Chorzy z biedy. "Staję przed wyborem: umrzeć mając coś do jedzenia, czy głodować i kupić lekarstwa"

natemat.pl 3 godzin temu
– Żeby chorować w Polsce, to albo trzeba mieć dużo pieniędzy, albo gwałtownie umrzeć – mówi 50-letnia Ewa, nauczycielka filozofii i trenerka umiejętności miękkich, która od trzynastu lat choruje na stwardnienie rozsiane. Wykupienie leków na receptę stanowi problem nie do przeskoczenia dla ponad trzech milionów osób w Polsce.


72-letnia Elżbieta choruje przewlekle od 15. roku życia. Całe dorosłe życie pracowała – najpierw jako nauczycielka w przedszkolu, później była telegrafistką i sekretarką medyczną.

– Mam wielki żal do samej siebie, iż nie zdecydowałam się na zmianę zawodu, ale też zdrowie mi na to nie pozwalało. Dostaję 1 919 złotych miesięcznie emerytury – opowiada.

Tylko na same leki wydaje 700 złotych miesięcznie. Do tego dolicza prywatne wizyty lekarskie kilka razy w roku, bo na NFZ nie zawsze znajdzie się miejsce. Musi też robić badania, na które refundacji nie ma.


– To kolejne tysiące złotych, których nie mam. Mam natomiast 19 chorób stałych. To m.in. astma, problemy z przewodem pokarmowym, zwyrodnienia kręgosłupa, reumatoidalne zapalenie stawów, lekoodporna depresja. Niestety na terapię mnie nie stać, nie ma choćby takiej opcji. Nie wspominając już o rehabilitacji, która też by mi się przydała – zaznacza.

Bo przecież musi jeszcze zapłacić czynsz, kupić środki higieniczne, jedzenie.


– Mówiąc szczerze, na życie nie zostaje nic. Jem byle jak, czasami nie dojadam. Muszę wybierać, na co przeznaczam środki i prosić o pomoc. A to jest bardzo trudne. Gdyby nie Fundacja Pomoc Seniorom, pewnie byśmy nie rozmawiały, bo nie byłoby mnie już na świecie. Gdybym nie przyjmowała leków, które muszę, gwałtownie by się to potoczyło – przyznaje.


Na pomoc systemową Elżbieta liczyć nie może. – Wiele moich leków nie jest refundowanych. Rządzącym niby zależy na seniorach, ale jak przychodzi co do czego, to nie mamy żadnego wsparcia – opowiada.

Raz na kilka miesięcy otrzymuje zasiłek celowy. – Z wydanych funduszy należy się ściśle tłumaczyć. Kilka razy otrzymałam też tak zwane obiady od MOPS-u, jednak ich jakość jest bardzo wątpliwa – przyznaje.


Elżbieta zarzeka się, iż gdyby tylko mogła, podjęłaby się jakiejkolwiek pracy.

– Ale w obecnym stanie zdrowia nie jestem w stanie. Nie wiem, co będzie dalej, każdy miesiąc to dla mnie wielka niewiadoma. A życie w lęku i niepewności nie sprzyja zdrowiu – dodaje.

Niepełnosprawność kosztuje


– Żeby chorować w Polsce trzeba, to albo mieć dużo pieniędzy, albo gwałtownie umrzeć – mówi 50-letnia Ewa, nauczycielka filozofii i trenerka umiejętności miękkich, która od trzynastu lat choruje na stwardnienie rozsiane.

Od momentu, kiedy dostała diagnozę zbiera 1,5 proc. (kiedyś 1 proc.) podatku na rehabilitację i leczenie. Bez tego wsparcia byłoby jej jeszcze trudniej. A i tak łatwo nie jest.

– Przy mojej chorobie konieczna jest rehabilitacja, na którą mnie nie stać. Powinnam ćwiczyć systematycznie i często, a nie mogę sobie pozwolić na wydawanie kilkuset złotych tygodniowo na zajęcia z rehabilitantem – przyznaje.


Lek, który jest skuteczny na jej odmianę stwardnienia rozsianego, nie jest refundowany. Ewa płaci za niego tysiąc złotych miesięcznie.

– Do tego dochodzą koszta transportu po mieście. Komunikacją miejską jest mi bardzo trudno się poruszać, dlatego jeżdżę taksówkami. Mam orzeczoną niepełnosprawność

w stopniu umiarkowanym. A to oznacza, iż nie mam dostępu do transportu specjalnego dla osób z niepełnosprawnościami, które organizuje miasto – opowiada.


Ewie ze względu na orzecznictwo nie przysługuje także pełna refundacja na sprzęt, m.in. na wózek, którego potrzebuje do życia.

– Nie wspominając już o dostępie do terapii. Jak wiele osób z niepełnosprawnością – ja też zmagam się z depresją. A ona wiąże się z dodatkowymi kosztami. Wiem, iż powinnam wychodzić z domu, iż to by mi pomogło, ale często rezygnuję, bo o ile nie muszę czegoś pilnie załatwić, to po prostu wyjście i opłacenie transportu mi się zwyczajnie nie opłaca – tłumaczy.

Potrzeb związanych z niepełnosprawnością Ewa ma znacznie więcej. To m.in. coroczny turnus rehabilitacyjny, na który jeździ, żeby móc jakkolwiek funkcjonować.


– Jest dofinansowany z NFZ-u, ale muszę dopłacić do niego 6 tys. zł. Gdyby nie 1,5 proc. podatku, nie mogłabym sobie na niego pozwolić – przyznaje.

To także dobrej jakości produkty żywieniowe.


– Z moją chorobą bardzo trudno mi gotować, dlatego zamawiam dietę pudełkową. Nie stać mnie na asystenta osobistego, który by mi w tym pomógł. Zawsze mi się wydawało, iż jestem w przeciętno-korzystnej sytuacji materialnej, ale w związku z chorobą mogę pracować coraz mniej, przez co mój status ekonomiczny jest niski i to się raczej nie zmieni – zaznacza.

Zmienić, jak mówi, powinna się systemowa pomoc. – Mnie nie chodzi


o pieniądze, a o wsparcie w dostępności do transportu, na przykład w formie bonów.

O refundację leków i rehabilitacji. I w końcu o asystencję osobistą, która pomoże


w codziennym funkcjonowaniu. To wszystko składa się na zdrowie. Bez tego jest naprawdę trudno – dodaje.

Ubóstwo zdrowotne


Według raportu Poverty Watch, 2,5 mln Polaków żyje w skrajnym ubóstwie, a ponad 17 mln poniżej minimum socjalnego. Z kolei według Raportu o Biedzie Szlachetnej Paczki

z 2023 roku wynika, iż wykupienie leków na receptę stanowi problem nie do przeskoczenia dla 8 proc. Polaków, czyli dla ponad trzech milionów osób.


– Problem niemożności wykupienia leków dotyka przede wszystkim osoby starsze

o niskich dochodach, szczególnie samotne kobiety-seniorki, które są znacznie bardziej zagrożone ubóstwem niż mężczyźni – wyjaśnia prof. Ryszard Szarfenberg, politolog, przewodniczący Polskiego Komitetu Europejskiej Sieci Przeciwdziałania Ubóstwu.

I dalej tłumaczy: – Narażeni są również mieszkańcy obszarów wiejskich, którzy zmagają się nie tylko z niższymi dochodami, ale także z utrudnionym dostępem geograficznym do opieki zdrowotnej. Według badań, ponad 80 proc. seniorów w Polsce przyznaje, iż zdarzyło im się nie wykupić przepisanych leków z powodu wysokich cen. Problem ten dotyka także osoby przewlekle chore i niepełnosprawne o ograniczonych zasobach finansowych.

Osoby, które mają wskazania do leczenia, ale nie mają ku temu możliwości, stosują różne strategie przetrwania. – Często rezygnują z wykupienia części recept lub zmniejszają dawki leków, przyjmując je rzadziej niż zalecono, co prowadzi do pogorszenia stanu zdrowia – tłumaczy prof. Szarfenberg.

Wielu seniorów staje przed dramatycznym dylematem: leki czy jedzenie?



– Rezygnują z ogrzewania, posiłków czy opłacenia czynszu, by móc wykupić niezbędne medykamenty. Jedną z reakcji osób starszych jest zadłużanie się, aby kupić leki – dane pokazują, iż zaległości finansowe osób 65+ sięgnęły w 2022 roku ponad 10 miliardów złotych. Niektórzy korzystają ze wsparcia instytucji charytatywnych, jednak skala tych inicjatyw jest ograniczona w stosunku do rzeczywistych potrzeb – zauważa ekspert.

Tysiąc złotych na zdrowie psychiczne


21-letnia Karolina od dziesięciu lat walczy z trudnościami psychicznymi. Od pięciu stara się je leczyć, chociaż nie zawsze może sobie na to pozwolić.

– Niedawno zdiagnozowano u mnie borderline i ADHD. Byłam u wielu lekarzy

i terapeutów zarówno na NFZ, jak i prywatnie. Próbowałam znaleźć kogoś, kto mi realnie pomoże. Tymczasem przekonałam się, iż psychiatria w Polsce przypomina mi trochę ogólną sytuację w służbie zdrowia w USA – drogo, niedostępnie, głównie dla klas wyższych. Dla osób z tych niższych zdrowie jest znaczniej mniej dostępne – przyznaje.

Bo terminy są niedostępne albo tak odległe, iż aż zniechęcające. A prywatne wizyty


u specjalistów kosztują. I to niemało.

Karolina ma za sobą kilkumiesięczne leczenie na dziennym oddziale psychiatrycznym. Kiedy chciała zapisać się na terapię indywidualną na NFZ, usłyszała, iż termin jest, ale za dwa lata.

– To chore. Do psychiatry czeka się pół roku i to jak dobrze pójdzie. Nie liczę już na specjalistów na NFZ. Dużo złego mnie spotkało, również z lekarzami innych specjalizacji

i nie chcę na to marnować czasu i energii – zaznacza. Czas, w jej przypadku był i jest kluczowy. o ile nie jest w terapii i leczeniu, jej stan znacząco się pogarsza.


– Były takie okresy, iż po prostu nie było mnie stać na leczenie i chociaż powinnam je mieć, nie miałam. Musiałam się utrzymać, zdrowie schodziło na dalszy plan – tłumaczy.

Teraz – jak mówi – jest różnie. Karolina pracuje na pełen etat w biurze jako recepcjonistka. Oprócz tego studiuje zaocznie psychologię.

– Gdyby nie pomoc finansowa rodziny, nie byłoby mnie stać na życie. I tak jest mnóstwo rzeczy, z których musiałam zrezygnować, żeby móc funkcjonować. Miałam wybór: zajęcia dodatkowe albo leczenie. Wybrałam leczenie – opowiada.

Gdyby nie ono, nie byłaby w stanie funkcjonować. – Prawdopodobnie w ogóle by mnie tu nie było. ADHD i borderline wiąże się z zaburzonymi relacjami międzyludzkimi, impulsywnością, epizodami depresji, myślami samobójczymi – wylicza.

Młoda kobieta nie ustaje w walce o swoje zdrowie psychiczne, mimo iż nie jest to łatwe.


– Chyba najgorzej żyje się ze świadomością, iż to jest nieuleczalne. W dodatku wciąż występuje ogromna stygmatyzacja chorób psychicznych. Dużo systemowo powinno się także w tej kwestii zmienić. Myślę, iż gdyby dostępność leczenia była lepsza, wielu ludziom byłoby łatwiej. I gdyby psychoterapeuci byli weryfikowani. Walka o zdrowie psychiczne to przeprawa, ale jakość życia przy aktywnym leczeniu jest niepodważalnie warta wszystkiego – dodaje.

"Stosowałem tańsze leki, teraz nie biorę ich w ogóle"


24-letniego Arka, podobnie, jak Karoliny, nie stać na kompleksowe zadbanie o swoje zdrowie psychiczne. Jego trudności zaczęły się w 2021 roku. – Nałożyło się wtedy na siebie wiele problemów rodzinnych, w relacjach, no i pandemia. Stany depresyjne

i lękowe objawiały objawiają się u mnie w somatyzacji. Boli psychika i boli ciało –tłumaczy.

Żeby bolało mniej zapisał się do psychiatry. Prywatnie, bo na NFZ były kilkumiesięczne kolejki. – Dostałem lek lepszej generacji, ale droższy i nierefundowany. Pomagał, ale na terapię już nie starczało mi finansów – opowiada.

Był wówczas studentem, wynajmował pokój w Warszawie. – Jak już nasyciłem się lekami i odczułem poprawę, to przerwałem leczenie. Doraźnie stosowałem tańsze leki, teraz nie biorę ich w ogóle – wspomina.

Z tym, iż stany depresyjne i lękowe wróciły. Kiedy tylko się pojawiły, Arek zapisał się na terapię w specjalnym ośrodku w ramach NFZ. Ze względów finansowych zdecydował się wrócić do domu rodzinnego.


– Wciąż studiuję, ale i pracuję. W ostatnich latach, żeby chociaż minimalnie zadbać o swoje zdrowie, musiałem zrezygnować z wielu rzeczy. Nie wyjeżdżałem dalej niż do znajomych na działkę. Zdarzało się rezygnować ze spotkań. Tylko, iż ja nie chcę tracić młodości. Ani przez stany depresyjne, ani przez finanse. A bywa tak, iż niestety muszę wybierać – podkreśla.

Arek zauważa, iż o pomoc systemową trudno. – Mam to szczęście, iż mogłem wrócić do domu rodzinnego, ale ile osób nie może... Młodym jest teraz bardzo trudno. Mało komu udaje się wynajmować lokum i jeszcze dbać o siebie w tym wszystkim, a chce się już mieszkać samemu. Dopóki leki będą miały zaporowe ceny i wizyty będą tak trudno dostępne, mamy jako społeczeństwo problem – zaznacza.

W spirali kryzysu


– Filarem zdrowia – zarówno psychicznego i fizycznego – jest dobrostan, w którym możemy realizować swoje możliwości. Kiedy go nie ma, problemy zaczynają się piętrzyć. Nie najlepsza sytuacja materialna tylko pogarsza kryzysy – zauważa psycholog

i psychoterapeuta Zofia Łukaszewska.

A system – jak mówi – nie jest na to przygotowany. – Zdrowie psychiczne w Polsce nie jest doceniane. Jest ogromne zapotrzebowanie na bezpłatną psychoterapię i psychiatrię,

a miejsc u specjalistów brakuje. Są słabo opłacani, dlatego uciekają w prywatne gabinety. W konsekwencji kolejki na NFZ się wydłużają – zaznacza.


Pacjenci potrzebujący pomocy nie mogą jednak czekać. Z drugiej strony ceny prywatnych wizyt bywają zaporowe. Pojedyncza konsultacja u lekarza psychiatry to koszt od 280 do 650 złotych. Psychoterapia to około tysiąc złotych miesięcznie w zależności od specjalisty, miasta i częstotliwości spotkań.

– Wiele osób nie jest w stanie sobie na to pozwolić, dlatego zaczynają radzić sobie na własną rękę. Próbują przeczekać kryzys, nierzadko uciekają w to, co łatwiej dostępne, czyli używki. Chcą uciec od lęku, problemów, stresu, ale nie mają ku temu zasobów finansowych. Taka spirala bardzo często prowadzi do poważnych kryzysów, choćby samobójczych – podkreśla Zofia Łukaszewska.

– Pomocy warto szukać także w MOPS-ach, placówkach edukacyjnych albo

w Środowiskowych Centrach Wsparcia Psychicznego, gdzie można otrzymać interwencję kryzysową. To pomoc doraźna. W międzyczasie powinien zmienić się system. Ale dopóki rządzący nie uznają i nie uszanują tego, iż zdrowie psychiczne, jest tak samo ważne jak kliniczne i trzeba dać pacjentom do niego dostęp, kryzys będzie się pogłębiał – dodaje Łukaszewska.

"Trendy mogą hamować wzrost średniej długości życia Polaków"


Wzrost ubóstwa w latach 2022-2023 ma kilka głównych przyczyn. Profesor Szarfenberg wymienia:



– Wysoka inflacja szczególnie dotyka osoby o niskich dochodach, ponieważ większą część swojego budżetu wydają one na żywność, mieszkanie, energię i leki – dobra, które najbardziej podrożały w ostatnich latach.


– Istotnym czynnikiem jest również niewystarczająca waloryzacja świadczeń społecznych, która nie rekompensuje spadku siły nabywczej. Spowolnienie gospodarcze w połączeniu

z inflacją stworzyło warunki sprzyjające wzrostowi ubóstwa. Dodatkowo, rosnąca liczba osób starszych przy malejącej liczbie pracujących wywiera presję na system emerytalny.

Jeśli trend wzrostu ubóstwa się utrzyma, pogłębiać będą się nierówności, także zdrowotne.

Zmiana jest możliwa, ale wymaga konkretnych systemowych działań. To – jak tłumaczy prof. Szarfenberg – m.in. konieczność zwiększenia finansowania publicznej opieki zdrowotnej oraz poprawa jej dostępności na obszarach wiejskich (m.in. poprzez rozwój telemedycyny i mobilnych usług medycznych).

– Konieczne jest wzmocnienie zabezpieczenia dochodowego seniorów poprzez podnoszenie świadczeń najniższych, dodatkowe świadczenia oraz waloryzację bardziej odporną na inflację. Rozszerzenie dostępu do bezpłatnych leków dla młodszych seniorów (na wzór brytyjski, gdzie osoby od 60. roku życia mają prawo do darmowych leków) mogłoby poprawić ich sytuację – tłumaczy przewodniczący Polskiego Komitetu Europejskiej Sieci Przeciwdziałania Ubóstwu.

Ma też inną propozycję: – Warto rozważyć wprowadzenie limitu wydatków z kieszeni pacjenta, podobnie jak w Niemczech, gdzie roczne koszty są ograniczone do

2 proc. dochodu gospodarstwa domowego. Niezbędna jest również integracja opieki zdrowotnej z pomocą społeczną, która pozwoliłaby skuteczniej wspierać seniorów

w codziennym funkcjonowaniu. Doświadczenia państw nordyckich pokazują, iż kompleksowa polityka redukcji nierówności zdrowotnych może znacząco poprawić stan zdrowia całej populacji. I przynieść długofalowe korzyści społeczne oraz ekonomiczne.

Idź do oryginalnego materiału