1800. Moc euforii w Niedzielę Radości

na-sciezkach-codziennosci.blogspot.com 11 miesięcy temu
Ostatnio pisałam, w kontekście przesyłki otrzymanej od Jadzi, iż szczęście warto dawkować. przez cały czas się z tym zgadzam. Ale też warto szukać i odczuwać euforia w każdej chwili swojego życia. Chociaż wczorajsza dawka tej emocji osiągnęła swoje apogeum. Czy to oznacza, iż nie przyjęłabym jeszcze większej jej dawki? Myślę, iż przyjęłabym, bo to ta emocja, która jak najbardziej pozytywnie wpływa i na nasze samopoczucie, i na samoocenę i w ogóle na nas samych. Zresztą już sama nazwa dnia - niedziela Radości, do czegoś zobowiązuje. Trudno się w ten dzień smucić, bo cóż to by była za niedziela Gaudete?
Chociaż tak adekwatnie dzień zaczął się raczej w negatywny sposób. Na Mszy świętej o 10:00 miały być imieniny księdza Darka. Ledwie pojawiłam się na chórze, w miejscu, w którym śpiewa schola, a pani Dyrygent wyszła z zapytaniem, czy nie pójdę z jedną z dziewczyn wręczyć mu kwiatów, bo może idę jako przedstawicielka Oratorium. Pewnie jeszcze pamięta, jak rok temu na spontanie składałam mu życzenia w imieniu animatorów. Tylko, iż u nas nie ma Oratorium, bo proboszcz je rozwiązał. Ucieszyłam się i zgodziłam na jej propozycję, bo w sumie nieczęsto się to zdarza. choćby byłam gotowa zejść z góry z mega bolącym kolanem (nie byłam choćby w stanie klęczeć na przeistoczeniu i po "Baranku Bożym"). Tylko, iż tuż przed Mszą okazało się, iż coś się stało i księdza Darka nie będzie na Mszy. Trochę zrobiło mi się smutno i przykro, ale też poczułam dziwny niepokój. Komu jak komu, ale jemu w naszej parafii z prawdziwą przyjemnością wręczyłabym kwiaty. Ale skoro go nie było, no to trudno. Trzeba było się z tym pogodzić. Jednak po skończonej Mszy Świętej czekała na mnie pewna niespodzianka, która nieco osłodziła mi tą stratę. Wszyscy członkowie scholi na początku adwentu dostali drobny upominek. Tylko, iż była to moja pierwsza wizyta w mojej parafii w tym okresie. Dlatego torebka z zawartością czekała aż do teraz. Trochę byłam zaskoczona, bo dostałam ją tylko ja, ale gwałtownie wszystko się wyjaśniło. A mi zrobiło się miło, iż jeszcze ktoś o mnie pamięta. Co do zawartości prezenciku mogę powiedzieć, iż niby nic, a cieszy.
A oto zawartość torebki - dzwoneczek, ozdóbka choinkowa, cytaty na każdy dzień i biała czekolada
Niedzielne południe postanowiłam wykorzystać na przygotowanie pierniczków, za które zabieram się od niepamiętnych czasów. Już dzień wcześniej przygotowałam masę od a do zet, nie na podstawie jakiegoś gotowego proszku. Trochę się bałam, iż nie do końca mi to wyjdzie, masa miała też podejrzanie kleistą konsystencję, ale w smaku była jak najbardziej piernikowa. Niby niedziela, dzień święty, ale chciałam to już mieć z głowy. Zwłaszcza, iż część z nich planuję rozdać tym, którzy wraz ze mną uczęszczają na poranne roraty dla studentów w kaplicy na Wydziale Teologicznym UŚ. Myślę, iż będzie im miło. Chcę zrobić jeszcze jedno podsumowanie ich tegorocznego motywu przewodniego, ale jeszcze muszę o jedną rzecz dopytać księdza Krzysztofa.

Po obiedzie swoim zwyczajem postanowiłam wybrać się na spacer. Tym razem jako jego punkt obrałam sobie kilkudniowy świąteczny jarmark odbywający się w centrum miasta. Była to dosłownie ostatnia chwila aby to uczynić - we wtorek kramy i karuzele mają zostać usunięte, jedynie choinka będzie stać tam, gdzie stoi.
Wstyd się przyznać, ale chociaż jarmark organizowany jest każdego roku (nie pamiętam jak to było w pierwszym roku pandemii, ale chyba były też jakieś kramy), to ja dopiero teraz miałam okazję go odwiedzić. Może nie jest jakiś spektakularny (w porównaniu do tego z Katowic, czy chociażby z Krakowa), bo liczy zaledwie kilka kramów, ale ma swój urok. I sprawia, iż człowiek czuje, iż święta zbliżają się wielkimi krokami, iż są coraz bliżej. Jego niewielkie rozmiary sprawiły, iż bez pośpiechu można obejrzeć co oferują poszczególne stoiska (chociaż nie wszystkie były otwarte), a sympatyczny ludek oferujący gorącą czekoladę sprawiał, iż niejednemu dużemu i małemu, zapaliły się oczy na myśl o skosztowaniu tego smacznego napoju (i mówi to osoba uczulona na kakao).
Taką kulminacją euforii tego dnia było udanie się do Kato na kolejne rekolekcyjne spotkanie Duszpasterstwa Akademickiego Centrum połączone z wieczorną Mszą Świętą. Ku euforii księdza Krzysztofa udało mi się nie spóźnić (tydzień temu dotarłam dopiero pół godziny po rozpoczęciu, no ale na wolontariacie jestem w konkretnych, określonych godzinach i nie mogę ot tak sobie z niego zejść). Tym razem tematem przewodnim był jakże bliski mi temat dialogu chrześcijańsko - żydowskiego. Szerzej o rekolekcjach adwentowych dla studentów napiszę w następnym wpisie, bo to była bardzo interesująca inicjatywa, zwłaszcza pod kątem organizacyjnym.
Po Mszy Świętej była możliwość zakupienia wypieków za dowolny datek, a to co zostało w ten sposób zebrane, ma zasilić budżet naszego Duszpasterstwa. Postanowiłam i ja wspomóc naszą wspólnotę i zakupiłam jedno z pudełek zawierające łakocie. A więc jest kolejny powód do radości.
No i jak tutaj nie radować się w tak pozytywnie spędzonym dniu pełnym niespodzianek i szczęśliwych chwil?
A adwentowa myśl na dzisiaj brzmi:
I pamiętajcie, aby radować się na co dzień, a nie tylko w Niedzielę Gaudete.
Idź do oryginalnego materiału