaberią środowiska”, tylko pełnoprawnym świadczeniem wpisanym w przepisy Ministerstwa Zdrowia. Ba – stanowisko edukatora diabetologicznego w szpitalu istnieje czarno na białym, przeznaczone wyłącznie dla pielęgniarki lub położnej z odpowiednimi kwalifikacjami.
– Tylko… spróbujcie kogoś takiego znaleźć przy łóżku pacjenta, mówiła do uczestników konferencji „Życie z cukrzycą – bez barier, bez wykluczeń”. – Czy ktoś z państwa podczas pobytu w szpitalu spotkał edukatora diabetologicznego? – pytała Stepanow. Cisza na sali mówiła sama za siebie.
Jeszcze ciekawiej robi się w poradniach diabetologicznych. W całej Polsce działa ich 735 – tyle wynika z map potrzeb zdrowotnych. I choć zgodnie z rozporządzeniem MZ każda powinna prowadzić poradę pielęgniarską, rzeczywistość wygląda tak, iż pacjent wciąż krąży między gabinetami, a edukację dostaje – jeżeli w ogóle – dopiero przy kolejnej wizycie. Bo NFZ nie płaci za poradę lekarską i pielęgniarską w tym samym dniu, więc pielęgniarka ma związane ręce.
W efekcie pacjenci wracają do domu z nową insuliną czy systemem monitorowania glikemii i kompletnym brakiem wiedzy, jak to wszystko obsłużyć. Po drodze popełniają błędy, które później kosztują ich zdrowie, a system – pieniądze. Prezes Stepanow mówiła wprost: pierwsza wizyta jest kluczowa, to wtedy pacjent powinien dostać pełną edukację. Nie za pół roku.
Co ciekawe, tam gdzie pielęgniarki same „walczyły” o wdrożenie porady, system zaczyna działać. Przykład Joanny Partyki pokazuje, iż jeżeli dyrektor poradni zrozumie, czym jest edukacja diabetologiczna, to pacjent w końcu może liczyć na kompleksowe wsparcie. Ale nie oszukujmy się — to przez cały czas wyjątki, tworzone oddolnie, często wbrew biurokratycznej logice NFZ.
Kulminacyjny moment konferencji przyniósł apel do Narodowego Funduszu Zdrowia: respektujcie przepisy. jeżeli Ministerstwo Zdrowia mówi jasno, iż pierwsza porada ma odbywać się we współpracy lekarza i pielęgniarki, to dlaczego NFZ blokuje rozliczenia? Stepanow jasno wskazywała: gdzieś po drodze „ktoś” popełnił błąd i pacjent został z tego równania wycięty.
Przedstawicielka Ministerstwa Zdrowia z Departamentu Lecznictwa zareagowała gwałtownie na to wystąpienie i zapowiedziała oficjalne wyjaśnienia z Funduszem. Profesor Leszek Czupryniak, specjalista chorób wewnętrznych i diabetologii, kierownik Kliniki Diabetologii i Chorób Wewnętrznych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego podsumował to dobitnie: „Bez edukacji nie ma leczenia”. To rzadki moment, gdy wszyscy — lekarze, pielęgniarki, działacze i politycy — mówili jednym głosem.
Pozostaje pytanie, czy ten głos w końcu przebije się przez mury NFZ. Bo jeżeli system przez cały czas będzie udawał, iż edukacja diabetologiczna jest zbędnym dodatkiem, to pacjenci dalej będą wracać do domu z terapią, której… nie potrafią zastosować. A to już nie jest kwestia biurokracji — tylko zwykłej ludzkiej odpowiedzialności za leczenie pacjentów z cukrzycą.
Jolanta Czudak










