Drodzy ludzie,
Zanim przejdę do meritum, chciałem Wam pokazać coś niesamowitego. Właśnie jadę na konferencję do Warszawy...
Po drodze mijam
publiczny szalet – moim zdaniem – jeden z najładniejszych w Polsce. Chciałem
się z Wami podzielić zdjęciem mijanego kibla – moim zdaniem naprawdę ciekawie
wyszło mimo brudnej szyby, dzięki czemu nie musiałem go wąchać.
Nie mam pojęcia
czy budynek toalety jest budowany od początku i stylizowany na zabytkowy, czy
też jest to zabytek poddany rewitalizacji. jeżeli to drugie, wspaniale udało się
inżynierom i budowniczym. Majstersztyk. Tym bardziej uprzyjemnia ten widok
fakt, iż widzę go z bardzo wygodnego siedzenia magicznego pociągu „Pendolino”.
A’propos
moich podróży: już się nie boję jechać pociągiem. Wielokrotnie powtarzany
bodziec psychologiczny zmniejsza stopniowo swoją siłę. choćby gdybym spóźnił się
na odjazd tej dziwnej maszyny o freudowskich kształtach, to dramat przeżywany
przeze mnie trwałby co najwyżej kilkanaście godzin. Prawdopodobnie oprócz
kilkuset zł nie byłbym narażony na jakieś dużo wyższe koszty, a pogoda również
nie stanowiłaby problemu większego, niż przemoknięcie ubrań na kilkanaście
godzin. Spóźnienie się na pociąg byłoby piękną sprawą – zakładając opuszczenie
dworca, nie byłbym narażony na zapachy różnych ludzi wokół, a iż kocham
latanie, rozpatrzyłbym możliwość transportu do domu samolotem.
Dodatkowo - świadomość
posiadania takich przyjaciół, jak Radosław (współorganizator konferencji), bardzo
pozytywnie by mnie nastrajała. Znam jego możliwości na drodze i wiem, że
potrafi zjednoczyć się z mocarną maszyną wywołując taki ogień, iż z prędkością Kubicy
nadrobilibyśmy moje gapiostwo w planowaniu podróży.
A teraz tytułowy apel:
Czytam Was drodzy rodzice na grupie poświęconej AS’om, słucham Was na spotkaniach grupowych i sam na sam i
zauważyłem jedną niebezpieczną rzecz:
Piszecie coraz więcej postów, w których opisujecie Wasze
dzieci z ZA jako ofiary niekompetencji różnych osób wokół – najczęściej są to
nauczyciele, psychologowie, pracownicy różnych placówek. Nie mam nic przeciwko –
uczmy się od siebie, jak reagować na tego typu sytuacje, co one dla nas
oznaczają, edukujmy ludzi, którzy nie zawsze mają rację, edukujmy siebie, aby
być mądrzejszym i bogatszym o doświadczenie innych rodziców z grupy.
Ale uwaga!
Byłbym daleki od czarno-białego podziału na całkowicie poszkodowane dziecko vs.
Czyste zło niekompetentnej osoby. Nasze dzieci są inne i wywołują często pewne
reakcje otoczenia – bardzo bolesne również dla nas - rodziców. Uczą się w ten
sposób, doświadczają danej sytuacji. Często są zaskakiwane, ale też zapamiętują
sobie przykrą dla siebie relację z oponentem. jeżeli zaczniecie bronić swoje
dziecko często poprzez atak na osobę, która miała z Waszą pociechą spięcie –
wówczas maleje szansa, iż dziecko wyciągnie z tego naukę na przyszłość.
Wybaczcie proszę to, co napiszę, ale my – ludzie z ZA nie zawsze jesteśmy mili,
posłuszni i uczynni. Często jesteśmy gnuśni, wredni, chamscy, manipulujący,
złośliwi, albo wręcz jesteśmy „wrzodem na *upie” poprzez swoje cechy. Nie każdy
musi nas kochać tak, jak nasi rodzice. Ale poprzez mądre „przejście” tego typu
sytuacji, możemy się więcej nauczyć o ludziach i społeczeństwie, niż
wielogodzinne lekcje z etyki.
Wytłumaczcie nam (dzieciom) drodzy rodzice – dlaczego ktoś się
na nas obraził, dlaczego przez nas macie kłopoty i jesteście wzywani „na
dywanik” do dyrekcji? Potrafimy myśleć analitycznie. Nie uniewinniajcie nas od
razu przejmując inicjatywę i pędząc w naszym imieniu na skargę, bo ktoś źle nas
potraktował.
Analogicznie: podczas kursu na prawo jazdy, mądry instruktor nie biega za
kierowcami wymuszającymi pierwszeństwo krzycząc na nich, iż są złym przykładem
dla młodego adepta kierownicy, ale uczy świeżaka przewidywania zachowania
innych i reakcji na zagrożenie. Biegając za nas i musztrując niekompetentnych
specjalistów, czasem odbieracie nam szansę na adaptację w społeczeństwie, wśród
których są ludzie pełni wad, przywar, głupoty i partactwa. Z takich osób składa
się społeczeństwo.
Tacy również jesteście Wy drodzy rodzice, bo nie wierzę, że
każdy z Was jest nieomylnym mistrzem w swoich dziedzinach. Takimi osobami staną
się również Wasze dzieci – zarówno te nt, jak i ZA. Akceptacja wad, wybaczanie
są najważniejsze zwłaszcza dla aspich, bo muszą się tego bardzo długo uczyć. A bez
tych cech zginą! Nie w sensie dosłownym, ale towarzyskim i relacyjnym. Kto by
chciał mieć za męża, żonę, przyjaciela, pracownika czy szefa osobę gburowatą,
niewybaczającą porażek i aż do bólu poprawną?
Zamiast „walki” z otoczeniem proponuję usiąść z dzieckiem,
zapytać się go, jak się czuje, co uważa o zaistniałej sytuacji, dlaczego tak
się stało, jak można jej uniknąć i co ona mnie nauczyła. Sukcesem będzie jeśli
dziecko zacznie odpowiadać rzeczowo na dwa ostatnie pytania w sposób
proaktywny, zamiast w sposób bierny. Oznacza to, iż dziecko samo stwierdzi, co
może samodzielnie na przyszłość przewidzieć, czego uniknąć i jak się zachować,
aby nie prowokować.
To co zrobicie dalej z postronnymi uczestnikami trudnej sytuacji, czy będziecie na
nich skarżyć, czy też będziecie ich pouczać, to sprawa drugorzędna. Najważniejsze,
żeby dziecko nauczyło się jak najwięcej o swoim wpływie na zachowania innych.
Pracujcie nad sobą w takich chwilach, odłóżcie negatywne emocje,
nie pokazujcie ich dziecku. Z emocji zostawcie sobie współczucie, zrozumienie i
ciepło!
PS. W momencie, gdy kończyłem pisać niniejszy tekst, wokół
mnie pojawił się tragiczny zapach z ubikacji – dla mnie dramat. Z drugiej
strony to i dobrze, bo bardzo zadziałał na wyobraźnię – poczułem, jakbym
naprawdę był w opisywanym powyżej przeze mnie szalecie! Bardzo zmysłowe
doświadczenie!