2110. Cwaniactwo w nietypowej odsłonie

na-sciezkach-codziennosci.blogspot.com 2 miesięcy temu
Na studiach magisterskich z Nauk o Rodzinie pierwszy raz w życiu mam coś, co się zwie "asystent dydaktyczny". Jest nim... Starościna. Wszystko zaczęło się od tego, iż Archanioł, mający problemy ze wzrokiem, na studiach pierwszego stopnia załatwił sobie podobne udogodnienie, o czym informował wszystkich na prawo i lewo. Starościna to podchwyciła, zwłaszcza iż z tą funkcją wiąże się otrzymywanie comiesięcznego "wynagrodzenia". Czujecie, można dostać pieniądze za wysyłanie komuś notatek, które prawdopodobnie i tak się robi. Tak za mną chodziła, tak mierziła, tak nudziła, iż w końcu skapitulowałam, bardziej dla swojego spokoju, i się zgodziłam. I to był jeden z moich błędów.
Sama propozycja wydawała się w miarę sensowna - dotychczas zwykle nagrywałam wykład na dyktafon (zawsze dostawałam zgodę ze względu na niepełnosprawność i wynikających z nich problemy z szybkim pisaniem), a potem spisywałam to po nocach. Oczywiście, jak poprosiłam kogoś o notatki, to zwykle ktoś mi je udostępniał. Teraz miałam dostawać notatki na koniec tygodnia, abym mogła w miarę regularnie przyswajać sobie wiedzę, co przy tak zawirowanym życiu jak moje jest punktem wyjścia. I tak się działo, ale tylko na pierwszym semestrze. Potem było już tylko gorzej. A ten semestr to już prawdziwa tragedia. Napiszecie mi, iż mogłam się upominać... Myślicie, iż tego nie robiłam. Ale odpowiedź zawsze brzmiała tak samo: "wyślę ci wieczorem / jutro / w weekend". Tylko, iż tego nie robiła. I tak w koło Macieju.
Dzisiaj mieliśmy kolokwium zaliczeniowe z wykładów z podstaw coachingu. Teoretycznie nie jest to przedmiot nie wiadomo jak trudny i wymagający i wystarczy naprawdę 2-3 razy przeczytać z niego notatki, aby mniej więcej wiedzieć, o co chodzi. Myślicie, iż dostałam od Starościny notatki? Gdzie tam. I gdyby nie inna koleżanka z grupy, która zupełnie bezinteresownie wysłała mi tydzień wcześniej te, które ona robiła, to byłabym w czarnej dziurze. Ale przecież powinnam dostać je od Starościny...
Na przerwie podeszłam do niej z zapytaniem, dlaczego mi nie wysłała tych notatek. Usłyszałam, iż trzeba było poprosić. Tylko, iż ja prosiłam i to nie raz. W takim razie odpowiedziała mi, iż wysłała mi je w niedzielę, co ewidentnie było zmianą zdania. Odparłam, iż nic mi nie doszło. Żeby było ciekawiej, to koleżanka udostępniła mi swój internet i razem sprawdziłyśmy te notatki. Okazało się, iż ostatni raz wysłała mi coś w... październiku. Pozostawię to bez komentarza. Tak samo jak to, iż kiedy zapytałam się jej, czy ma jakiś dowód na to, iż wysyłała mi te notatki później, stwierdziła, iż usunęła tamte meile. Tak, a świstak siedzi i zawija w te sreberka. Teraz to Zuza nie wytrzymała i wygarnęła jej, co myśli o takim zachowaniu. Potem mi powiedziała, iż czuła, iż albo nie zareaguję, albo tamta mnie zje, dlatego zareagowała. W sumie jestem jej wdzięczna i za notatki, i za wstawienie się za mną.
Potem, kiedy Starościna wyszła z pokoju studenckiego (zwanego socjalno-wypoczynkowym) wśród studentów z mojej grupy rozgorzała dyskusja na temat jej postepowania. Nikt nie mógł pojąć, dlaczego bez przerwy używając Internetu na zajęciach (doskonale każdy z nas widzi, co ona robi), nie jest w stanie wysłać mi notatek z zajęć. Notatek nie wysyła, ale pieniądze pobiera. choćby asystentka Archanioła ironizowała, iż Starościna nie miała czasu w wysłanie mi notatek, ale miała czas na wysłanie nowych dokumentów w tej sprawie. Mi już ręce opadły.
Wspierana przez resztę grupy postanowiłam, iż rezygnuję z jej "usług" od nowego semestru. Muszę tylko złożyć podanie w Biurze Osób Niepełnosprawnych. Bo tak adekwatnie poczułam się jak maszynka do zarabiania pieniędzy nie otrzymując nic w zamian. Nie oczekuję wiele, tylko tego, czego dotyczyła jej umowa z BONem. A skoro się z tego nie wywiązuje... Zresztą na licencjacie nigdy mi nie wysłała żadnej notatki kiedy prosiłam o to grupę, chociaż wiem, iż je miała robione na laptopie. Już to powinno mi dać do myślenia i wskazać jej motywację, przynajmniej w teorii. Znowu sprawdziło się powiedzenie, iż człowiek mądry po szkodzie. Na szczęście na ostatnim semestrze NoRek mamy tylko 5 przedmiotów, a więc będzie się dało to ogarnąć. A w razie czego - wiem, iż zawsze będę mogła liczyć na pomoc Zuzy. W miarę szybką, i bezinteresowną.
Co ciekawe, na studiach z zarządzania sama z siebie dzieliłam się z grupą moimi notatkami z kilku przedmiotów, które były monologiem prowadzących bez żadnych prezentacji i innych tego typu ułatwień. Nagrywałam je, a potem godzinami spisywałam i wrzucałam na grupowego meila. Nie dostawałam za to pieniędzy, ale uzyskiwałam coś więcej - wdzięczność całej grupy. Bo pieniądze w życiu są ważne, ale czasami są też dużo ważniejsze, niematerialne rzeczy.
Idź do oryginalnego materiału