Nie poddam się! – dodaje spokojniej, ale z naciskiem. – Przecież sąd jeszcze nie zdecydował, a oni już przygotowują Szymka do adopcji. I robią wszystko, żeby mnie zapomniał, bo od pięciu miesięcy nie widziałem mojego 2-letniego synka.
„Oni” to Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie w Opolu, który powołuje się na obowiązującą od 15 sierpnia „ustawę Kamilka”, wzmacniającą systemowo ochronę dziecka przed skrzywdzeniem.
– Z jednej strony mam człowieka, któremu trzeba dać szansę – mówi w rozmowie z „O!Polską” Małgorzata Kozak, wicedyrektor MOPR w Opolu. – Ale z drugiej, najważniejsze jest dobro dziecka. I to sąd zdecyduje o jego dalszym losie w oparciu o dokumenty, które posiadamy. Nie wydam w tej sprawie pozytywnej opinii, ale moja opinia przecież nie jest wyrokiem, bo od tego jest sąd.
Historia Mateusza jest kręta, pełna niezawinionego przez niego chaosu. Kiedy był dzieckiem, dorośli nie widzieli, iż rujnują fundament jego przyszłości. Bo na takim zdewastowanym dzieciństwie trudno postawić strukturę dorosłego życia.
– Ciągle pracuję nad sobą i tak, jak powiedziałem, nie poddam się – mówi Mateusz, ze świadomością, iż jego walka jako ojca o syna będzie trudna.
– A moja matka teraz bardzo się obwinia, iż nie potrafiła walczyć o nas. Tak, jak ja teraz walczę o swojego synka. Miałem sześć lat, kiedy sąd ograniczył jej prawa rodzicielskie, a opiekę przyznał babci i ojczymowi. To z jej winy rodzina się rozpadła.
„Wujek” był ojcem, a tato – ojczymem
– Teraz już mogę opowiadać o swojej przeszłości, bo przepracowałem to z psychologiem – przyznaje Mateusz. – Kiedy zostaliśmy z babcią i ojczymem, jeszcze nie wiedziałem, iż on nie jest moim biologicznym ojcem. Więc kiedy chodziliśmy na widzenia z mamą, ona prowadziła nas do „wujka”, tak się też do niego zwracaliśmy, a to był nasz biologiczny tato.
Kiedy dorósł, pytał, dlaczego i po co komu była taka konspiracja. – Matka powiedziała, iż nie wiedziała, jak to przyjmę, z moją młodszą siostrą i starszym bratem, więc tak brnęła – opowiada. – Kiedy miałem 16 lat, wyszperałem w dokumentach i testach, iż człowiek, który mnie wychowywał, nie jest moim biologicznym ojcem. A „wujek” to biologiczny tato. Bardzo to przeżyłem.
Po rozwodzie matki z ojczymem jakiś czas mieszkał z mamą i siostrą u biologicznego ojca. – Był alkoholikiem, wszczynał awantury/ Była przemoc i często policja przyjeżdżała, a pogotowie zabierało mamę – wspomina. – Wtedy ostatni raz go widziałem. Potem już mi brakowało nie tylko taty, ale też mamy.
Była jeszcze babcia, ale jak stwierdza Mateusz, od jedenastego roku życia był tak naprawdę sam. Kiedy ojczym znalazł sobie nową kobietę, Mateusz z siostrą zamieszkali z nimi. Ale dzieci, na dodatek cudze, były zbędne w ich nowym życiu.
– Partnerka ojczyma czepiała się nas o wszystko. A jak poroniła ciążę, obwiniła mnie, iż to przez to, iż ją wkurzałem. A ojczymowi było obojętne, jak nas traktowała – mówi dalej.
Kiedy skończył 17 lat, ojczym wystawił Mateuszowi walizkę przed drzwi. – Jesteś wystarczająco dorosły, więc sobie poradzisz – usłyszał na pożegnanie.
Zakonnica jako jedyna mu pomogła
– Z jedną walizką, bez pieniędzy przyjechałem do Opola – kontynuuje. – Zanim się poukładałem, żyłem na ulicy. Był koniec marca…
Spał na dworcach, przystankach, zanim dostał pierwszą wypłatę. Czasem był głodny. Po pierwszej wypłacie telemarketera wynajął kąt w jakimś mieszkaniu. Kilka dni przewaletował też w akademiku, u koleżanki z jego miejscowości.
Czy ktoś jeszcze mu pomógł? – Taka zakonnica – mówi. – Pomogła mi napisać dobre CV, jakoś się ogarnąć. I to była jedyna osoba, która mnie tak wspierała. Wtedy nikt nie chciał mi pomóc, ani brat, ani choćby babcia.
Pracował w różnych miejscach, ale najdłużej w markecie AGD, bo ponad trzy lata. – Z jednej strony się ustabilizowało, bo wynająłem już cały pokój. Ale z drugiej zaczęła się moja spirala zadłużenia – wspomina.
Zaczął urządzać wynajęty pokój, kupił telewizor, aparat, laptop. Na raty. I zaczął tonąć w długach. Były kredyty, chwilówki.
– Nie analizowałem umów, więc zacząłem tonąć w odsetkach. Później sprzęt i tak zostawiałem w lombardach, bo mi wypłaty nie wystarczało na raty – kontynuuje.
Po co więc zadłużał się i kupował? – Bo pierwszy raz w życiu coś mogłem posiadać – tłumaczy. – Chyba w tym się pogubiłem.
Powtórka scenariusza
Właściwie wątek o zadłużeniu w życiu Mateusza można by pominąć, gdyby nie to, iż wtedy był drugi raz, kiedy ktoś po zakonnicy podał mu rękę. I to był sąd.
– Wyjechałem do pracy do Niemiec, żeby spłacić dług, który w 2018 roku urósł do 190 tysięcy złotych – opowiada Mateusz. – Ale okazało się, iż w Niemczech zarobiłem wyłącznie na kancelarię prawną. Nie wiem, co byłoby dalej, gdyby nie to, iż w następnym roku sąd dał mi możliwość ogłoszenia upadłości konsumenckiej. Zrealizowałem plan spłaty i jestem „czysty”.
W Niemczech poznał o rok młodszą od siebie Izę. Teraz sobie przypomina, jak kolega mu mówił: „Daj sobie z nią spokój, bo ona nie nadaje się do normalnego życia”.
– Ale ja byłem zakochany i nic nie widziałem – przyznaje.
Nie dostrzegał, iż Iza ma już troje dzieci, które zostały jej odebrane. – Razem pracowaliśmy, razem piliśmy – nie ukrywa. – Ale kiedy na początku 2022 roku dowiedziała się, iż jest w ciąży, to nie piła. Szukaliśmy wspólnego mieszkania, z czym był w Niemczech problem, więc wróciliśmy do Opola. No i bardzo się przejąłem, iż Szymek za chwilę się urodzi.
– Wtedy czułem, iż stworzę rodzinę, jakiej sam nie miałem – dodaje.
Mateusz mówi, iż był w tym wszystkim naiwny, myśląc, iż skoro kobieta ma z nim dziecko, to niemożliwe, iż go zdradzi. – A może bardziej nie dopuszczałem, iż powtarzam scenariusz mojego domu? – zastanawia się. – Moja matka zdradzała ojczyma, przez to był ten rozwód.
Walka ojca o syna. Marzenie o rodzinie prysnęło
– Pod klatką stał ten gość, najpewniej czekał na Izę, a ja wracałem po pracy wstawiony. Zaczął mi przygadywać i zaczęliśmy się szarpać – wspomina.
Sąsiedzi zadzwonili po policję.
– W mieszkaniu zastałem bawiące się w łóżeczku dziecko i pijaną Izę. Miała prawie 3 promile, jak zmierzyli policjanci, więc piła od rana. Spotykała się z tym gościem, pili i ćpali, kiedy ja byłem w pracy – kontynuuje.
Policja Izę zabrała na wytrzeźwiałkę, a dziecko po przebadaniu w szpitalu odwieźli do domu dziecka w Opolu, na Pasiece.
– Powinienem wtedy być trzeźwym, ale nie byłem. Piłem wtedy już w samotności, wcześniej weekendowo i towarzysko – mówi łapiąc powietrze. – W lutym przychodziłem do domu dziecka, bawiłem się z Szymkiem. Przybiegał do mnie i chciał, żeby nosić go na rękach. Przebierałem i kąpałem dziecko.
Potem dyrekcja Domu Dziecka w samych pozytywach napisze w raporcie o bardzo dobrym kontakcie Mateusza z dzieckiem.
Iza wyfrunęła z życia Mateusza, tak samo, jak wyfrunęła z życia swojego czwartego dziecka. Wtedy zaczęła się prawdziwa walka ojca o syna.
– W marcu, po tym wszystkim, poszedłem na odwyk, żeby odzyskać dziecko – kontynuuje.
W tym czasie dzwonił i dopytywał o Szymka. Kiedy zakończył leczenie, z zaświadczeniem poszedł do MOPR.
– Pani koordynator powiedziała, iż zobaczy, co się da zrobić. Już wtedy dała mi do zrozumienia, iż mój Szymek w rodzinie zastępczej ma dwoje rodziców i będzie mu lepiej. Tych słów się nie spodziewałem… – mówi dalej.
Obiecane przez MOPR spotkanie 4 czerwca z dzieckiem Mateusz zapamiętał jako krótkie i napięte.
– Na tym spotkaniu była matka zastępcza, jej starszy syn, psycholożka i pani koordynator z MOPR – relacjonuje. – Odbywało się na placu zabaw w „Szansie”, wokół biegały inne dzieci. Szymek był zniecierpliwiony i rozproszony, bo nie znał tego miejsca. Trwało krótko, bo powiedziano mi, iż dziecko się mnie bało. Przecież nie widział mnie tyle miesięcy!
Walka ojca o syna. Co jest w dokumentach
Mateusz największy żal ma o to, iż pracownik socjalny, bez udziału lekarza, samowolnie wpisał do jego dokumentacji chorobę psychiczną.
– Pracownik MOPR postawił mi diagnozę! – denerwuje się Mateusz. – Specjalnie przebadałem się u dwóch niezależnych psychiatrów, żeby udowodnić, iż mnie szkalują. Oni mi powiedzieli, iż biegły w sądzie też nic nie stwierdzi.
Mateusz widzi to tak: w MOPR od początku nikt nie chciał mu pomóc. Kiedy złożył wniosek z prośbą o asystenta rodziny, to został odrzucony.
– W piśmie wprost napisali, iż nie rokuję na przyszłość, więc rozważają, żeby mnie pozbawić władzy rodzicielskiej – relacjonuje. – Widzę, iż moje dziecko przygotowują do adopcji. Na spotkaniu choćby mi powiedzieli, iż nie możemy im w tym przeszkadzać, bo im starsze dziecko, to trudniej będzie o adopcję.
Pełnomocnik społeczny, który reprezentuje Mateusza, przyjrzał się dokumentom, które kierował do niego MOPR.
– Można w nich zobaczyć wiele uchybień i zaniedbań – zauważa Paweł Andrzejuk, pełnomocnik społeczny Mateusza. – Faktem jest, iż MOPR bezprawnie pozbawił go widzeń z dzieckiem. Sąd nie wydał takiego postanowienia. Mateusz zaznaczył, iż chce wychowywać syna, ale potrzebuje pomocy, żeby stanąć na nogi. Postanowiłem go reprezentować w sierpniu na spotkaniu w MOPR, na którym powiedziano mi, iż Mateusz jest osobą chorą psychicznie. I to jest nadużycie. Dostarczyłem im dokumentację medyczną Mateusza, która jednoznacznie wskazuje, iż to nie polega na prawdzie.
Paweł Andrzejuk wspomina też o bardzo dobrej opinii, wystawionej przez Dom Dziecka, w którym przebywał syn Mateusza.
– Dlaczego tego dokumentu nie przesłano do sądu? – zastanawia się pełnomocnik społeczny. – Kolejna sprawa, to wpisują mu do dokumentów, iż pił od 2015, co jest nieprawdą, bo wtedy biegał w maratonach. Pić zaczął od 2018 roku, sytuacja związana z bezdomnością tak na niego wpłynęła. Ze strony MOPR nie powstał też żaden program naprawczy, mogący mu pomóc. A zgodnie z ustawą o ochronie rodziny i pieczy zastępczej mają chronić rodzinę. O Mateuszu wszyscy mówią bardzo dobrze, w pracy i jego sąsiedzi. Zdał teraz egzamin urzędu dozoru technicznego, więc idzie jak burza do przodu. MOPR ma swój plan, ale Mateusz jest silny.
MOPR: Chronimy dziecko
– Sprawa jest w sądzie, to sąd będzie rozstrzygał, czy może sprawować opiekę, czy zostaną mu ograniczone prawa rodzicielskie, a dziecko zostanie umieszczone w pieczy zastępczej – mówi Małgorzata Kozak, wicedyrektor MOPR w Opolu. – To, co napisaliśmy do sądu, powstało w oparciu o dokumentację, którą posiadamy. A co do choroby psychicznej, o tym będzie mówił biegły sądowy, ja na pewno nie mogę o tym rozmawiać z dziennikarką. Proszę zwrócić tylko uwagę, iż choroba alkoholowa uznana jest w Polsce za chorobę psychiczną.
Jeśli chodzi o spotkania Mateusza z Szymkiem, MOPR wystąpił do sądu o ich unormowanie.
– Dziecko jest w pieczy zastępczej, sąd tej rodzinie powierzył sprawowanie opieki nad dzieckiem. A ta rodzina nie zgodziła się na te spotkania – tłumaczy Małgorzata Kozak. – Chronimy dziecko. Nie twierdzę, iż mamy monopol na rację, bo nie jesteśmy nieomylni. Dlatego sąd to rozstrzygnie.
Małgorzata Kozak nie kryje, iż ma wątpliwości, czy dziecko powinno mieć kontakt z biologicznym ojcem.
– Utwierdzają mnie w tym psycholog, pracownik socjalny i rodzina zastępcza, w której jest dziecko. Mamy swoją opinię, do której mamy prawo i i przedłożyliśmy ją w sądzie – podkreśla wicedyrektor MOPR.
Walka ojca o syna. Prawniczka Mateusza: Mój klient ma prawo widywać syna
– Mój klient ma krótki okres uzależnienia, więc po wyłączeniu substancji psychoaktywnej wrócił do normalnego życia – ripostuje Izabela Dziewulska, radca prawna reprezentująca Mateusza. – Mamy zaświadczenie, iż nie jest chory psychicznie. Poza tym, ilu jest alkoholików w Polsce i nikt wyłącznie z tego powodu nie pozbawia ich praw rodzicielskich.
– Jednak clou sprawy, to brak spotkań z dzieckiem, a rodzina zastępcza nie ma prawa decydować o spotkaniach – zaznacza Izabela Dziewulska.
– Oni nie mają takich kompetencji, nie mają podstawy prawnej do takiej decyzji. Ani orzeczenie sądu, ani ustawa nie daje im takiego prawa, to prawo ma mój klient, bo sąd nie zakazał mu kontaktów z dzieckiem. Zawnioskowaliśmy o ponowny wywiad środowiskowy, bo zmieniły się okoliczności, a to ma wpływ na zmianę sytuacji rodzinnej. MOPR utrzymuje, iż mój klient przez cały czas jest w kryzysie, a to jest nieprawda – podkreśla.
Mateusz jest załamany. Mówi, iż wisi nad nim jakaś klątwa.
– Jak byłem dzieckiem, nie mogłem mieć prawdziwej rodziny. Ona stała się moim największym marzeniem, ale okazuje się, iż jako dorosły też nie mogę go zrealizować. Dlaczego to robią? – pyta.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania