Beata: "Nie zliczę ile razy myślałam: gdybym się badała, miałabym obie piersi swoje"

natemat.pl 1 dzień temu
Polki się nie badają. Wychodzą z założenia: "Nie choruję, mam święty spokój". Nie robią choćby bezpłatnej mammografii. Według danych NFZ tylko 31 proc. uprawnionych kobiet decyduje się na to badanie. A warunkiem istotnego zmniejszenia umieralności na nowotwory piersi, jest próg 70 proc. zgłaszalności. To o co chodzi?


Rak piersi to najczęściej występujący nowotwór złośliwy. Z danych Narodowego Instytutu Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie wynika, iż w 2021 r. zachorowało na niego w Polsce ponad 21 tys. kobiet, blisko 6,5 tys. umarło. Dziś, ten nowotwór zdiagnozowany w jak najwcześniejszym, początkowym stadium może okazać się całkowicie wyleczalny.

– Oczywiście otrzymywałam listowne zaproszenia na badanie przesiewowe, a kobiety w moim otoczeniu badają się regularnie. Ja również inne badania wykonywałam co roku, np. cytologię, ale mammografii nigdy – dodaje.

Co jest przeszkodą w zgłaszaniu się na badania przesiewowe?


Jak wynika z zainicjowanego przez Fundację OnkoCafe raportu "Profilaktyka raka piersi", najczęściej wymienianą przez kobiety przyczyną jest strach przed diagnozą nowotworu oraz brak potrzeby badania.

Powtarzają się obawy i komentarze typu "boję się, iż coś mi znajdą" czy "nie badam się, nie choruję, mam święty spokój". Trudno im uznać fakt, iż badanie i ewentualny nowotwór wykryty na tym etapie, daje największe szanse na remisję i wyleczenie.

Czy tak było również w przypadku Beaty?


– Nie miałam takiej potrzeby, uznałam, iż to zbędne w moim przypadku, bo nikt w rodzinie nie chorował. Czułam też potworny strach. Że jakby coś się znalazło, to ja nie wyobrażałam sobie choroby, operacji, chemii. Tych procedur i tego wyglądu po chemii – wyjaśnia pacjentka.

Cena strachu przed jednym badaniem


Beata opowiada, iż zbadała się, dopiero gdy w lipcu 2021 r. wyczuła u siebie guzek w piersi. I wtedy ruszyła cała procedura leczenia, której tak bardzo się obawiała. Po trzech długich tygodniach przyszedł wynik biopsji gruboigłowej. "Zmiana złośliwa" było jak wyrok. Potem operacja – mastektomia prawej piersi, 16 podań chemii, rekonstrukcja piersi.

– Wtedy gdy już byłam w chorobie, tego strachu paraliżującego nie czułam, pomimo iż straciłam włosy, brwi i rzęsy, a gdy zachorowałam, zlikwidowano również moje stanowisko w pracy. Wtedy było już myślenie zadaniowe – jestem chora, po kolei czeka mnie to i to. Zaakceptowałam to co się wydarzyło, zrozumiałam iż są rzeczy, na które nie mamy wpływu – wspomina Beata.

– Czy wyniosłam coś pozytywnego z tego czasu? Być może z tego powodu, iż chorowałam w pandemii Covid-19 i musiałam się izolować, bardziej nauczyłam się siebie i żyć sama ze sobą, w takim zdrowym egoizmie, bo wtedy siebie postawiłam na pierwszym miejscu. Poznałam też wiele fantastycznych kobiet na każdym etapie choroby, do dziś utrzymujemy kontakt. No i zrozumiałam, iż gdyby nie strach, miałabym teraz obie piersi swoje – dodaje.

Beata opowiada, iż stara się żyć normalnie, zbyt dużo nie planować, raczej myśleć o tu i teraz, czerpać euforia z dnia codziennego. Ale to już inna normalność, z chorobą z tyłu głowy. Konsekwencją przejścia choroby i chemii jest u niej dodatkowo neuropatia, dokuczliwe uszkodzenie nerwów.

Jak pomóc kobietom przełamać strach przed chorobą?


Pierwsza kwestia to niewątpliwie zwiększenie zgłaszalności kobiet na mammografię, aby mogły upewnić się, iż są zdrowe. Jakie są na to pomysły?

Zdaniem Fundacji, efekty mogą przynieść naprawdę proste działania, w tym najprostsze z nich - bezpośrednie zaproszenie na badanie, wysłane do kobiety zwykłym SMS-em, np. jako powiadomienie z aplikacji Internetowe Konto Pacjenta.

Wyraźnie wskazują na to rezultaty ankiety, z których wynika, iż blisko 73 proc. kobiet, które otrzymały zaproszenie SMS, wykonało mammografię. A przecież telefony komórkowe posiada w tej chwili praktycznie każda dorosła osoba w Polsce. Pojawiają się również pomysły przywrócenia wysyłania pocztą zaproszeń papierowych, czego zaniechano w 2014 r.

Doskonale działa to w Słowenii, gdzie udział w programie jest dobrowolny, ale kobiety otrzymują imienne zaproszenia z wyznaczonym terminem i miejscem badania, wysyłane tradycyjną pocztą. Jak wynika z tamtejszych danych, program ten osiąga wysoki poziom uczestnictwa, w 2021 roku skorzystało z niego 78% uprawnionych kobiet.

Anna Kupiecka potencjał widzi również w lekarzach POZ/ rodzinnych oraz lekarzach medycyny pracy, którzy mogliby zachęcać do badań.

– Lekarz POZ/rodzinny jest tym lekarzem, którego odwiedzamy najczęściej i któremu ufamy. A więc może odegrać ogromną rolę w promowaniu profilaktyki onkologicznej. Wystarczy, iż przy rutynowej wizycie poinformuje pacjentkę o możliwości wykonania bezpłatnej mammografii – mówi.

I dodaje: – Słusznym kierunkiem wydaje się ponadto wyposażenie lekarza medycyny pracy w odpowiednie mechanizmy, dzięki którym będzie mógł po pierwsze sprawdzić, czy i kiedy pacjentka wykonała mammografię, po drugie zarekomendować pacjentce jej wykonanie, po trzecie ułatwić zapis na badanie.

Kolejna aktywność, która mogłaby skłaniać kobiety do wykonywania mammografii to zmiana ich myślenia o samej chorobie, bo tego się boją, iż badanie ją wykaże. Zmiana ta będzie możliwa wtedy, gdy kobiety będą miały jeden wiarygodny, merytoryczny przekaz na ten temat.

– Niepokój, błędne przekonania i brak informacji często powstrzymują kobiety przed podjęciem tego kroku, który może okazać się krytyczny dla ich zdrowia i życia – potwierdza Tanja Španić, Przewodnicząca Europa Donna Słowenia.

Beata uważa, iż większość kobiet, podobnie jak ona kiedyś obawia się wyglądu po chemii. Mamy wypaczony obraz chorującej na nowotwór kobiety, która jest przeraźliwie chuda, ma siną skórę, nie ma włosów, brwi ani rzęs, snuje się po korytarzach oddziału onkologicznego niczym zombie. Bo taki właśnie wizerunek często "sprzedają" nam media.

Kobiety nie są ponadto informowane i nie zdają sobie sprawy np. z tego, iż po mastektomii, w ramach świadczeń NFZ wykonywana jest rekonstrukcja piersi.

Dlatego Fundacje wspierające pacjentki z chorobą nowotworową, włączają się we wszelkie akcje edukacyjne i profilaktyczne w tym zakresie.

– Ja uświadamiam teraz kobiety, aby się badały. Mówię im, iż mogą zachorować w każdej chwili i jakkolwiek nie mają na to wpływu, to wczesne wykrycie i szybka diagnoza pomoże im wygrać życie. Publikuję na swoim profilu fejsbukowym apele o korzystanie z badań. Brałam również udział w kampaniach różnych fundacji, prezentujących historie i zdjęcia kobiet dotkniętych rakiem piersi – wymienia Beata.

– Jeździłam też po szpitalach i na fantomie pokazywałam kobietom, jak należy się badać, co należy robić. I co było w tym najsmutniejsze? Że przyszły głównie pacjentki, które były już po diagnozie i chciały się ode mnie dowiedzieć, jakie są kolejne etapy leczenia, jak one to wszystko przejdą, bo nikt im tego wcześniej nie objaśnił. Nie było zainteresowania wśród tych, które nie są chore – podsumowuje.

Idź do oryginalnego materiału