Już jest tradycją, iż na przełomie grudnia i stycznia wszystkie uczelnie wyższe w Kato (przynajmniej te publiczne) jednoczą się i organizują ogromne wydarzenie, nazywane nie bez przyczyną - Festiwalem Nauki. Przez 2-3 dni około sto wystawców, w tym przedstawiciele różnych studenckich kół naukowych, w niezwykle interesujący sposób przedstawia przybyłym gościom tajniki nauki w takich dziedzinach, jak: sztuka, technika, przyroda, nauki humanistyczne, nauki ścisłe, zdrowie i medycyna oraz sport.
Oprócz stanowisk tematycznych była też przestrzeń zatytułowana "Rynek idei miasta nauki". Nawiązywała ona do otrzymania przez miasto Katowice zaszczytnego tytuły "Miasta nauki 2024", o które rywalizowało chociażby z Krakowem. Odbywało się na nich 6 równoległych wykładów. Aby nie nachodziły one na siebie, ich uczestnicy otrzymywali słuchawki, przez które słyszeli, co mówią prelegenci.
A to wszystko miało miejsce tylko na głównej hali Międzynarodowego Centrum Kongresowego. Poza tym odbywały się różne wykłady naukowe w salach konferencyjnych oraz stanowiskach i salach, porozmieszczanych na holach oraz na poziomie I i w salach balowych. Działo się dużo i było bardzo intensywnie.
Przez trzydniowe wydarzenie przewinęło się kilka tysięcy osób. Oczywiście wszystko rozłożyło się na poszczególne dni, co wizualnie dało wrażenie, iż jest ich o wiele mniej. Ale i tak nie sposób wyobrazić sobie takiej masy osób na tak małej przestrzeni. O ile w sobotę i w niedzielę były to raczej indywidualne osoby i rodziny, to w poniedziałek były to raczej grupy zorganizowane. choćby z naszej świetlicy środowiskowej było wyjście dla dzieciaków, które przyszły do niej na 14:30.
W tym roku udało mi się przez całe trzy dni być jednym ze 100 wolontariuszy pomagających w organizacji całego wydarzenia. Jak można się domyśleć, przy skali jego organizacji byliśmy grupą wręcz niezbędną do tego, aby całość w miarę sprawnie działało. Jestem też szczęśliwa z nie tylko z samej pełnionej funkcji, ale też, iż kolejny raz Regionalne Centrum Wolontariatu zaufało mnie i moim możliwością. W jednym z poprzednich wpisów wspominałam, iż wpłynęło ok. 400 zgłoszeń na wolontariat, na zakończeniu festiwalu usłyszeliśmy, iż było ich o 60 więcej. A więc to, iż znalazłam się w gronie 100 wolontariuszy, można uznać za sukces zbudowany na wieloletniej współpracy z RCW. Gdybym wcześniej się nie sprawdzała na innych imprezach, to chyba teraz by mnie nie wzięli. Myślę, iż mój uśmiech uwieczniony w czasie pełnienia funkcji, pomimo niemałego zmęczenia, mówi sam za siebie:
W tym roku, jak wspominałam, udało mi się dostać na wolontariat na wszystkie trzy dni trwania imprezy. W sobotę i w niedzielę byłam na obydwie zmiany wolontariackie, w poniedziałek, z powodu pracy, na poranną i część popołudniowej (chociaż już nie szłam do pracy, aby potem wrócić z dzieciakami na halę, tylko czekałam na grupę już na miejscu). Nie powiem, iż całodniowe zmiany były nieco męczące, ale też dawały dużo, dużo satysfakcji. I adekwatnie, gdyby nie to, iż w niedzielę spóźniłam się przez to na spotkanie rekolekcyjne w Duszpasterstwie Akademickie (nie rozumiem tego pełnego wyrzutu spojrzenia księdza Krzysztofa, kiedy w końcu dotarłam), to mogłabym powiedzieć, iż były one niemal idealne, pomimo konieczności pobudki o 4:30, aby dotrzeć na odprawę o 6:30.
Również zadania jakie mi przydzielono były bardzo zróżnicowane. W sobotę cały dzień siedziałam na informacji i czasami odprowadzałam VIPy do ich pokoju, albo wystawców do drugiego punktu informacyjnego znajdującego się na dolnym holu. Wbrew pozorom - dużo do roboty nie było, a ja zdążyłam w międzyczasie poduczyć się do kolokwiów, które mają miejsce w tym tygodniu. W sobotę stałam w przedsionku sal balowych i ewentualnie wskazywałam gościom drogę do sal z wystawą motosportową, z pokazami laserowymi lub sferą rodzinną. W poniedziałek natomiast miałam za zadanie przeprowadzić grupy przez wszystkie atrakcje w razie takiej potrzeby. W konsekwencji sama byłam w stanie na koniec oprowadzić grupę z mojej pracy. I chyba naszym dzieciakom z trudnych środowisk podobało się takie wyjście, którego próżno mogłyby oczekiwać w rodzinnym domu.
Po skończonej wizycie wróciliśmy z naszymi podopiecznymi do budynku świetlicy. A po pracy zdążyłam jeszcze wrócić do na teren Festiwalu, ponieważ na godzinę 17:30 przewidziana była mała odprawa obecnych wolontariuszy pełniących posługę na wydarzeniu. Zebrano nas pod sceną na sali wielofunkcyjnej, gdzie przedstawiciele organizatorów podziękowali nam za pomoc, a następnie ustawiliśmy się wszyscy do pamiątkowego zdjęcia.
Na koniec jeszcze każdy z nas zaszedł do Centrum Wolontariatu, gdzie oprócz zaświadczenia o udziale w wolontariacie (ja na przykład nie byłam na poniedziałkowych zajęciach na uczelni, ale rektor UŚ, jako jeden z głównych organizatorów, obiecał, iż na ich podstawie wykładowcy będą musieli usprawiedliwić tą nieobecność) dostaliśmy drobny upominek w postaci worka, koszulki i tzw. "nerki". Niby nic, a cieszy.
Tak jak pisałam, 7 Śląski Festiwal Nauki zainaugurował całoroczne wydarzenie "Katowice - Miasto Nauki 2024". Z tej okazji zaplanowano wraz z uczelniami wiele ogólnodostępnych atrakcji, pokazujących iż nauką może być praktycznie wszystko, a nie tylko ślęczenie nad książkami. Każdy tydzień będzie poświęcony innemu zagadnieniu. Mam nadzieję, iż znajdę czas na udział w chociaż niektórych z nich, a zwłaszcza tych, których tematyka mnie interesuje. Tak samo, jak znalazłam jeszcze czas i siłę na spotkanie pani prorektor z radą studentów Wydziału Teologicznego, do której się dostałam. No cóż, bycie jej członkiem wymaga poświęceń. Ale myślę, iż nie był to czas stracony, bo padło wiele ciekawych propozycji współpracy. Jakoś jestem do tego wszystkiego pozytywnie nastawiona.
I kolejna adwentowa myśl, która przyświeca dzisiejszemu dniu.