2118. Niezrozumienie?

na-sciezkach-codziennosci.blogspot.com 2 miesięcy temu
Tak niedawno pisałam Wam o posegregowaniu rzeczy do wykonania w najbliższej czynności na ważne - pilne, ważne - niepilne, pilne - nieważne i nieważne - niepilne (>>KLIK<<). To chyba jedyna przydatna rzecz, jaką wyciągnęłam z podstaw coachingu i którą wprowadziłam do życia. Myślicie, iż łatwo jest mi wyznaczyć priorytety, kiedy wokół tyle ciekawych rzeczy się dzieje? Skądże znowu, jestem tylko człowiekiem, który jest podatny na wszelkie pokusy tego świata i uciechy rządzące bytem ludzkim. Ja też niejednokrotnie rezygnuję z obowiązków na rzecz epikurejskiego stylu życia. A potem sama mam do siebie pretensję, iż nie odwróciłam najzwyczajniej w świecie kolejności wykonywania zadań. Myślicie, iż wyciągam z tego jakieś wnioski na przyszłość?
Wszystko zmienia się jednak wraz z nieubłagalnie zbliżającą się sesją, kiedy trzeba przysiąść do nauki i zrobić jak najwięcej, aby do niej podejść. Studiowanie na kilku kierunkach jest wymagające i nie ułatwia tego zadania. Zwłaszcza w momencie, kiedy człowiek zdaje sobie sprawę z tego, iż w jednym dniu musi zaliczyć aż pięć niezbyt powiązanych ze sobą przedmiotów. Tak miałam ostatnio. Dlatego zamiast iść na spotkanie Duszpasterstwa Akademickiego wróciłam do domu i grzecznie zasiadłam do notatek, aby coś sobie powtórzyć. Jasne, iż żal mi było kolędowania wspólnoty u samego biskupa (właściwie to administratora) archidiecezji katowickie. Ale są rzeczy ważne i pilne oraz ważne i niepilne.
Na wydziale Teologicznym rozmawiałam chwilę z Madziałkiem, jednocześnie informując ją, iż nie będzie mnie na spotkaniu, bo się nie wyrobię z nauką, a materiału mam trochę.
- Nie będzie cię na dzisiejszym kolędowaniu z biskupem - odparła pełnym oburzenia głosem.
Zdziwiła mnie jej reakcja, gdzie uznała, iż nie rozumie jak można się tyle uczyć i uczyć, skoro mam dobre oceny. No tak, ale te oceny nie przychodzą same z siebie. I iż ona by sobie odpuściła. Nie zrozumcie mnie źle, ja nie chcę być geniuszem, czy też najlepsza we wszystkim. Zresztą gorsze oceny też mi się zdarzają i to akceptuję. Ja chcę po prostu zostać dopuszczona do sesji. A iż mam więcej do ogarnięcia - mój świadomy wybór. Z drugiej strony, od tego roku Madziałek też jest na dwóch kierunkach, ale już słyszę, iż chyba weźmie urlop dziekański, bo na Naukach o Rodzinie nie wyrabia. Rozumiem ją, wspieram. Szkoda, iż to nie działa w drugą stronę. Nie potrzebuję litości i biadolenia nad moim losem, bo sama jestem daleka od takich postaw. Ale zwyczajnego zaakceptowania moich wyborów bez zbędnych komentarzy.
Czasami podobne niezrozumienie odczuwam, czytając niektóre komentarze na moim blogu. Być może wynikają one po prostu z czyjejś troski o mnie. Nigdy tego jednak nie mogę być pewna i czasami mam wrażenie, iż ktoś coś pisze po prostu w odniesieniu do swojej osoby. Że angażuję się w wiele rzeczy? No tak, ale skoro daję radę i jedynie na tym cierpi mój budżet czasu wolnego, to dlaczego nie? Tym bardziej, iż sprawia mi to przyjemność. Może czasami jestem zmęczona, ale to takie pozytywne zmęczenie połączone z przeświadczeniem, iż mądrze wykorzystało się ten czas. Może też dziwnie to zabrzmi z mojej strony, ale staram się rozsądnie angażować w różne aktywności i nie brać więcej, niż jestem w stanie udźwignąć. I nie przekładać przyjemności nad obowiązki, o ile mam jakieś kryzysowe sytuacje jak ta, którą opisałam.

A kolokwia pozaliczałam. Więc poświęcenie "Piekarnika" nie poszło na marne.
Idź do oryginalnego materiału