Cyfrowy świat dał dostęp do wiedzy
Warto zacząć od tego, iż otaczający nas cyfrowy świat sprawił, iż jesteśmy bardziej poinformowani, a przez to bardziej świadomi. Mając większą wiedzę o tym, co dzieje się na świecie, jesteśmy wciąż zestresowani, martwimy się o życie i przyszłość naszych dzieci. Nie puszczamy ich samodzielnie na podwórko z rówieśnikami, do lat nastoletnich odprowadzamy i odwozimy do szkoły, bo boimy się, iż coś im się stanie ("Przecież na świecie jest tyle zła: ktoś je może porwać albo staną się uczestnikami wypadku").
Mamy też coraz większą świadomość tego, iż technologie mogą do pewnego wieku bardziej maluchom szkodzić niż wspierać ich rozwój. Kiedy więc tylko decydujemy się pozwolić im na bajki czy gry przed ekranami – mamy wyrzuty sumienia, bo wciąż zewsząd słyszymy, jakie to szkodliwe dla dziecięcego mózgu.
Są też kwestie, w których coraz większa świadomość jest dobra i ważna – dzięki niej już powszechne stało się mówienie o tym, iż klaps to również bicie i fizyczna przemoc wobec najmłodszych. Albo to, iż spożywanie alkoholu w ciąży może doprowadzić do trwałych uszkodzeń w zdrowiu nienarodzonego dziecka. Można by tak wymieniać przez wiele godzin.
Obciążenie rodziców
Świadomość i wiedza to coś dobrego, co sprawia, iż bardziej staramy się i chcemy być lepszymi rodzicami, dając pociechom dzieciństwo bez traum i konieczności współpracy z psychologami lub psychiatrami.
Z tego samego powodu jednak pokolenie współczesnych rodziców: iksów i igreków, ma naprawdę trudniej niż nasi rodzice 30 lat temu. Dziś wszyscy martwimy się tym, czy wystarczająco wspieramy rozwój dzieci oraz tym, czy niektórymi swoimi zachowaniami nie robimy im zbytniej krzywdy. Jasne, to inwestycja w ich przyszłość, zdrowie fizyczne i psychiczne, ale to również ogromne obciążenie dla nas.
Ostatnio miałam sytuację, która sprawiła, iż zaczęłam o tym więcej myśleć. Mianowicie, mój prawie 4-letni syn ma okres buntu, chce zaznaczać swoją autonomię. Moja konsekwencja w stawianiu granic wiele razy doprowadziła do jego złości, krzyku i płaczu. Nie dalej jak 2 dni temu doszło do sytuacji, kiedy moja cierpliwość naprawdę się skończyła, choć zwykle staram się stosować do wszelkich rad ekspertów o tym, jak ukoić dziecięce emocje i zadbać o psychikę malucha.
Jego bunt wywołał we mnie falę złości, z którą nie mogłam sobie poradzić. Nakrzyczałam na niego, kiedy kolejny raz w nerwach zaczął kopać wszystko, co miał w zasięgu nóżek. Dzięki mojej wiedzy łatwo było mi dostrzec, iż to nie złość na dziecko, a moja frustracja, zmęczenie i przebodźcowanie stały za moim krzykiem.
Wyrzuty sumienia matki
I wiecie co? Przez 10 minut oboje płakaliśmy. Potem dopadły mnie wyrzuty sumienia. Z powodu tego, iż wiem, jak krzyk rodzica działa destrukcyjnie na dziecko, dopadły mnie myśli, iż pozwoliłam samej sobie na skrzywdzenie dziecka.
Na nic świadomość także tego, iż jestem tylko człowiekiem, i czasem nie daję rady opanować swoich uczuć. Psychologowie twierdzą, iż nie powinnam się z tego powodu biczować. W głowie wciąż miałam poczucie, iż jestem najgorszą matką świata, bo krzyknęłam na 4-latka. Już oczami wyobraźni widziałam jego traumy, problemy emocjonalne i konieczność przyszłych regularnych wizyt u psychoterapeuty.
Minął jakiś czas, na spokojnie przeprosiłam syna i powiedziałam mu, dlaczego tak się zezłościłam. Wyjaśniłam, co doprowadziło do tego stanu, a on przyznał, iż jest już w porządku i obydwoje w przyszłości będziemy mogli się bardziej postarać po takim doświadczeniu.
Wzruszyła mnie jego mądrość. Najbardziej jednak uderzyło mnie to, iż z powodu mojej świadomości i wiedzy zarzuciłam się tak ogromnymi wyrzutami sumienia i pozwoliłam im trwać, zamiast wziąć to "na klatę" i spróbować naprawić sytuację od razu. Dzisiejsi rodzice mają naprawdę ciężko, jeżeli chodzi o wychowanie dzieci, nie uważacie?