2176. Mój papież

na-sciezkach-codziennosci.blogspot.com 1 dzień temu
Pierwsze spotkanie "Piekarnika" po świętach poświęcone było dziedzictwu papieża Franciszka
Kiedy w niedzielę wielkanocną papież Franciszek wyszedł o zgromadzonych na placu św. Piotra wiernych, aby udzielić im specjalnego błogosławieństwa "Urbi et orbi" i powiedzieć do nich kilka słów, myślę iż nikt się nie spodziewał, iż to jego ostatnie publiczne wystąpienie, a nazajutrz wiele katolików zapłacze na wieść o śmierci 265 następcy św. Piotra. Wśród tych osób byłam i ja. To wszystko wydawało mi się tak nieprawdopodobne, tak nierealne...
Papież Franciszek był bliski mojemu sercu. choćby nie wiem, czy nie bardziej niż nasz Jan Paweł II. Może dlatego, iż pontyfikat Franciszka przeżywałam bardziej świadomie? Tych 12 lat zapisało się w mojej pamięci w formie najpiękniejszych wspomnień, które we mnie odżywają za każdym razem jak spoglądam na zdjęcie ze środowej audiencji generalnej, na której nasze dłonie stykając się ze sobą.
Ogłoszenie wyboru nowego papieża po niespodziewanej abdykacji nastąpiło 13 marca 2013 roku późnym popołudniem. Pamiętam, iż wracałam wtedy w treningu pływackiego, w autobusie było włączone radio, spiker podał tą wiadomość. I nagle ktoś krzyknął: "Jezus, Maria, murzyn!". Po powrocie do domu okazało się, iż to nie "murzyn", a całkowicie biały kardynał. Już od pierwszego przemówienia ujął mnie tym swoim "dobry wieczór". I tym, iż określił siebie "papieżem z końca świata". No cóż, mógł być papież z dalekiego kraju, to dlaczego miałoby nie być takiego z końca świata?
Msza Inauguracyjna wypadła w tym samym dniu, w którym kierowcy komunikacji miejskiej ogłosili strajk i niewyjechanie na trasę, a w związku z tym rektor AWFu w Kato dał nam dzień wolny. Zupełny przypadek, ale dzięki temu mogłam obejrzeć na spokojnie transmisję tego wydarzenia prosto z Wiecznego Miasta. Uderzył mnie tłum ludzi. A także zdanie, iż najpierw dorośli opiekują się dziećmi, a po latach to dzieci powinny opiekować się swoimi rodzicami. Jakoś mnie to wzruszyło.
W wakacje w Rio de Janeiro odbywały się Światowe Dni Młodzieży. Śledziłam je z zapartym tchem w telewizji. To, co zrobiło na mnie niesamowite wrażenie to Droga Krzyżowa w ubogiej dzielnicy miasta. Pamiętam, iż dawno nic mnie tak nie poruszyła, jak ona. A kiedy ogłoszono, iż kolejne Światowe Dni Młodzieży odbędą się w Polsce, wiedziałam, iż raczej mnie na nich nie zabraknie.
Zaledwie trzy miesiące później, 16 października 2013 roku, wraz z innymi niepełnosprawnymi wzięłam udział w wycieczce do Włoch, a jednym z punktów była środowa audiencja u papieża. Mieliśmy zarezerwowane najlepsze miejsca, te dla niepełnosprawnych, i szansę, iż każdy z nas dotknie papieża. Niestety, spóźniliśmy się i mimo posiadania wejściówek, przy papieżu były tylko osoby poruszające się na wózkach, a cała reszta została skierowana na Plac św. Piotra. No nic, nie można mieć wszystkiego. Dla mnie liczyło się, iż byłam tam w tak ważnym dla nas Polaków dniu, iż widziałam papieża przejeżdżającego w papamobile. A iż mnie nie dotknął... nie można mieć wszystkiego.
Czekałam więc na 2016 rok i Światowe Dni Młodzieży, a w międzyczasie taką moją tradycją, adekwatnie do samego końca pontyfikatu papieża Franciszka, był niedzielny Anioł Pański. Czasami oglądany jako retransmisja, ale zawsze mnie ciekawiło, co też papież interesującego powie. I znowu mnie zachwyca tym, iż niemal za każdym razem wiiał się z wiernymi zwykłym "Dzień dobry", a żegnał życząc dobrego obiadu i prosząc, aby nie zapominać o nim w swoich modlitwach. I jeszcze po każdej kanonizacji i beatyfikacji prosił o brawa dla nowych świętych i błogosławionych. A trochę ich się nazbierało przez tych 12 lat. Czasami udawało mi się obejrzeć jakąś transmisję takiej kanonizacji i zawsze czułam wtedy wzruszenie, a w mojej głowie pojawiała się jedna ze zwrotek pieśni "Ciebie Boga wysławiamy" - "Ze Świętymi w blaskach mocy, Wiecznej chwały zlej nam zdroje, Zbaw o Panie lud sierocy, Błogosław dziedzictwo swoje". Pamiętam emocje, jakie mi towarzyszyły jego pielgrzymce do Fatimy i kanonizowaniu dwóch pastuszków - jego imiennika Franciszka i jego siostry Hiacynty. Albo kanonizacji Jana Pawła II oraz Jana XXIII. Oraz wielu innym. Inną tradycją było oglądanie pasterek i Dróg Krzyżowych pod jego przewodnictwem. No i starałam się czytać jego adhortacje i encykliki, które bardziej do mnie przemawiały niż teksty jego poprzedników. Tak samo jak orędzia na Wielki Post.
Wspomniane Światowe Dni Młodzieży w 2016 roku były dla mnie przełomem pod każdym względem. Pierwszy raz brałam udział w tak ważnym i ogromnym wydarzeniu, i to jeszcze jako wolontariusz. Tego ostatniego zupełnie się nie spodziewałam, ale postanowiłam wykorzystać tą szansę. I choćby zmieniło się podejście do mnie niektórych osób w mojej parafii. Co prawda tylko na rok, ale jednak. A więc z jednej strony działałam, czując się podwładnym samego papieża, a z drugiej z uwagą słuchałam o tym, żeby być odważnym oraz żeby zejść z wygodnej kanapy, założyć wędrowne buty i iść w świat.
Potraktowałam to nieco dosłownie, bo następnym punktem mojej przygody były Światowe Dni Młodzieży w... Panamie. Pomysł kosmiczny, zważając i na koszty i na to, iż wydarzenie odbywało się w okresie sesji studenckiej. Nie wiem, jak ja dałam radę to wszystko ogarnąć, ale kiedy moje koleżanki męczyły się z kolejnymi egzaminami, ja kolejny raz słuchałam na żywo słów papieża. Myślicie, iż gdyby nie ŚDM to poleciałabym do Panamy" Wątpliwe.
No i wreszcie Lizbona w 2023 roku, ponownie jako wolontariusz. Ech, cóż to był za wyjazd. Całkowicie samodzielny do obcego kraju bez znajomości lokalnego języka. Ale i tutaj, z Bożą pomocą, wszystko się udało. A radosny taniec wolontariuszy podczas naszego spotkania z papieżem na koniec wydarzenia zapamiętam chyba do końca życia. Tak samo jak to, iż aż trzy razy papież przejechał tuż obok mnie.
Ale zaledwie dwa miesiące przed Lizboną stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Prawie dziesięć lat po wizycie w Wiecznym Mieście ponownie je odwiedziłam, tym razem w ramach wyjazdu studyjnego. choćby pomogłam organizatorowi w ułożeniu planu zwiedzania po opuszczeniu murów tamtejszego uniwersytetu. Nie mógł mi za to zapłacić, bo regulamin funduszy tego nie przewidywał, ale obiecał, iż coś wymyśli, abym nie była "stratna". Ta zapłata przyszła podczas środowej audiencji generalnej. A raczej po niej, kiedy zaprowadził mnie pod barierki i kazał czekać na papieża. On wierzył, iż uda mi się go dotknąć, ja nie. Trochę to trwało, zanim Franciszek do nas dojechał, ale przez moment nasze dłonie zetknęły się ze sobą. Jezu, co za paradoks - nieważny dla świata człowiek na kilka sekund staje się najważniejszy dla Głowy Kościoła Katolickiego. Tą myśl przywołuję, kiedy mam doła. I zawsze mi pomaga. To spotkanie bliżej opisałam >>tutaj<<.

CDN
Idź do oryginalnego materiału