Czasami trzeba coś odpuścić, aby dojść do czegoś innego - ta zasada przyświeca mi od dawna. I w większości przypadków całkiem nieźle się sprawdza. Jest ona banalnie prosta: najpierw obowiązki, potem przyjemności. Bo są rzeczy, które powinny być jako priorytetowe. Dla mnie to nauka i praca zawodowa. To na nie najbardziej stawiam i nim poświęcam najwięcej czasu. Zwłaszcza teraz, przed sesją, która w tym semestrze zapowiada się niezwykle ciężko, a ilość egzaminów na pierwszy rzut oka może przytłaczać. Na szczęście, to ostatnia sesja egzaminacyjna na Naukach o Rodzinie, bo ostatni semestr to już tylko przedmioty z zaliczeniem na ocenę, a więc stresu jest dużo mniej.
Wśród rozlicznych zajęć jestem zmuszona jestem wybrać pomiędzy tym, co jest dla mnie w tej chwili ważne i pilne, ważne i niepilne, nieważne i pilne oraz nieważne i niepilne. To tak trochę jak w Matrycy Eisenhowera, której zastosowanie poznałam chociażby w ramach zajęć z podstaw coachingu.
Wbrew pozorom prawdziwą sztuką jest przyporządkowanie zadań do poszczególnych kategorii. Tym bardziej, iż każdy człowiek jest inny i czym innym kieruje się w życiu, inne są też nasze priorytety i oczekiwania. Ale myślę, iż może w ten sposób ogarnę chaos, jaki będzie w moim życiu przez kolejnych kilka tygodni.
I jasne, iż z trudem przyszło mi tymczasowe zrezygnowanie np. z pomocy w przygotowaniu kandydatów do bierzmowania, z uczestnictwa w Duszpasterstwa, z serfowania po Internecie, a choćby ograniczenie czytania (lecz nie całkowite z niego zrezygnowanie) dla przyjemności na czas zaliczeń i sesji na rzecz lektury zaleconych podręczników. Nie zrezygnowałam całkowicie z treningów, ale ograniczyłam je do 2 tygodniowo (z 4). Ale to jest, tak jak napisałam, tymczasowe. Mam nadzieję, iż po tym czasie wszystko wróci do normy, a ja do swoich aktywności, które są wpisane w moje życie. Zaś dzięki zwiększonej ilości czasu wolnego będę mogła poświęcić go na porządne nauczenie się materiału, a przez to pozdawania wszystkiego w 1 terminie. A o ile gdzieś mi się noga powinie, to może nie dlatego, iż się czegoś nie nauczyłam, ale niewystarczająco nauczyłam. Niby jedno słowo, a zdanie nabiera zupełnie innego wydźwięku.