2150. Święty Anzelm i jego dowód na istnienie Boga

na-sciezkach-codziennosci.blogspot.com 5 dni temu
Trochę mi głupio, kiedy ludzie mnie pytają, czy mam typowe wykształcenie teologiczne, a ja im odpowiadam, iż nie. A przynajmniej - jeszcze nie. Teologii jednak coś tam liznęłam - a to na turystyce religijnej, a to na naukach o rodzinie. Ale to naprawdę było liznięcie, minimum, jakie narzucały Wydziały Teologiczne, na których były owe kierunki. Chociaż w przypadku nauk o rodzinie to lepiej brzmi, iż jest, czyli czas teraźniejszy. Bo przecież jeszcze jestem studentem tego kierunku.
Lubię jednak czytać różne ciekawostki i w ten sposób najczęściej poszerzam moją wiedzę. Lubię to, ponieważ sprawia mi to przyjemność. Czasami z błahego artykułu wyniosę więcej niż z uczelnianych zajęć. A potem wykorzystuję zdobyte wiadomości w codziennych kontaktach. choćby nie koniecznie w ramach ewangelizacji. Częściej ot tak, w formie ciekawostki. Kto wie, komu i kiedy się przydadzą.
W zeszłym semestrze, po przebrnięciu przez filozofię w wydaniu Tatarkiewicza (komentarz Księdza Niosącego Światło - to to się jeszcze czyta? bezcenny) i dziwne kolokwium z jej treści, zainteresowała mnie postać świętego Anzelma i jego dowód na istnienie Boga. Bo, jak wiemy, jedni twierdzą, iż Bóg istnieje, inni, iż Go nie ma, a jeszcze inni, iż uwierzą, jak dostaną wiarygodny dowód. Czy na miano takiego zasługuje ten zaproponowany przez św. Anzelma? Nie mnie to oceniać, bo po prostu wierzę w to, iż Bóg istnieje.
Całkiem niedawno natchnęłam się na artykuł na portalu onet.pl, który mówił o tym problemie. Nie byłabym sobą, gdybym go nie przeczytała. Co prawda nie był dla mnie wyjątkowo odkrywczy (głównie dzięki wspomnianemu Tatarkiewiczowi), aczkolwiek przypomniał mi kilka faktów związanych ze świętym Anzelmem i jego dowodem na istnienie Boga.
Święty Anzelm uważany jest za ojca scholastyki, przeszedł jednak do historii filozofii za sprawą argumentu dowodzącego istnienia Boga. Znany jest też jako mnich, który żył zgodnie z regułą świętego Benedykta "módl się i pracuj", wybitny wychowawca, zwolennik perswazji zamiast twardej dyscypliny.
"Nie porywam się, Panie, by zgłębić Ciebie, bo choćby w przybliżeniu nie mogę porównać mego intelektu do Twej wielkości; pragnę tylko pojąć przynajmniej do pewnego stopnia Twą prawdę, którą serce moje kocha i w nią wierzy. Nie zamierzam bowiem pojąć, by wierzyć, ale wierzę, by zrozumieć. Gdyż wierzę, też w to, iż jeżeli nie uwierzę, nie będę mógł zrozumieć" - zapisał w swoim Proslogionie. To w nim zawarł swój koronny argument za istnieniem Boga.
Anzelm urodził się w 1033 r. w Aoście. Jest to niewielkie miasteczko położone w Piemoncie u stóp samego Mont Blanc, najwyższego szczytu Alp na styku Szwajcarii, Francji i Włoch. Wywodził się z rycerskiej rodziny. Jego ojciec Gondulf był szorstkiego usposobienia, uchodził za lekkoducha i trwonił majątek, który posiadał, oddając się rozkoszom życia. Natomiast jego mama Ermenerii była zupełnym jego przeciwieństwem, uchodziła bowiem za kobietę pobożną, ale i szlachetną. To na niej spoczywał obowiązek wychowania syna, zadbania o jego odpowiednie wykształcenie i formację religijną. Dlatego oddała go pod opiekę benedyktynów. Anzelm był pilnym uczniem zaś ascetyczne życie, jakiego doświadczył, było mu bardzo bliskie.
Kiedy skończył 15 lat poprosił rodziców o zgodę na wstąpienie do zakonu. Przyśniło mu się bowiem, iż został wysłany do królestwa niebieskiego mieszczącego się w wysokich i ośnieżonych szczytach Alp. To tam Bóg prowadził z nim serdeczną ale i długą rozmowę, a później poczęstował go "śnieżnobiałym chlebem". Anzelm był przekonany, iż Bóg chce powierzyć mu jakieś szczególne zadanie. Ale ojciec nie zgodził się na to, aby został mnichem, a benedyktyni, nie chcąc narazić się rodzicielowi, nie przyjęli młodzieńca do wspólnoty.
Po śmierci matki Anzelm poszedł w ślady ojca. Miał 20 lat, kiedy zabrał swój majątek i wyjechał w świat w poszukiwaniu przygód. Przez kolejne trzy lata wędrował i używał życia. Jednak im bardziej oddawał się temu, co oferował świat, tym większa pustka tkwiła w jego wnętrzu.
bł. Lanfrank
Wszystko uległo zmianie, kiedy trafił do klasztoru benedyktynów we francuskim Le Bec. Jego opatem był sławny w tamtym czasie filozof i teolog, dziś już błogosławiony Lanfrank. Anzelm z ochotą został jego uczniem, na nowo odkrywając czym tak adekwatnie jest ascetyczne życie, którym tak był zafascynowany w dzieciństwie. Powoli zaczęło też w nim dojrzewać powołanie. W wieku 27 lat wstąpił do zakonu i przyjął święcenia kapłańskie. W końcu odnalazł spokój, którego tak usilnie szukał po świecie.
Jego gorliwość w wypełnianiu sztandarowej reguły św. Benedykta "módl się i pracuj" była wzorem dla współbraci. W zakonie Anzelm cieszył się dużym szacunkiem i sympatią. Nie powinno więc dziwić, iż w miarę krótkim czasie wybrano go przeorem klasztoru oraz mistrzem szkoły klauzurowej. Papież Benedykt XVI tak go scharakteryzował: "nie lubił metod autorytarnych, porównywał młodych ludzi do małych roślin, które rosną lepiej, kiedy nie są zamknięte w pomieszczeniach, i pozostawił im 'zdrową' swobodę. Był bardzo wymagający wobec samego siebie i wobec innych, gdy chodziło o postrzeganie wymagań życia monastycznego, ale zamiast narzucać dyscyplinę, stosował perswazję".
Po śmierci opata Erulina w 1078 roku jednogłośnie wybrano go na jego następcę. Kilka lat wcześniej, w 1070 roku, Lanfrank został arcybiskupem Cantenbery. W związku z tym sprowadził do siebie kilku mnichów z Le Bec, aby pomogli mu w odbudowaniu tamtejszego Kościoła po najeździe Normanów. Wśród nich był też Anzelm, który podczas pobytu na Wyspie, zdobył sobie sympatię i szacunek zarówno wśród świeckich, jak i duchownych. Po śmierci Lanfranka to Anzelm był najlepszym kandydatem na jego następcę.
Po objęciu arcybiskupstwa w 1093 r. od razu rozpoczął pracę na rzecz uwolnienia Kościoła spod wpływów królewskich. Wspierał go w tym sam papież. Takie działanie spowodowało jednak narażenie się Anzelma królowi Wilhelmowi Rudemu, który skazał go na wygnanie. Anzelmowi udało się wrócić do Canterbury po trzech latach, wraz z zrzeknięciem się przez Henryka I władzy mianowania biskupów i obsadzania urzędów kościelnych. Ostatnie lata życia Anzelm poświęcił na kształcenie duchowieństwa i intelektualnym badaniom zagadnień teologicznych. Zmarł 21 kwietnia 1109 r.

źródło: https://www.onet.pl/informacje/stacja7/swiety-anzelm-i-dowod-na-istnienie-boga/8fqtmzv,30bc1058

A na czym polega wspomniany dowód ontologiczny na istnienie Boga? Według Anzelma o ile istnieją rzeczy, które względnie do innej rzeczy posiadają w stosunku do innej rzeczy, to nie ma innego wyjścia i musi istnieć owa inna rzecz. Dlatego dobra względne, będące mniej lub bardziej dobre, zakładają, iż istnieje coś, co jest bezwzględnie dobre - czyli Boga. W podobny sposób każda względna wielkość wskazuje na coś bezwzględnie wielkiego, tj. Boga oraz każdy byt względny zakłada, iż istnieje byt bezwzględny, czyli znowu Bóg.
Osnowa tego dowodu pochodzi od Augustyna, Anzelm go tylko rozwinął dodając do niego samodzielny wariant - istoty stworzone są nierównej doskonałości, tworzą szereg o doskonałości wzrastającej, ale szereg ten, jak każdy szereg rzeczywisty, nie może biec w nieskończoność. A zatem musi być jakaś istota, ponad której nie ma doskonalszej. Tą istotą jest właśnie Bóg.
Dodatkowo św. Anzelm był autorem zupełnie samodzielnego dowodu, wyłożonego w Proslogionie. Podjął w nich próbę dowodzenia na istnienie Boga bez odwoływania się do świata, ale wyłącznie na podstawie samego pojęcia Boga. Rzeczą zwyczajną w teologii było wywodzić z Boga własności, które posiadał (że jest jeden i iż jest wieczny). To na tej drodze Anzelm poszukiwał dowodu na istnienie Boga. Oparł się na pojęciu Boga, jako istoty najdoskonalszej lub największej. Oto jak przeprowadzał swój dowód: Jeżeli posiadamy pojęcie istoty najdoskonalszej, to istnieje ona w naszej myśli. Pojawia się tutaj pytanie, czy istnieje tylko w ludzkiej myśli, czy także w rzeczywistości. o ile zatem istnieje w rzeczywistości, to posiada własność, której pozbawiona byłaby istota najdoskonalsza istniejąca tylko w naszej myśli - własność istnienia rzeczywistego. A więc jest o tą własność doskonalsza. Istota najdoskonalsza, gdyby istniała jedynie w myślach, nie byłaby najdoskonalsza, a więc byłaby czymś sprzecznym. Zatem istota najdoskonalsza nie może istnieć tylko w myśli, ale musi też istnieć w rzeczywistości - wynika to z samego pojęcia Boga. To właśnie ten dowód, z logicznego pojęcia, wnosi o istnieniu jego przedmiotu pod nazwą dowodu ontologicznego.

Na podstawie "Historii filozofii. Tom 1. Filozofia starożytna i średniowiecza" autorstwa Władysława Tatarkiewicza.

Hmm... jak tak teraz myślę, to ta teza jest całkiem logiczna, chociaż wiem, iż znajdą się tacy, którzy będą chcieli ją podważyć. No ok, każdy ma prawo do swojego zdania. Mam tylko nadzieję, iż nie wyniknie z tego żaden konflikt.
Idź do oryginalnego materiału