Nie mogłam iść z osobistymi życzeniami do Księdza Niosącego Światło w dniu rocznicy jego święceń kapłańskich. Wysłałam do niego co prawda życzenia SMSem, ale przecież zawsze lepiej zrobić to osobiście. Tym bardziej, iż od kilku dni była już przygotowana kartka na tą okazję. No, nie jest ona może idealna, może jest nierówno narysowana, a pismo to już zupełnie, ale jest. Dla mnie dokonał się za to kolejny kamień milowy. Wiem, iż dziwnie to zabrzmi, ale pierwszy raz w życiu udało mi się użyć cyrkla, aby oddać kulistość Ziemi. Dla innych to nic, ale dla mnie... coś co po wielu, wielu latach w końcu mi się udało.
Nawet nie wiecie jak trudno jest wymyśleć kartkę dla kapłana, żeby nie była banalna i żeby nie przesadzić. Nie jestem z niej w 100% zadowolona, ale chyba nie wyszła tak najgorzej. A do tego kolejna owieczka z cytatem biblijnym. Słodyczy nie może jeść, niech się chociaż takim czymś takim. Rok temu był zachwycony tym pomysłem więc już wtedy postanowiłam go kontynuować. Tym razem wybrałam fragment z Psalmu 116, a mianowicie wersety 12-13.
Wiedziałam, iż szybciej niż wieczorem nie dam rady podejść. I w sumie to dobrze się stało, iż nie poszłam wczoraj, bo i ja miałam pierwszy w tym semestrze dosyć obszerny egzamin na głowie, i jak się okazało, ksiądz wczoraj też się tak źle czuł, iż adekwatnie cały dzień przeleżał w łóżku. Aż ciśnie mi się na usta "a nie mówiłam po bierzmowaniu, iż ten kaszel to raczej nie przeziębienie". Ale dzisiaj, dzisiaj już miałam głowę wolniejszą od myśli typu "do zobaczenia we wrześniu na poprawce". W sumie dobrze mi poszedł ten egzamin, rzec by - za dobrze. I naprawdę było mi przykro, iż wyszłam z lepszą oceną od Madziołka, który dwoił się i troił, aby odpowiedzieć w satysfakcjonujący sposób. Czasami coś jej tam podpowiedziałam, ale też bez przesady, żeby wykładowca się za bardzo nie zdenerwował.
Po egzaminie wróciłam do domu, bo do pracy miałam dopiero na 13:30. Miałam więc chwilę, aby napisać księdzu całą kartkę A4 życzeń i popisać się swoją interpretacją treści teologicznych (jak to ostatnio było na Piekarniku? "Teologia milczy. I Karolina też"). Ale też nie chciałam przesadzić. Jeszcze by mi się chłop za bardzo wzruszył, spadłyby mu z tego wszystkiego wyniki, na Lednicę by nie pojechał. Kogo by to była wina. No oczywiście, iż moja.
Przez remonty spóźniłam się na wieczorną Mszę. Do tego jednak zdążyłam się przyzwyczaić. I nie tylko ja. Księdza jednak nie było przy ołtarzu. No ok, chociaż wszystko się mogło zdarzyć. Po nabożeństwie majowym z drżącym wnętrzem poszłam na zakrystię zapytać, co z Księdzem Niosącym Światło. Proboszcz mi powiedział, iż nie najlepiej się dzisiaj czuje i jest na plebani. Ale jak bardzo go potrzebuję, to żebym chwilę poczekała, bo oni zaraz i tak idą do domu. Dodatkowo zapytał o moją ostatnią operację, bo dotąd nie miał okazji, a trochę się zmartwił. Nie no, wszystko idzie ku dobremu - szwy zdjęte, a wycięcie objętego zapaleniem obszaru było najlepszą z możliwych opcji. Na jakiś czas mam spokój. Teoretycznie.
Na plebani chwilkę czekałam, aż wielebny zejdzie z góry. W zasadzie to nie wydawał się zbytnio zdziwiony moją obecnością, a raczej mimo wszystko się cieszył. Bez sutanny, w samej koszulce i spodniach dresowych wyglądał zgoła inaczej. Wreszcie przytył, ale nie oznacza to, iż jest gruby. Jak sobie pomyślę jak wyglądał w styczniu - cieniutki jak patyczek. A wystarczyło zmienić sposób żywienia. Tak trochę jąkając się powiedziałam mu z czym przychodzę i wyjęłam z plecaka Tatarkiewicza (na co usłyszałam komentarz: "Lolek, chowaj to z moich oczu. Do dzisiaj mam awersje do filozofii". W sumie to ja się tej awersji dopiero nabawiam), w którego wepchnęłam kopertę z kartką i owieczką. I wtedy powtórzył mi to, co napisał dzień wcześniej w SMSie zwrotnym - iż prawdopodobnie jestem jedyną osobą, która pamiętała o rocznicy jego święceń albo w ogóle wiedziała. Przesada, gdyby tylko widział ile osób przyszło na Mszę z okazji jego 20lecia kapłaństwa. A potem zaproponował mi herbatę. Żartował, iż ciasta co prawda nie ma, ale herbata zawsze się znajdzie.
Trochę mi było głupio, iż siedzę w tej ich kapłańskiej kuchni, a on robi mi herbatę. Tym bardziej, iż było widać, iż jeszcze nie najlepiej się czuje. Ale gorączki już nie miał, nie był taki osłabiony jak dzień, dwa wcześniej, nie bolała go głowa, a już na pewno nie tak bardzo jak wcześniej. No właśnie, ta jego głowa trochę mnie niepokoi, ale twierdzi, iż ma już termin i do neurologa i awaryjnie do onkologa na lipiec, ale to raczej nic poważnego, bo takie bóle miewał już wcześniej. Nie no, lepiej jest to sprawdzić. Tak trochę też podpytywał o moją ostatnią operację. Powiedziałam mu, iż już wszystko dobrze, choćby szwy już mi zdjęli dzień wcześniej. No i oczywiście po ubiorze (biała koszula, kamizelka i granatowe spodnie) domyślił się, iż miałam jakieś zaliczenie. Opowiedziałam mu jak rano zdawałam HK i z czego mnie odpytywali. I tak przez jakeś 30 minut gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Tak sobie myślę, iż ksiądz Kris może być ze mnie dumny, Księdzu Niosącemu Światło całą historię Frassatiego i Ciemnych Typów.
A potem, kiedy wracałam, po prostu chciało mi się wyć. Wiem, iż to wszystko skończy się stosunkowo szybko. Może kwestia tygodni, miesięcy, może roku. I Ksiądz pewnie też to wie. Ale jakoś nie daje tego odczuć. Robi wszystko, aby było normalnie na tyle, na ile może i na ile pozwalają mu siły. Teraz widać, iż żyje Lednicą, iż nie może się jej doczekać, iż po raz 20 będzie mógł nam potowarzyszyć w tym wyjeździe. A jedzie nas pełny, 70 osobowy autokar. Chyba pierwszy raz. Będzie pięknie, musi być pięknie. I jemu też będzie się podobać... A przed Lednicą jeszcze czeka go Rychwałd z "Wiarą i Światło".
Ale iż tylko ja pamiętałam o jego święceniach? Nie, w to akurat nie uwierzę. Na pewno jeszcze ktoś tam o nich pamiętał. A już na pewno - sam Pan Bóg. Przecież to On powołał go do kapłaństwa. Przynajmniej tak mówią.