2213. Co z Ciebie dziecko wyrośnie?

na-sciezkach-codziennosci.blogspot.com 16 godzin temu
Wraz z końcem roku szkolnego coraz częściej w rozmowach z wychowankami pojawia się temat ich przyszłej ścieżki zawodowej. Co prawda mam w tym roku grupę składającą się z piąto oraz szóstoklasistów, więc temat z jednej strony nie do końca ich dotyczy, ale z drugiej warto zorientować się, czy w ogóle jakoś widzą tą swoją przyszłość. Nie jest tajemnicą, iż rodziny wielu z nich z dziada pradziada korzystają z różnych form pomocy społecznej. Myślicie, iż takie dzieciaki mają jakąś motywację do zdobycia wykształcenia, chociażby w formie zawodowej? Dlatego to głównie na nauczycielach szkolnych i nas, wychowawcach świetlicy spoczęło zadanie przekonania jednego i drugiego dzieciaka, iż jednak warto iść chociażby do tej zawodówki, zakończyć ją i zdobyć jakieś wykształcenie, niż... Nie każdy musi mieć doktorat i habilitację w języku angielskim, ale jakiś zawód warto mieć. Czasami to nasze wieczne "ględzenie" idzie w próżnię. adekwatnie to często tak się dzieje. Ale czasami bywa i tak, iż dzieciak sam przychodzi, sam inicjuje rozmowę, sam zastanawia się, jaką drogą ma iść. No i adekwatnie to takie sytuacje sprawiają, iż wiem, iż moja praca ma jednak sens.
Na drugim końcu mam dzieciaki ze świetlicy szkolnej, na której jestem, o ile mnie nie ma w sali gimnastycznej na próbie przed końcem roku szkolnego, albo w pracowni plastycznej nie maluję dekoracji, albo nie zmieniam jej na korytarzu, albo nie jestem w salce katechetycznej i nie próbuję przeprowadzić katechezy w najstarszych klasach w zamian za księdza. A tak adekwatnie to nie wiem o co chodzi księdzu z tym, iż młodzież ma go i religię gdzieś. Czasami bywają nieznośni, ale ogólnie, w porównaniu np. z moją klasą na tym samym poziomie, to chyba nie jest najgorzej. Tym bardziej, iż po ostatnim jego zasłabnięciu szczerze pytają, czy ksiądz wróci. Sama chciałabym to wiedzieć, ale choćby bałam się go o to zapytać, kiedy na chwile po treningu podskoczyłam do niego zobaczyć jak się czuje. Czas pokaże.
No dobra, co do świetlicy to 80% uczniów to dzieciaki z klas 1-3, które albo rano czekają na zajęcia lekcyjne, albo po lekcjach, aż przyjdą po nie rodzice lub inni opiekunowie. 15% to ci, którzy nie chodzą na religię. A 5% to te dzieciaki, które przychodzą na świetlicę, aby po prostu pogadać. No to czasami rozmawiamy także o ich przyszłości, tego co chcieliby robić, do jakich szkół idą dalej, a do jakich chcieliby iść. I wiecie, kiedy jest mi najbardziej przykro? Kiedy słyszę, iż rodzice mają dla nich zaplanowaną ścieżkę edukacyjną i zawodową na kilka lat do przodu bez uwzględnienia preferencji swojej pociechy. A tymczasem ona ze łzami w oczach mówi, iż nie chce być psychologiem, a kosmetyczką, fryzjerem, mechatronikiem lub logistykiem. I co tu powiedzieć takiemu nastolatkowi?
Jak dla mnie to rodzic może sugerować swojemu dziecku do jakiej szkoły ma iść czy też wyrazić opinię na temat decyzji wyboru szkoły ponadpodstawowej, ale nie powinien całkowicie wybierać jej za nie. Niech to będzie pierwsza w pełni świadoma decyzja młodego człowieka. A przecież o ile tylko uzna, iż to nie jest ta szkoła, o której marzył, to zawsze będzie mógł ją zmienić i nic takiego strasznego się nie stanie. Zdarza się.
I tym sposobem zderzają się ze sobą dwa światy - ten, w którym rodzice zbytnio nie interesują się tym, jak potoczy się dalsza edukacja ich dzieci i ten zupełnie odmienny, gdzie rodzice zbyt bardzo w to interweniują. Tak źle i tak niedobrze. Trudno tutaj znaleźć złoty środek, aby zadowolić w wystarczający sposób zadowolić i jedną i drugą stronę. Ale tak sobie myślę, iż warto dążyć do porozumienia i konsensusu, warto chociaż próbować to robić. Bo bez tego naprawdę mogą ucierpieć nasze rodzinne relacje.
Jak tak sobie przypominam, to rodzice dali mi wolna rękę w wyborze liceum. I najbardziej irytowały mnie sytuacje, kiedy mama rzucała przy innych, iż marzę o tym, aby iść tu i tu. A inni to odradzali. Tylko co inni mogli wiedzieć o moim potencjale? Moje plany zmieniały się przez cały okres gimnazjum, kiedy to co rusz dowiadywałam się o sobie czegoś nowego. Ostatecznie złożyłam papiery do zupełnie innego liceum niż planowałam w pierwszej klasie. Czy żałuję? Może trochę. Ale wiem, iż to była najlepsza z ówczesnych decyzji. I wiem też, iż cokolwiek bym nie postanowiła, choćby gdybym aplikowała do zawodówki, to miałabym wsparcie ze strony rodziców. I to jest chyba w tym wszystkim najpiękniejsze.
Idź do oryginalnego materiału