12 spotkań. Tyle nabożeństw roratnich organizowanych przez Duszpasterstwo Akademickie Centrum odbyło się w tym roku w kaplicy wydziału, na którym przyszło mi studiować. Gromadziliśmy się przez trzy tygodnie od wtorku do piątku o 6:40 (wszak tradycyjnie Msze Święte odprawiane są przed świtem). Nie na darmo hasło tegorocznych rorat brzmiało "Stróże poranka", bo chyba każdy z uczestników był takim stróżem poranka.
Tym razem podczas kazań na każdym ze spotkań analizowana była jedna z encyklik napisanych przez Jana Pawła II. Ogólnie wyszło ich spod jego pióra 14, my siłą rzeczy pominęliśmy dwie. Jak to powiedział w żartach na początku ksiądz Kris - te dwie będziemy musieli kiedyś sami nadrobić. Każdego dnia po roratach było śniadanie, a także pamiątkowe zdjęcie ich uczestników.
3 grudnia - Encyklika "Redemptom homilis" ("Odkupiciel człowieka")






12 grudnia - Encyklika "Sollicitudo rei socialis" ("Troska o sprawy społeczne")






Ku mojemu własnemu zaskoczeniu - udało mi się być na wszystkich nabożeństwach (rok temu opuściłam jedno). o ile myślicie, iż łatwe było wstawanie z ciepłego łóżka przed 5 rano, a wychodzenie z domu tak, aby zdążyć na pociąg o 5:36 to powiem Wam szczerze - nie było. Czasami miałam ochotę rzucić to wszystko i po prostu pospać sobie dłużej, czy też po prostu odpocząć, na szczęście nie wprowadziłam tego w czyn. Raz tylko "udało" mi się zaspać, ale włączyłam najwyższy tryb działania i na uczelnię wpadłam o 6:45, czyli pięć minut po rozpoczęciu Mszy świętej, więc to spóźnienie nie było takie kolosalne. Jak kilka godzin później opowiedziałam o tym Księdzu Niosącemu Światło to zaczął się z tego śmiać i przyznał, iż wcale się temu nie dziwi, bo on o tej porze, o której ja wstawałam, przewraca się na drugi bok. Pod koniec było już całkiem ciężko nie tylko z powodu zmęczenia, ale i przeziębienia, z jakim mierzę się od kilku dni. Czasami po nabożeństwie wracałam do domu i lądowałam w łóżku. W takich chwilach słabości powtarzałam sobie jednak, iż jeszcze trzy, dwa, jeden dzień i koniec. Może i infantylne, ale jakoś mnie to mobilizowało i pozwalało na wstanie z łóżka. Cieszę się, iż byłam na wszystkich roratach, ale też cieszę się z tego, iż takich osób jak ja było więcej. I dziś rano każdemu z nas ksiądz Kris złożył serdeczne gratulacje.
Dzisiaj był też ostatni dzień zajęć na uczelni przed przerwą świąteczną. Atmosfera była luźniejsza, choćby wcześniej mogliśmy iść do domu. Trochę przeraża mnie ogrom pracy, jaka mnie czeka przez święta, ale chyba dam radę. Miałam zaplanowane podejście do zaliczenia przynajmniej czterech kolokwiów przed przerwą, ale wspomniane przeziębienie mnie powaliło. Zresztą przeziębienie to jedno, a reakcja mojego organizmu na to, co się dzieje w mojej grupie z NoRek to drugie. W konsekwencji wydaje mi się, iż do żadnego nie przygotowałam się wystarczająco dobrze, musiałam więc przenieść je na styczeń, czego bardzo nie lubię. Ale przynajmniej jest szansa, iż je zdam.