Na wstępie warto podkreślić, iż syndrom oszusta nie jest chorobą ani zaburzeniem psychicznym sklasyfikowanym w oficjalnych podręcznikach diagnostycznych. To zjawisko psychologiczne, po raz pierwszy opisane w latach 70. przez psycholożki Pauline Clance i Suzanne Imes.
Oznacza życie w poczuciu, iż nie zasługujemy na sukcesy, które osiągamy. Nie mamy wiary we własne kompetencje i możliwości. I to nie jest żadna skromność, ale strach, iż nasze osiągnięcia są tylko wynikiem szczęścia lub przypadku, a nie realnych umiejętności. Jak się to objawia i jak sobie z tym radzić?
Syndrom oszusta. 4 zachowania osób z taką przypadłością
1. Umniejszanie własnych sukcesów
Pierwszym i najbardziej typowym objawem jest nieumiejętność przypisania sobie zasług. Kiedy osoba z syndromem oszusta odnosi sukces, od razu sobie myśli, iż "miałem/am farta". choćby jeżeli to ona była główną siłą napędową projektu, sama siebie przekonuje, iż odegrała jedynie drugoplanową rolę.
Problem w tym, iż takie myślenia obniża poczucie własnej wartości. Każdy sukces, zamiast wzmacniać wiarę w siebie, buduje przekonanie, iż "tym razem się upiekło, ale następnym razem na pewno wszyscy zauważą, iż się nie nadaję". To z kolei prowadzi do rosnącego napięcia, lęku i coraz większej presji. Człowiek wchodzi w kolejne zadania z poczuciem, iż musi udowodnić coś, czego sam nie jest pewien.
Dobrym sposobem na przełamanie tego schematu jest prowadzenie prostego "dziennika sukcesów". Wystarczy zapisywać osiągnięcia, choćby drobne, i dodawać, co konkretnie zrobiło się, aby je uzyskać. Dzięki temu mózg zaczyna łączyć fakty: wysiłek –> działanie –> rezultat. Z czasem ułatwia to budowanie prawdziwej narracji o sobie.
2. Perfekcjonizm i praca ponad siły
Drugim częstym objawem syndromu oszusta jest przesadny perfekcjonizm. Osoby nim dotknięte są przekonane, iż tylko absolutna bezbłędność pozwoli im ukryć "brak kompetencji". Dlatego siedzą po nocach nad projektami, poprawiają każdy szczegół po kilka razy i wkładają w zadania znacznie więcej energii, niż to konieczne.
To niestety błędne koło. Nadludzki wysiłek często przynosi świetne efekty, a te są nagradzane. Awans, premia czy uznanie otoczenia jednak tylko utwierdzają w przekonaniu, iż właśnie dzięki pracy ponad siły udało się "utrzymać maskę". Zamiast zbudować pewność siebie, rośnie przekonanie, iż trzeba pracować jeszcze więcej, jeszcze ciężej i jeszcze dokładniej niż inni.
Na dłuższą metę taki tryb życia prowadzi do wyczerpania, chronicznego stresu i wypalenia zawodowego. Dlatego warto wprowadzić zasadę "wystarczająco dobrze". Nie oznacza to bylejakości, ale świadome ustalenie granicy, która pozwala skończyć projekt na satysfakcjonującym poziomie i w określonym czasie.
3. Lęk przed porażką i unikanie wyzwań
Kolejnym objawem jest paniczny strach przed porażką. Dla osoby z syndromem oszusta choćby najmniejsze niepowodzenie, to dowód na to, iż wyszła na jaw jej "niekompetencja". Z tego powodu zaczyna unikać sytuacji, w których mogłaby się potknąć. I przez to rezygnuje z wielu szans lub nie rozwija się zawodowo i osobiście.
Może to oznaczać brak zgody na awans, niewchodzenie w nowe projekty, niezgłaszanie własnych pomysłów na spotkaniach. Taka strategia daje chwilową ulgę, bo nie narażamy się na krytykę. Jednak w dłuższej perspektywie człowiek tkwi w miejscu, mimo iż realnie mógłby iść naprzód.
Przełomem może być zmiana sposobu myślenia o błędach. Zamiast traktować porażkę jako ostateczny dowód słabości, można zacząć widzieć w niej lekcję i okazję do zdobycia doświadczenia. Najlepiej zacząć od drobnych kroków, np. podjęcia się zadania z niewielkim ryzykiem. W ten sposób stopniowo wyrabiamy sobie tolerancję na błędy.
4. Trudność z przyjmowaniem komplementów
"Świetna robota!" – to zdanie, które dla większości osób brzmi jak miłe uznanie, dla kogoś z syndromem oszusta staje się czymś niepokojącym lub nieprzyjemnym. Komplementy wydają się niezasłużone, przesadzone albo wręcz podejrzane.
Zwykle reakcją jest szybkie umniejszanie swoich zasług: "oj tam, przesadzasz, każdy by sobie poradził". Takie zachowanie jest złe na dwóch frontach, bo po pierwsze odcina nas od zewnętrznego wzmocnienia, które mogłoby pomóc budować pewność siebie, a po drugie może być to odbierane przez osobę, która chciała wyrazić uznanie, jako brak szacunku lub fałszywa skromność.
Najprostszym rozwiązaniem na początek jest nauczenie się mówić zwykłe "dziękuję". Bez tłumaczenia się, bez usprawiedliwień. Bez dodatkowych wyjaśnień i usprawiedliwień. Już samo przyjęcie i zaakceptowanie pozytywnej opinii jest pierwszym krokiem w stronę zmiany.
Samo rozpoznanie w sobie tych wszystkich schematów myślowych i zachowań to równie krok do wyrwania się z tej pułapki. Zmiana głęboko zakorzenionych przekonań to jednak proces, który wymaga czasu i cierpliwości. Praca nas sobą, wsparta niekiedy pomocą psychoterapeuty, pozwala w końcu uwierzyć, iż naprawdę zasłużyliśmy na nasz sukces. I nikogo nie oszukujemy.