Chwilowo mam dosyć ciężki pod względem emocjonalnym czas połączony z sesją i muszę jakoś wrócić do równowagi wewnętrznej po wydarzeniach ostatnich dni. Powiem na razie tyle, iż sytuacja na tyle mnie kopnęła, iż z egzaminu z filozofii wyszłam z zerową ilością punktów, co przy tej ilości czasu poświęconego na przyswojenie materiału i utrwalenie go nie powinno się zdarzyć. Przynajmniej w teorii. Jednak nałożenie się na siebie różnych rodzajów stresu i sytuacji zrobiło swoje. Pocieszające jest to, iż taka sytuacja (ta zerowa liczba punktów) to pierwsza (i chyba ostatnia) w mojej dłuuugiej karierze naukowej. I to, iż wykładowca dał mi szansę, żeby podejść do tego egzaminu jeszcze w pierwszym terminie. Nie wiem, czy dam radę, ale warto chociaż spróbować.
Dlatego dzisiaj przychodzę do Was z dwiema książkami, jakie udało mi się całkiem niedawno przeczytać, w drodze z i do Kato i przy okazji do B-B. Przyznam szczerze, iż kocham czytać, ale ostatnio życie dokręciło mi taką śrubkę, iż dosłownie nie mam kiedy wykonywać tej czynności dla przyjemności, a nie z konieczności (zaliczenia, sesje, zbliżająca się obrona). Być może dlatego tak bardzo cieszę się, iż przeczytałam naprawdę coś innego od podręczników akademickich.
Tytuł: "Kultowe teleturnieje"
Autor: Roman Czerajak
Wydawnictwo: Słowne
Warszawa 2021
Ilość stron: 256
Teleturnieje to jedna z nielicznych produkcji telewizyjnych, które oglądam z prawdziwą przyjemnością. adekwatnie to już w dzieciństwie z zapałem oglądałam słynną wówczas "Ciuchcię" z prostymi zagadkami dla dzieci oraz przeznaczoną dla ciut starszej młodzieży, czyli "Krzyżówka trzynastolatków". Podobno lubiłam też "Piramidę" i "Kalambury", ale nie zapisała się one w mojej pamięci w jakiś znaczący sposób. Z czasem wachlarz oglądanych przeze mnie teleturniejów stawał się coraz większy, ale też powstawało coraz więcej produkcji. Dziś w dalszym ciągu, o ile tylko znajdę chwilę, dużo bardziej jest prawdopodobne, iż włączę w telewizji jakiś quiz wiedzowy niż telenowelę.
Być może dlatego z taką euforią czytało mi się książkę autorstwa Romana Czerajaka - "Kultowe teleturnieje". On sam przez pewien czas prowadził jeden z nich zatytułowany "Gilotyna". Nie mogło zabraknąć o nim rozdziału w tej książce. Oprócz tego można się dowiedzieć wielu ciekawostek chociażby na temat "Koła fortuny", "Idź na całość", "Jednego z dziesięciu", "Wielkiej gry", "Familiady", "Jakiej to melodii", wspomnianej "Gilotyny" oraz "Milionerom". Osobny rozdział stanowi opisanie postaci Krzysztofa Ibisza, z którą związany jest niejeden teleturniej (chociażby "Czar par", "Życiowa szansa", "Awantura o kasę", czy "Gra w ciemno"). W każdym z rozdziałów autor sięga do historii danego teleturnieju, opowiada o jego zagranicznym pierwowzorze, o ile był, o jego początkach, prowadzących, ciekawych anegdotach i zaskakujących sytuacjach, jakie miały miejsce na planie. W rozdziale poświęconym "Familiadzie" wiele miejsca poświęcono "sucharom" Karola Strasburgera, zaś w opowiadającym o "Jednym z dziesięciu" ciekawym odpowiedziom zawodników i ciętym ripostom Tadeusza Sznuka.
W zasadzie każdy z zaprezentowanych teleturniejów w jakimś stopniu znałam, chociaż nie wszystkie oglądałam z taką samą fascynacją. Dla mnie lektura książki była w zasadzie konfrontacją moich wyobrażeń na temat tego, co się dzieje poza zasięgiem wzroku telewidza. Bo bardzo często bywa ono zgoła inne od faktycznego stanu rzeczy.
To by było na tyle. A ja wracam do nauki na egzamin na "Psychologię kliniczną". Będzie dobrze? Musi być...