21 czerwca, to dzień, gdy jakoś tak lżej oddychać… Dzień, gdy słońce świeci jakby tylko dla nas, a niebo jest bardziej błękitne niż wczoraj.
Dziś, w Pierwszym Dniu Lata celebrujemy życie – minuta po minucie, bardziej niż wczoraj, tydzień temu czy w zimie. Bo w lecie lżej… Jakoś tak po prostu.
Dlaczego tak się dzieje? Nie wie nikt, choć wiele tęgich głów zastanawiało się, w czym tkwi fenomen tej pory roku?
„Lato. Lato jest zawsze wyjątkowe, czy to gorące, czy zimne, suche czy wilgotne.” pisał przedstawiciel naturalizmu, francuski powieściopisarz Gustave Flaubert. Mark Twain powiedział z kolei, że: „lato to czas, kiedy jest zbyt gorąco, aby robić rzeczy, dla których było zbyt zimno w zimie.” O krok dalej poszedł James Dent, mówiąc: „idealny letni dzień, świeci słońce, wieje wiatr, śpiewają ptaki, a kosiarka jest zepsuta.”
I choć wszystkie te cytaty wspaniale oddają letni stan rzeczy, do mnie osobiście najbardziej przemawia ten ostatni – oczywiście, przez kosiarkę.
Bez dwóch zdań, lato najpiękniejsze jest przed pierwszym koszeniem. Gdy bujna swą „pierwszością” trawa, rosnąca niemal po pas, idzie po rekord w kategorii „najpiękniejsza i najbardziej zniewalająca zieleń roku”. To fakt absolutny, który wzmacnia, nomen omen – wspomniana w cytacie kosiarka, symbolizująca niejako pierwiastek ludzki i dysonans, jaki tworzy on swym działaniem w kreowanej przez naturę równowadze.
I właśnie z powodu tej naturalnej równowagi, lubię odgłosy lata. I tak jak się nimi upajam, tak nie umiem polubić tych inicjowanych przez człowieka. Są nimi: ryk silników quadów na cichych polnych drogach, rap i inna głośna muzyka na leśnych szlakach, dzika, głośna radocha po świt na plażach morskich i tych przy spokojnych jeziorach, czy właśnie kosiarka o 19:30, gdy człowiek chce zamknąć oczy, zrelaksować się i posłuchać letniego, naturalnego koncertu lub – własnych myśli..
Ptasie radio o 5 nad ranem. Pieśń wiatru w konarach wysokich drzew, która w zależności od jego mocy, cicho szepcze lub szumi donośnie. Pszczela kapela grająca w pachnącej oszałamiająco dzikiej róży i szmer polnego strumyka, wijącego się w cieniu drzew. To odgłosy lata. Tęsknię za nimi przez cały rok, jak większość z nas. I choć bardzo często brak nam czasu, by się nimi tak naprawdę cieszyć, odczuwamy jakąś ulgę, gdy słychać je gdzieś w tle, bez łomotu silników, donośnego, tubalnego śmiechu niosącego się po polach i lesie, czy ryku kosiarki o zmroku… Dźwięki letniej natury nie potrafią nas przebodźcować, podczas gdy te generowane przez człowieka już tak. Może dlatego, tak mocno lgniemy do tej naturalnej muzyki, czekając na lato z utęsknieniem, choć – w wiecznym niedoczasie?
Z reguły wszyscy lubimy lato, choć nie jest ono doskonałe. Ma swoje pogodowe grzeszki, które i tak wybaczamy, i to chętniej niż grzeszki zimy czy jesieni.
W zasadzie wszystko, co powiedziano czy zaśpiewano o lecie to prawda. I choć podczas fal saharyjskich upałów zdarza się nam bluźnić i złorzeczyć przyzywając zimę w lipcu i idealizując jej ofertę, to tak naprawdę, trudno by było bez lata żyć.
Lato to długie dni. A wiadomo, iż wszystko co złe pryska w dziennym świetle. I sytuacji nie zmiania fakt, iż to bajkowa filozofia, i iż to bajkowe strachy czmychają przed słońcem, a nie te realne. Jednak, większość z nas zapamiętała z dzieciństwa ten prosty mechanizm – światło to dobro, ciepło i rozwiązania; ciemność to zło, ból i strach. Być może z tego powodu lgniemy podświadomie do światła. Bo w letni dzień jakoś łatwiej mierzyć się z problemami niż późną, bezgwiezdną, zimową nocą. Pewnie, gdyby temat poddać wnikliwym badaniom, wyszłoby, iż to nie do końca tak, iż światło rozwiązuje problemy. I to byłoby słuszne rozumowanie – światło nie rozwiązuje problemów, niemniej, jeżeli naszej głowie taki tok rozumowania pomaga, dlaczego z niego rezygnować? Wystarczy tylko ciut rozwinąć tę pierwszą ideę, przyjmując, iż światło nie tyle rozwiązuje problemy, co powoduje, iż w dzień jakoś lżej oddychać, bo nie przytłacza nas lepka, klaustrofobiczna ciemność. I za to również można tak bardzo lubić lato. Za tę większą swobodę w szafowaniu planami. Za nonszalancję w kwestii cierpienia. Za prokrastynację w pracy, której przecież nie da się przerobić, zwłaszcza, gdy jesteśmy tak bardzo zmęczeni..
Dlatego właśnie jasne, ciepłe lato, to dobry czas na wagary. Te od pracy i te od codzienności.
Jakoś łatwiej o szaloną rebelię latem niż jesienią. Łatwiej zaplanować wieczorny spacer, czy weekend w lesie… Owszem, lato ma łatwiej, bo wygrywa już w przedbiegach kolorami, zapachami i smakami… Ale, choć kusi i nęci, choć niby łatwiej o małe szaleństwa to i tak stosunkowo rzadko im ulegamy.
A szkoda… Spacer wśród zieleni, liczenie chmur sunących leniwie przez błękit, granie w łaskotki z promieniami słońca, czy słuchanie świerszczy kryjących się w wysokich trawach – to terapia. Całkowicie darmowa. I zawsze skuteczna. Łagodzi zmysły, koi nerwy i pomaga zebrać myśli.
Co by nie mówić, lato wygląda. Po prostu. Wspaniały jest pierwszy, niepokorny promień letniego słońca, które oślepiającym blaskiem głaszcze trawy i korony drzew, barwiąc je magicznie – choć złotem to jednak na zielono. Cudna jest też pełnia lata z pełnymi kłosami zbóż i dojrzałymi owocami pochylającymi swym ciężarem gałęzie ku ziemi, byśmy łatwiej mogli czerpać z tego naturalnego bufetu. I tak to piękno trwa, aż po promyk ostatniego, w ten ciepły czas, spektaklu zachodzącego słońca. Dojrzałe, pełne kolorów i smaków lato cicho, choć niebywale spektakularnie, ustępuje powoli miejsca jesieni. Ale do tego czasu jeszcze bardzo daleko.
Więc – co by nie mówić. Lato wygląda…
A jak, wobec tego, wygląda lato stomików? To zależy… Nie, nie od lata. To zależy od stomików
Lato to czas, gdy zrzucamy nadmiar ciuszków. Koniec z płaszczami, ciepłymi, obszernymi swetrami i ciuchami na cebulkę idealnie kryjącymi TO.
„TO” czyli stomijny woreczek. Dla wielu symbol wstydu i czegoś, czego nie należy pokazywać światu. Sobie najlepiej też nie za często i nie za bardzo.
Podczas gdy dla wielu kobiet lato to czas niecierpliwego czekania, by założyć lekką sukienkę, dopasowaną bluzeczkę, czy półprzezroczystą koszulę i krótką spódniczkę lub kolorowe bikini, dla stomiczek i stomików to często czas stresu i zniechęcenia. Co ubrać, by nikt nie zobaczył?
Pomysłów na to by owo „TO” ukryć jest wiele. Począwszy od radykalnego: „wychodzić jak najrzadziej, a najlepiej się zabunkrować, na jak najdłużej się da„, po nieco mniej restrykcyjne: „nosić szerokie, luźne maskujące, zdecydowanie ciemne ciuchy, tuniki – najlepiej takie w rozmiarze dwa razy za dużym i dresy. Bo dresy pasują zawsze, choćby żar lał się z nieba„. A jak trudno w nich wytrzymać, bo żar leje się z nieba, to – patrz punkt pierwszy.
I nie, nie chodzi tu o to, by worek stomijny eksponować na siłę i by na przekór własnej filozofii, pokazywać go, gdy w zasadzie nie ma takiej potrzeby, czy konieczności. Wszak będąc chorym / chorą i być może nosząc pieluchomajtki też nie zakładaliśmy ich na spodnie, by manifestować nasz stan? Tu sprawa wygląda podobnie. Najlepiej więc sprawdzi się filozofia: „nic na siłę, wszystko z godnością, dystansem do siebie, z umiarem i odrobiną autoironii”. Tak będzie nam najwygodniej.
Najważniejsze jednak, to nie popadać w skrajność w ukrywaniu woreczka. Nadmierna kontrola i stres potrafią zniszczyć i zamknąć nas w bańce strachu, z której będziemy tylko tęsknie patrzyć na cudne lato dziejące się gdzieś obok. A ono przecież nie trwa wiecznie i co gorsza, nigdy się nie powtórzy.
Właściwie, to co poszło nie tak, iż tak bardzo boimy się lata? I choć to pytanie wielu może się nie spodoba, to – czy w tym lęku, nie jesteśmy aby zbyt przewrażliwieni uważając, iż każdy tylko dybie na to, by zobaczyć co nam tam koło pasa dynda? Albo i nie dynda, ale w naszej głowie i tak wygląda to tak, jakby dyndało i było wielkie jak boisko do siatkówki?
87% stomików i stomiczek nie akceptuje swojej sytuacji. I pora roku nie ma tu większego znaczenia. jeżeli nie akceptujemy stomii latem, zimą też nie będziemy, choć pewnie zdecydowanie łatwiej ją ukryć. Tylko po co tworzyć skomplikowane outfity? To tak jak budować mury oblężnicze. A gdy już zaczniemy je we własnej głowie budować, w końcu powstanie z nich labirynt, z którego nie będziemy w stanie wyjść, bo z pola widzenia zniknie, być może, ten ostatni jasny punkt odniesienia.
Nie, nie zmienimy postrzegania świata od razu w całości, tylko dlatego iż przyszło lato. Może jednak choć spróbujmy dać sobie szansę, by poczuć to lato bardziej, mocniej i do syta?
Choroba, droga do decyzji, trudna decyzja i jej efekt w postaci stomijnego woreczka to rzeczy, które wielu stomików finalnie niszczą, choć powinny budować. Nikt nam nie pomoże, jeżeli nie poprosimy o pomoc, bez względu na to, czy poproszoną osobą będzie przyjaciel z zewnątrz, czy ten, w naszej głowie, pomagający nam przetrwać trudny czas, gdy nie było nikogo obok, bądź, gdy nikogo obok nie chcieliśmy mieć.
Spróbujmy szukać wyjścia i z tej sytuacji i z własnej głowy. Latem jakoś łatwiej zacząć. Możemy spróbować podejść do tego wspaniałego czasu z większym dystansem. I dać mu szansę, by był choć odrobinkę taki, jak w naszych marzeniach.
Nie na wszystko mamy wpływ, ale na nasze postrzeganie świata w dużej mierze – tak. Spróbujmy uwierzyć, że, my stomicy, jesteśmy go warci. Że to lato jest także dla nas, bo na nie po prostu zasługujemy.
Nie od razu zbudowano Kraków. Najpierw być może wytyczono granice miasta. Potem zrobiono plany, a następnie zaczęto na ich podstawie tworzyć i budować. A kiedy się okazało, iż to, co powstało, przekroczyło wyobrażenie architektów i budowniczych, zrobiono kolejne plany i powiększono gród…
Wytyczmy zatem i my granice, Drodzy, Kochani. Niech będą dobre i jasne, pełne letniego słońca, śpiewu ptaków, szumu wiatru i oszałamiającej zieleni traw. I niech są elastyczne – z opcją poszerzenia, gdy zajdzie sposobność. A potem zróbmy plany. Może zacznijmy od sklepu z ciuchami? Tyle teraz letnich przecen
Znajdziemy w nich gustowne spodnie z wyższym stanem i rozciągliwe bluzeczki za bioderko, delikatnie dopasowane – kryjące to i tamto. Są i tuniki i sukienki, dopasowane i luźne – wszystkie cudne, kobiece i w sam raz dla stomiczek! I uwaga, do wyboru wiele kolorów, bo wbrew obiegowej opinii, czerń nie jest nową bielą, zwłaszcza w lecie.
Stomików moda również rozpieszcza – dział męski zachęca wzorami, kolorami i fasonami. Najważniejsze, to się odważyć, na przekroczenie progu sklepu. A otem to już jakoś samo pójdzie.
Drodzy Kochani to lato jest dla wszystkich:
dla zdrowych,
dla cukrzyków,
dla epileptyków,
dla kobiet po mastektomii,
dla walczących z rakiem – bez rzęs i włosów,
dla chudzielców i tych w rozmiarze 2XL,
dla introwertyków i ekstrawertyków,
dla małomównych i gaduł
dla smutnych i pełnych optymizmu
dla lubiących róż, biel, czerń i inne kolory
aaaa! Byłabym zapomniała! I dla stomków! Dla stomików też!!
Pozwólmy sobie na małe szaleństwo i zaakceptujmy ten fakt. Przyszło lato. Czas zapachów, smaków i celebry życia. Koniecznie w świetle dziennym, którego lato nam nie skąpi. Może nie jest takim złym pomysłem zacząć tę letnią fiestę od pójścia do sklepu i wybrania jakichś fajnych ciuszków? I to dla odmiany w jasnych, żywych kolorach? Przypuszczam, iż psychologia pewnie w tym miejscu powiedziałaby coś wiele mądrzejszego, ale wiem, iż akurat ta metoda startu w świętowanie lata dość dobrze działa, na dobry początek. A gdy już będziemy mieli ten nowy outfit, może choćby po godziwych przecenach – zróbmy eksperyment, wychodząc w nim na miasto czy do parku. I uwaga! Żeby było i łatwiej i trudniej, nowe ubrania muszą być inne od tych, które teraz nosimy. Jestem pewna, iż jeżeli nie zaczniemy deklamować “Ody do Młodości” lub “Świtezianki” pióra naszego wieszcza, bądź nie będziemy śpiewać a capella „Prześlicznej wiolonczelistki” Skaldów, to nikt jakoś specjalnie nie zwróci na nas uwagi. Skąd to wiem? Z własnego doświadczenia
Cudnego celebrowania lata! Niech będzie takie, jak w Waszych, naszych marzeniach, Drodzy, Kochani. Bez względu na to, czy świętować je będziemy w spodniach, szortach czy w sukienkach.
Lato właśnie się zaczyna i będzie dokładnie tak wspaniałe, jak na to pozwolimy. Pozwólmy zatem – wszyscy bardzo na to zasługujemy.
Tekst i zdjęcia
Iza Janaczek
21.06.2023