Na farmakologicznych mechanizmach odpowiedzialnych za antydepresyjne działanie psylocybiny skupia się Krystyna Gołembiowska, która od początku 2021 roku bada je w modelu zwierzęcym w Instytucje Farmakologii PAN w Krakowie. Eksperymenty zostały sfinansowane ze środków publicznych w ramach Narodowego Centrum Nauki, a ich głównym celem jest dostarczenie neurochemicznych i behawioralnych danych na temat tego, czy psylocybina minimalizuje u zwierząt zachowania depresyjne wywołane przez przewlekły stres.
Klasyczne psychodeliki – czyli psylocybina, LSD, meskalina i DMT – znajdują się w grupie I-P w wykazie środków odurzających i substancji psychotropowych, co oznacza, iż według polskiego prawa są substancjami, które cechują się dużym potencjałem nadużywania i uzależnienia, a przy tym nie znajdują zastosowania w medycynie.
Za ich posiadanie grozi zasadniczo kara do 3 lat więzienia, ale w przypadku znacznej ilości (definiowanej doraźnie przez orzecznictwo sądowe) może ona wynieść aż 10 lat. Dostęp do nich jest trudny i ściśle nadzorowany, co nie sprzyja prowadzeniu jakichkolwiek eksperymentów nad ich adekwatnościami, zwłaszcza z udziałem ludzi.
Choć polscy naukowcy przez wiele dekad interesowali się tymi substancjami tylko w niewielkim stopniu, w ostatnich latach zainicjowali kilka projektów poświęconych analizie ich działania.
Gołembiowska bada wpływ psylocybiny na uwalnianie neuroprzekaźników w różnych strukturach mózgu u gryzoni. W swoim projekcie porównuje jej działanie z ketaminą, która gwałtownie zmniejsza symptomy depresji i od 2019 roku jest stosowana w jej leczeniu, ale wywoływane przez nią efekty antydepresyjne są krótkotrwałe i często zanikają w ciągu dwóch tygodni, a na dodatek jej dysocjacyjne działanie jest dla niektórych pacjentów zbyt przytłaczające.
Badania Gołembiowskiej mają również dostarczyć dodatkowych danych na temat potencjalnej toksyczności psylocybiny i odpowiedzi na pytanie, czy może ona obniżać poziom hormonów stresu, regulować pracę osi podwzgórze–przysadka–nadnercza i pobudzać plastyczność synaptyczną, która osłabła w wyniku depresji.
Według niej przerwanie badań nad psychodelikami było bardzo niekorzystne dla medycyny i spowolniło rozwój wiedzy na ich temat o kilka dekad, przez co wciąż wiemy niewystarczająco dużo o ich adekwatnościach, a zwłaszcza o możliwych skutkach ubocznych ich przyjmowania. Substancje te wywołują szybki wzrost stężenia glutaminianu, który jest jednym z najpowszechniej występujących neuroprzekaźników i uczestniczy w procesach związanych z powstawaniem nowych neuronów i połączeń pomiędzy nimi, ale jego nadmiar może być szkodliwy, wywoływać reakcję zapalną i uszkadzać tkankę mózgową.
W normalnych warunkach poziom tego związku jest regulowany przez wydzielanie kwasu gamma-aminomasłowego (GABA), czyli głównego neuroprzekaźnika hamującego aktywność neuronów w mózgu, ale pod wpływem psychodelików ten stabilizujący mechanizm może być zaburzony. We wcześniejszych badaniach nad psychoaktywnymi tryptaminami, takimi jak 5-MeO-DIPT czy nowe związki z grupy NBOMe, Gołembiowska stwierdziła ich neurotoksyczność.
Podniesiony poziom glutaminianu może wywoływać reakcję zapalną w mózgu i uszkadzać tkankę nerwową, a oprócz tego prowadzi do wtórnego uwalniania innych neuroprzekaźników, takich jak serotonina czy dopamina, których nadmiar również sprzyja obumieraniu komórek w organizmie. Na dodatek u osób z depresją poziom tego neuroprzekaźnika w niektórych częściach mózgu jest podwyższony, więc dodatkowe podnoszenie go może być ryzykowne.
Gołembiowska zdaje sobie sprawę z ograniczeń związanych z eksperymentami na szczurach, których mózg jest zbudowany inaczej niż ludzki, a na dodatek nie jesteśmy w stanie uzyskać jednoznacznych informacji o ich procesach poznawczych i innych aspektach życia wewnętrznego. Z tego względu zaznacza, iż niezbędna jest kooperacja pomiędzy naukowcami prowadzącymi badania podstawowe i klinicystami, którzy mogliby pogłębiać dostępną wiedzę o jakości subiektywnych doświadczeń wywoływanych przez psychodeliki.
Terapeutycznym potencjałem substancji psychodelicznych w równie dużym stopniu interesuje się Andrzej Pilc, który pracuje w sąsiednim laboratorium w Instytucie Farmakologii PAN i który jest jednym z najczęściej cytowanych polskich neurofarmakologów. Badał te substancje jeszcze w latach 70. wraz z Jerzym Vetulanim, ale przez większość swojej późniejszej kariery zawodowej skupiał się na adekwatnościach glutaminianu i razem ze swoim zespołem zauważył, iż dzięki zablokowaniu niektórych receptorów dla tego neuroprzekaźnika (receptorów o nazwie mGlu2/3) poprzez synergię można wielokrotnie wzmocnić antydepresyjne działanie psylocybiny i ketaminy.
Spotęgowanie terapeutycznych efektów pozwala zmniejszyć dawkowanie tych substancji mniej więcej dziesięciokrotnie, a przez to zminimalizować albo całkowicie wyeliminować ryzyko wystąpienia niepożądanych skutków ubocznych i związanych z nimi zagrożeń. Według Pilca mechanizm ten wynika ze wzmożonego uwalniania glutaminianu i pobudzenia procesów związanych z rozwojem neuronów, a stosowanie szeroko pojmowanej grupy psychodelików w terapii uważa za przyszłość leczenia zaburzeń depresyjnych.
Zarówno Gołembiowska, jak i Pilc zaznaczają, iż substancje te nie powinny być ogólnodostępne i iż stosowanie ich do celów leczniczych wymaga zapewnienia pacjentowi odpowiednich warunków i opieki ekspertów, ponieważ przyjmowane na własną rękę mogą spowodować uszczerbek na zdrowiu fizycznym i psychicznym. Jednocześnie jednak podkreślają, iż potencjał medyczny psychodelików jest bardzo duży, a obecne regulacje prawne są niewspółmierne do możliwych szkód i należy je zmienić, by ułatwić naukowcom prowadzenie dalszych badań.
Podobnego zdania jest psychiatra i były minister zdrowia Marek Balicki: „Obecna klasyfikacja jest nieracjonalna i opiera się na innych przesłankach niż merytoryczna wiedza płynąca z badań naukowych i oceny faktów. Restrykcyjna polityka narkotykowa nie rozwiązuje problemów zdrowia publicznego, ani choćby nie ogranicza, ale w istotnym stopniu przyczynia się do powstawania nowych. jeżeli chodzi o psychodeliki, badania nad nimi powinny zostać ułatwione, a jeżeli uda się potwierdzić ich skuteczność w leczeniu określonych dolegliwości, należy wprowadzić je jak najszybciej do lecznictwa dla dobra pacjentów”.
Justyna Holka-Pokorska, psychiatrka i psychoterapeutka związana z Polskim Towarzystwem Psychiatrycznym oraz Instytutem Psychiatrii i Neurologii, uważa, iż psychodeliki mogą zrewolucjonizować nasze podejście do zdrowia psychicznego, a przynajmniej zaoferować psychiatrom nowe narzędzia do pracy z pacjentami:
„Terapie z użyciem psychodelików wymagają kompletnej zmiany myślenia, ponieważ oprócz wpływu substancji znaczenie ma również wiele czynników niefarmakologicznych, czyli cały kontekst, w którym jest osadzone doświadczenie psychodeliczne, a także samo nastawienie pacjenta wobec efektu, który chciałby uzyskać w wyniku sesji psychodelicznej. Na chwilę obecną najważniejsze wydają mi się pytania o kwestie etyczne: W jaki sposób te substancje zostaną wprowadzone do użytku terapeutycznego? Na ile wyważone będą interpretacje badań nad ich adekwatnościami? Jak można redukować szkody wynikające z ich użycia pozamedycznego? Kto będzie na nich zarabiać i czy będzie dążyć do monopolizacji rynku?”
O opinię na temat terapeutycznego potencjału psychodelików zapytałem również psychiatrkę Dominikę Dudek, która pracuje na Uniwersytecie Jagiellońskim, a oprócz tego pełni funkcję prezeski Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Zarząd tej organizacji przygotował w odpowiedzi następujące oświadczenie:
„Polskie Towarzystwo Psychiatryczne stoi niezmiennie na stanowisku, iż leczenie farmakologiczne zaburzeń psychicznych opiera się na uniwersalnych zasadach, które znajdują zastosowanie we wszystkich dziedzinach medycyny. Potencjalny lek przed dopuszczeniem do obrotu musi charakteryzować udowodniona skuteczność i profil bezpieczeństwa pozwalający przyjąć, iż stosowanie takiego preparatu u pacjenta z konkretnym rozpoznaniem klinicznym będzie wiązało się z przewagą korzyści nad ryzykiem. Udowodniona skuteczność oznacza między innymi wykluczenie efektu placebo, istotną klinicznie poprawę lub remisję, krótko- lub długoterminową, potwierdzoną na odpowiednio dużych grupach pacjentów, określenie dawkozależności, ocenę działania preparatu w monoterapii lub w połączeniu z innymi oddziaływaniami leczniczymi.
Na profil bezpieczeństwa potencjalnego leku, poza profilem typowych i rzadszych działań niepożądanych, składają się między innymi «okno terapeutyczne», czyli różnica między dawkami skutecznymi i dawkami toksycznymi, wpływ na schorzenia współistniejące, interakcje z innymi lekami psychotropowymi i nie-psychotropowymi, ryzyko uszkodzenia płodu, wpływ na funkcje poznawcze i sprawność motoryczną u starszych pacjentów, interakcje z alkoholem. Biorąc powyższe pod uwagę, trudno dziś przyjąć, iż stosowanie psylocybiny lub innych związków o tak zwanym działaniu psychodelicznym (LSD, DMT czy meskaliny) należy do standardowego postępowania farmakoterapeutycznego w psychiatrii. Jednocześnie nie można wykluczyć, iż rozwój badań przyniesie zmianę w tym zakresie”.
**
Fragment pochodzi z książki Macieja Lorenca Grzybobranie. Kulturowa historia psylocybiny, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.