Podobno Polonia w Chicago to jedna wielka rodzina. Lubimy się chwalić solidarnością, wspierać „naszych”, podawać sobie ręce w potrzebie. Ale czasem ta nasza „rodzina” przypomina bardziej stół wigilijny, przy którym każdy się uśmiecha, ale pod stołem ostrzy nóż.

Są wśród nas tacy, którzy nie potrafią spać spokojnie, dopóki nie uprzykrzą życia drugiemu. Nie dlatego, iż ktoś im zrobił krzywdę. Nie dlatego, iż ktoś złamał prawo. Ale dlatego, że… żyje, pracuje, ma się dobrze. Wszędzie tam, gdzie Polonia mogłaby być wspólnotą – roi się od „świętych oburzonych” z telefonem w dłoni, gotowych wykręcić numer do Immigration, IRS czy innego urzędu. Bo przecież trzeba donieść.
Nie ma nic bardziej polskiego niż donos. Od czasów zaborów po PRL – zawsze znalazł się ktoś, kto wiedział lepiej, kto „pilnował porządku”, kto z satysfakcją szeptał na ucho władzy: „Panie, a wie pan, ten Kowalski to coś kręci…” Dziś te same duchy chodzą po chicagowskich ulicach i przedmieściach.
Co ich napędza? Zazdrość, frustracja, kompleksy? Pewnie wszystko naraz. Bo łatwiej zadzwonić i donieść, niż samemu coś osiągnąć. Łatwiej zatruć komuś życie niż własne naprawić. Łatwiej zniszczyć niż zbudować.
Donos na drugiego człowieka – zwłaszcza na imigranta, który próbuje tu ułożyć sobie życie – to moralne dno. To plucie w twarz całej naszej historii emigracyjnej. Każdy, kto dzwoni do urzędu, żeby „uprzejmie poinformować”, iż ktoś pracuje bez papierów albo iż „chyba nie ma zielonej karty”, powinien spojrzeć w lustro i zapytać: kim się stałem?
Bo Polonia w Chicago powinna być jak rodzina. Może czasem się pokłócimy, może nie zawsze się zgadzamy, ale trzymamy się razem. Tymczasem zamiast solidarności – mamy małe wojenki, plotki, donosiki. Jakby ktoś naprawdę wierzył, iż „Ameryka będzie czystsza”, gdy usuną sąsiada, który sprząta, buduje, gotuje, pracuje po 12 godzin dziennie.
Niektórzy donoszą, bo „tak trzeba, prawo to prawo”. Nie, proszę państwa – to nie prawo, to podłość. Nie ma nic bardziej żałosnego niż Polak, który próbuje być większym Amerykaninem niż sam Amerykanin, donosząc na swoich. Nie ma nic bardziej haniebnego niż euforia z czyjegoś upadku.
Wstyd. Po prostu wstyd. jeżeli Polonia ma przetrwać, jeżeli mamy mieć tu jakąkolwiek siłę, to trzeba skończyć z tą chorą mentalnością kapusia. Przestańmy gryźć się nawzajem. Bo póki my donosimy na siebie, inni tylko się z nas śmieją.
A więc może czas zadać sobie jedno pytanie: czy chcemy być społecznością, czy stadem ludzi, którzy w panice szukają numeru do Immigration, bo sąsiad kupił nowy samochód?
Antoni B.











