Kiedy byłam uczniem drugiego etapu szkoły podstawowej i gimnazjum, nie było praktycznie roku, abym nie brała udziału w Olimpiadzie Wiedzy Biblijnej. choćby nie w jednej, a w dwóch - dla uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi oraz pełnosprawnych. W pierwszej kategorii prawie zawsze byłam na podium. Jednak najbardziej cieszyło mnie to, iż w Olimpiadzie dla uczniów pełnosprawnych tylko nieznacznie odstawałam od podium, co było dla mnie dowodem na to, iż nie odbiegam umysłowo tak bardzo od moich rówieśników, i iż może po przejściu do liceum jakoś sobie poradzę.
Bardzo lubiłam te wszystkie przygotowania do konkursu - czytanie zadanych Ksiąg, konsultacje z katechetą, który odpowiadał choćby na najbardziej zawiłe pytania nastoletniego Lolka, potem etapy szkolny i międzyszkolny, gdzie sprawdzało się poziom swojej wiedzy. Wiedziałam,, iż jest dosyć duży, jednak nigdy starałam się nie iść na nie z nastawieniem, iż muszę wygrać. Uda się, to będzie dobrze, nie uda się, widać są lepsi ode mnie. Zresztą do konkursów matematycznych podchodziłam tak samo i byłam jakby zdrowsza.
Dlatego z niebywałą euforią przyjęłam propozycję sprawdzania prac konkursowych uczniów szkół ponadpodstawowych archidiecezji katowickiej biorących udział w tegorocznej edycji Ogólnopolskiej Olimpiady Wiedzy Biblijnej. W tym roku opierał się on na Księdze Ezdrasza, Księdze Nehemiasza oraz Listach św. Pawła do Tytusa i Tymoteusza i składał się z 35 pytań - 33 zamkniętych oraz 2 otwartych.
Nie wiem czy bardziej stresowały mnie lata, gdy sama brałam udział w tego typu konkursach, czy też teraz, kiedy miałam za zadanie sprawdzanie prac. I wtedy i teraz spoczywała na mnie duża odpowiedzialność. Czy wszystko dobrze sprawdzę? Czy się nie pomylę w punktacji? Myślę, iż każdy z naszej komisyjnej piątki miał takie "czy". Oczywiście mieliśmy kartę z odpowiedziami, żeby było szybciej, ale i tak zawsze ten niepokój był. Dlaczego jednak poprosili o pomoc nieopierzonych studentów Wydziału Teologicznego? Otóż okazało się, iż prac nie mogą sprawdzać katecheci i księża uczący młodzież. A poza tym finał dla archidiecezji katowickiej był w gmachu naszego wydziału oraz w Panteonie Górnośląskim, więc daleko nie mieliśmy.
Poziom odpowiedzi był zróżnicowany - najlepszy wynik to 87 na 90 możliwych, najniższy - 24 punktów. Same pytania też były i łatwe i trudne. Siódemka najlepszych wyników przechodziła dalej do etapu ustnego, a ten znów wyłaniał najlepszą trójkę reprezentującą archidiecezję w finale ogólnopolskim. Młodzież poszła zmagać się z częścią ustną odbywającą się w Panteonie Górnośląskim, a ja z kolokwium z łaciny. Zdałam je zaskakująco dobrze, chociaż było dosyć trudne (większość z nas niestety je oblała).
Po zajęciach na uczelni do pracy na te trzy godziny, a po pracy na Duszpasterstwo Akademickie. Ogólnie mieliśmy mieć próbę przed Misterium Męki Pańskiej, ale zbyt wiele osób napisało, iż ich nie będzie i trzeba było je odwołać. Zamiast tego porozmawialiśmy sobie o zbliżającym się Triduum Paschalnym i też było ciekawie.
