Pielęgniarki w sądach spierają się o degradacje i dyskryminacje. – Przez przepisy nasze kwalifikacje przestały być uznawane. Nagle dowiedziałyśmy się od dyrektorów, iż zamiast tytułów magistra mamy licencjat – mówi przewodnicząca OZZPiP Krystyna Ptok, twierdząc, iż ci zarabiają na tym choćby po pół miliona złotych miesięcznie.
W sądach prowadzone są sprawy związane z nowelizacji ustawą o najniższych wynagrodzeniach, dotyczącą nieuznawania kwalifikacji pielęgniarek przez dyrektorów szpitali. Mówi o nich w „Dzienniku Gazecie Prawnej” przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych Krystyna Ptok.
Degradacja zaczęła się, kiedy przestały płynąć pieniądze ze wskazaniem na zatrudnionego. Wcześniej ustawa przewidywała, iż na pracownika placówka dostaje tyle i tyle pieniędzy, które musiały do niego fizycznie trafić. Od nowelizacji w 2022 r. szpital otrzymuje ogólną pulę na podwyżki, a dyrektorzy kombinują.
Pół miliona złotych oszczędności?
– W sytuacji kiedy pielęgniarka jest magistrem ze specjalizacją, a pracodawca mówi, iż zakwalifikuje ją na najniższy poziom, związany z dużo niższymi zarobkami, to mamy tu do czynienia z degradowaniem pracowników. Wiele pielęgniarek miało kwalifikacje, tytuły magistrów i specjalizacje uznane dużo wcześniej, a po paru nocnych godzinach postanowiono, iż są już teraz pielęgniarkami po liceach medycznych – mówi w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną” Krystyna Ptok, podając przykład.
– jeżeli pracodawca zaszereguje pielęgniarkę i położną do niższej grupy w tabeli płac, zaoszczędza ok. 1000 zł. Przy 500 pracownicach daje to pół miliona złotych miesięcznie – wylicza.
– To łakomy kąsek dla dyrektorów szpitali, którzy wciąż mają niewystarczającą wycenę świadczeń medycznych, więc próbują oszczędzać na pracownikach, głównie na pielęgniarkach, bo jest ich najwięcej i największa jest skala możliwych do „zrobienia” oszczędności – rachunek jest prosty – ocenia Krystyna Ptok.
Ile spraw dotyczących pielęgniarskich wypłat jest toczonych?