1920. Habemus episcopum

na-sciezkach-codziennosci.blogspot.com 1 tydzień temu
Przyszło mi żyć w niezwykle młodej diecezji (liczy sobie zaledwie 20 lat), ale też chyba jednej z "trudniejszych" w naszym kraju. Chyba jesteśmy jedną z nielicznych, którym Stolica Apostolska rozwiązała seminarium duchowne. I to nie ze względu na brak chętnych. Tak naprawdę nie zdarza się często, aby coś takiego miało miejsce, więc sprawa była grubszego rzędu. A ostatni rok był szczególnie ciężki pod różnymi względami. Myślę, iż chyba wszyscy słyszeli o księdzu, który zabił kleryka, a potem sam rzucił się pod pociąg, albo o księdzu, który urządził sobie dosyć oryginalną imprezę. Co do tego drugiego, to wielu osobom muszę się tłumaczyć, iż to nie w mojej parafii miało miejsce, mimo iż bazylikę mam za oknem. Ale granica granic parafii przebiega przez główną ulicę tej części miasta, a ja mieszkam po jej drugiej stronie.
Ludzie twierdzą, iż kiedyś takich skandali nie było. Ja jednak nie oceniałabym tego w ten sposób. Owszem, nie słyszało się o tego typu rzeczach (dobrze, nie wypowiadam się odnośnie całego okresu urzędowania księdza bp. Adama Śmigielskiego, którego bardzo lubiłam, a na ostatnie 3-4 lata, kiedy człowiek był już w miarę świadomym pewnych sytuacji), ale nie ukrywajmy, w pierwszej dekadzie lat 2000 świat mediów, zwłaszcza internetowych, nie był jeszcze tak rozbudowany. Informacje nie trafiały tak gwałtownie jak teraz na strony internetowe, o facebooku nikt choćby nie słyszał. Oczywiście newsy pojawiały się stosunkowo gwałtownie (na myśli mam tutaj katastrofę w kopalni "Halemba" w 2006 roku, gdzie informacja o tym pojawiła się dosłownie na minutach na stronie onetu), ale też nie były pisanie w "sensacyjny" sposób, ale raczej zrównoważonym tonem. Wiele spraw mogło więc nie wyjść na światło dzienne. Inna sprawa, iż biskup Śmigielski był bardziej nastawiony na pracę z ludźmi, i być może "zwalczał" wszystko już w zarodku. Co zrobiłby w wymienionych na początku sytuacjach, z którymi nie miał raczej do czynienia, nie wiem i nigdy się nie dowiem. Przy okazji chciałabym się podzielić z Wami wypowiedzią arcybiskupa katowickiego Adriana Galbasa, w którym podkreślił to, co i mnie głęboko leży na sercu - iż wszelkich grzechów należy przede wszystkim upatrywać w ludziach, a nie w instytucjach.

Wraz z ostatnim skandalem, dotyczącym owej imprezy z udziałem księdza, ówczesny biskup diecezji sosnowieckiej, Grzegorz Kaszak, złożył rezygnację ze sprawowanego przez siebie urzędu. adekwatnie to nie wiem, czy to była jego własna decyzja, czy go do tego "przymuszono". Jakiekolwiek nie byłyby to powody - postąpił w oczach wiernych raczej uczciwie. Skoro nie radził sobie z opanowaniem tego wszystkiego, to najlepszą opcją było złożenie rezygnacji z pełnionej funkcji. Wszystko to działo się w wielkiej tajemnicy, prawdopodobnie wszystko już było w biurach watykańskich, kiedy u nas wierni (i nie tylko) komentowali, iż znowu rozejdzie się to po kościach. A tymczasem i biskup zrezygnował ze swojej funkcji, i ksiądz, który zorganizował tą dziwą imprezę, został skazany na karę więzienia (a jeszcze czeka go proces w sądzie diecezjalnym).
W związku z tym Stolica Apostolska wyznaczyła tymczasowego administratora naszej diecezji, która z dnia na dzień została bez duszpasterza. Co prawda jest w niej dwóch biskupów-emerytów (w tym wspomniany biskup Grzegorz Kaszak), ale widać ich uprawnienia nie są wystarczające, aby rządzić diecezją. Biskupem tymczasowym został aktualny arcybiskup archidiecezji katowickiej - ksiądz Adrian Galbas.
Trochę zaskoczyło mnie pytanie dziewczyny z teologii, dlaczego nie wyznaczono na niego arcybiskupa archidiecezji częstochowskiej, pod którą podlega diecezja sosnowiecka. W zasadzie byłoby to logiczne, ale podejrzewam, iż zdecydowały tutaj względy praktyczne - Sosnowiec sąsiaduje z Katowicami, a więc arcybiskup Galbas mógł w miarę gwałtownie przemieścić się z jednego miejsca w drugie. Arcybiskupowi Depo zajęłoby to dużo więcej czasu (mniej więcej godzinę).
Jednak logiczne było, iż arcybiskup Adrian Galbas nie będzie mógł administrować naszą diecezją bez końca i wielu z nas wyczekiwało wiadomości odnośnie wyboru nowego jej Pasterza. Szczerze powiedziawszy, to myślałam, iż pójdzie to szybciej. Pamiętam, iż po śmierci biskupa Śmigielskiego na początku października 2008 roku, dane nowego biskupa poznaliśmy na początku lutego 2009 roku, a więc po jakichś 4 miesiącach. Tymczasem teraz dochodził już 6 miesiąc tej specyficznej sytuacji i nic. To prawda, iż biskup musi spełniać pewne formalne wymagania zapisane w Kodeksie Prawa Kanonicznego i znalezienie odpowiedniej osoby nie jest taką oczywistą rzeczą. Inna sprawa, iż chodziły pogłoski, iż nikt z duchownych, którym dotychczas to proponowano, nie chciał się zgodzić nad objęcie diecezji we władanie. choćby rozmawiałam tak o tym mimochodem z Księdzem niosącym światło, który zwrócił uwagę na to, iż może warto by wydrukować jakieś w miarę ładne obrazki z modlitwą o wybór dobrego Pasterza (w zasadzie to wyszło od tego, iż w kościele jest zbyt dużo kiczu, a już obrazki kolędowe biją tu wszystko na głowę).
I nagle wczoraj pojawiła się w mediach informacja, iż papież wskazał jako nowego biskupa naszej diecezji dotychczasowego biskupa diecezji tarnowskiej - dra Artura Ważnego. Nazwisko dosyć ciekawe, mam nadzieję, iż z jednej strony będzie zawierał głos w ważnych dla diecezji sprawach, ale też nie będzie sam uważał się za najważniejszą w niej osobę (chociaż niejako taką będzie). Samego biskupa nie znam, choćby nie wiedziałam, iż ktoś taki jest. Ale może to i dobrze, przychodzi do mnie z czystą, niezapisaną kartą, swoistą "tabula rasą". Dzięki temu nie mam do niego żadnych uprzedzeń, i tylko od niego zależy, w jaki sposób ta karta zostanie zapisana.

A więc uroczyście oznajmiam - tym razem nie słynne "Habemus papam", a "Habemus episcopum" (mamy biskupa): Artura Ważnego


Idź do oryginalnego materiału