Cienie decyzji. O intencjach, których nie widać

naszawielkopolska.pl 3 dni temu
Zdjęcie: o intencjach


Może nam się wydawać, iż każda procedura uruchamiana w imię sprawiedliwości ma czyste intencje. Że jeżeli ktoś sięga po narzędzia prawa, to robi to dlatego, iż czuje się zagrożony, skrzywdzony albo pozbawiony ochrony. W takim myśleniu jest coś uspokajającego – porządkuje świat, daje wrażenie racjonalności i sensu. Skoro są procedury, to znaczy, iż istnieje droga wyjścia z konfliktu. Skoro są decyzje, to znaczy, iż ktoś nad tym czuwa.

A jednak, gdy przyjrzeć się niektórym historiom z dystansu, pojawia się pytanie, czy zawsze tak to wygląda. Czy każda procedura jest uruchamiana wyłącznie z potrzeby ochrony, czy czasem staje się odpowiedzią na coś znacznie mniej uporządkowanego – na emocje, których nie da się nazwać w języku paragrafów.

Zgodnie z prawem

Można odnieść wrażenie, iż za formalnym wnioskiem, za pismem złożonym „zgodnie z prawem”, za uruchomieniem całego mechanizmu, kryje się czasem coś więcej niż deklarowany cel. Coś, czego nie da się jednoznacznie potwierdzić ani wykluczyć, ale co bywa odczuwalne bardzo wyraźnie przez osoby znajdujące się po drugiej stronie. Uraza po rozstaniu. Poczucie odrzucenia. Frustracja wynikająca z utraty kontroli. Potrzeba pokazania, kto ma przewagę, kto „wygrał”, kto ma ostatnie słowo.

Z perspektywy formalnej wszystko może wyglądać poprawnie. Dokumenty są kompletne, wnioski złożone, procedura uruchomiona zgodnie z przepisami. A jednak z perspektywy życia codziennego pojawia się wrażenie drugiego dna – poczucie, iż za tym, co widać na papierze, istnieje jeszcze inny wymiar, niewidoczny w aktach, ale bardzo realny w doświadczeniu.

Można to traktować jako paradoks systemu. Prawo zakłada racjonalność, obiektywizm i uporządkowanie. Tymczasem jest uruchamiane przez ludzi – z ich historiami, emocjami, ranami i konfliktami, które często mają długą przeszłość. Intencje rzadko bywają czyste w sensie idealnym. Częściej są mieszanką strachu, potrzeby bezpieczeństwa, zranienia i gniewu. choćby jeżeli na poziomie deklaracji wszystko sprowadza się do jednego, prostego celu.

Skutki uboczne „dobrych intencji”

Dla osób, które zostają wciągnięte w procedurę, skutki pojawiają się natychmiast. Niezależnie od tego, czy decyzja zapadnie gwałtownie czy po latach, czy okaże się zasadna czy nie – koszt psychiczny, finansowy i czasowy zaczyna się liczyć od pierwszego dnia. Życie zaczyna toczyć się w rytmie terminów, pism, oczekiwania na kolejne rozstrzygnięcie. Codzienność zostaje podporządkowana niepewności.

Czas przestaje być neutralny. Zamiast leczyć, pogłębia napięcie. Każdy kolejny tydzień bez rozstrzygnięcia potęguje lęk, frustrację, poczucie zawieszenia. Pojawiają się realne koszty – finansowe, organizacyjne, zdrowotne. Pojawia się też coś trudniejszego do uchwycenia: erozja poczucia bezpieczeństwa, przekonanie, iż własne życie znajduje się poza własną kontrolą.

W tym sensie można powiedzieć, iż procedura działa w dwóch równoległych porządkach. W jednym – formalnym – wszystko przebiega zgodnie z zasadami. W drugim – ludzkim – narasta chaos emocjonalny, którego nikt nie rozlicza i nikt nie mierzy. Ten rozdźwięk bywa szczególnie dotkliwy wtedy, gdy pojawia się podejrzenie, iż formalne działania stały się elementem osobistego konfliktu.

Nie chodzi o to, by rozstrzygać, czyje intencje były „dobre”, a czyje „złe”. Takie kategorie rzadko pomagają. Chodzi raczej o dostrzeżenie, iż prawo nie jest w stanie ocenić motywacji, a jednocześnie motywacje te mogą mieć ogromny wpływ na to, jak procedura jest odbierana i przeżywana.

Ślepa Temida

Można więc zadać pytanie, czy system – z definicji skupiony na faktach i dowodach – ma narzędzia, by uwzględnić to, co niewidoczne, a jednak realne. Czy potrafi dostrzec, iż za formalnym działaniem może kryć się nie tylko troska o porządek, ale też potrzeba odwetu albo kontroli. I czy w ogóle jest to jego rolą.

Być może najuczciwszą odpowiedzią jest ta, iż system nie jest od oceniania intencji, ale od rozstrzygania spraw. Ale jednocześnie warto zauważyć, iż dla ludzi dotkniętych skutkami procedur intencje – choćby te domniemane – mają ogromne znaczenie. To one nadają sens lub bezsens temu, co ich spotyka. To one decydują o tym, czy procedura jest postrzegana jako ochrona, czy jako narzędzie konfliktu.

Można więc spojrzeć na te historie nie jak na spory prawne, ale jak na opowieści o cieniu, który pojawia się tam, gdzie formalne ramy nie obejmują całego doświadczenia. O cieniu intencji, których nie da się udowodnić, ale które kształtują sposób przeżywania decyzji.

I może właśnie w tym miejscu pojawia się przestrzeń do refleksji. Nie nad tym, kto miał rację, ale nad tym, jakie koszty ponoszą ludzie, gdy prawo staje się częścią osobistego sporu, którego źródła leżą poza dokumentami. Nad tym, co dzieje się z człowiekiem, gdy sprawiedliwość – choćby działająca zgodnie z zasadami – zostawia po sobie cień, z którym trzeba żyć długo po zakończeniu procedury.

Idź do oryginalnego materiału