"Zostaw męża, zerwij kontakt z matką". Internetowe "poradnie" to plaga i ogromne ryzyko

natemat.pl 4 godzin temu
"Zostaw go, szkoda życia”, "Zerwij kontakt z matką", "Po co ci drugie dziecko?" – pod postami w mediach społecznościowych nie brakuje radykalnych podpowiedzi. Internetowi doradcy chętnie dzielą się dobrymi radami. – Niektórzy mają naturalną empatię, potrafią słuchać, udzielać emocjonalnego wsparcia – i to ma ogromną wartość. Jednak specjalista, poza tym, dysponuje także narzędziami, wiedzą i doświadczeniem, które pozwalają bezpiecznie pracować z ludzką psychiką – podkreśla w rozmowie z naTemat dr Marta Majorczyk, psycholożka i doradczyni rodzinna. Sprawdzamy, jakie ryzyko niesie ze sobą radzenie innym w internecie.


Aleksandra Tchórzewska, naTemat.pl: Na różnych grupach na Facebooku internauci, zwłaszcza kobiety, dzielą się swoimi problemami. Często otrzymują bardzo radykalne rady, typu: rozwiedź się, zerwij kontakt z matką, zostaw dziecko ojcu i zacznij żyć swoim życiem. Dlaczego tak łatwo przychodzi doradzanie innym tak drastycznych kroków?

dr Marta Majorczyk, psycholożka, doradczyni rodzinna: Doradzanie stało się dziś pewną cechą charakterystyczną naszego społeczeństwa. Media społecznościowe służą przecież nie tylko rozrywce, ale przede wszystkim wymianie informacji, dzieleniu się doświadczeniami i łączeniu ludzi, którzy przeszli przez podobne sytuacje. Grupy tematyczne na Facebooku czy innych platformach powstają w konkretnym celu: by dać przestrzeń do wspólnoty i wzajemnego wsparcia.

Osoba, która przeszła przez trudne doświadczenie, często czuje się uprawniona do udzielania rad. Działa tu zasada: "Skoro ja przez to przeszłam, to wiem, co mówię". I ktoś, kto aktualnie mierzy się z trudnym momentem, często bezrefleksyjnie chłonie jej rady. Bo jeżeli ktoś to już przeżył, to może rzeczywiście warto go posłuchać?

Problem polega jednak na tym, iż w kryzysie funkcjonujemy głównie w trybie emocjonalnym. Jesteśmy bardziej podatni na wpływy, bardziej wrażliwi, a przez to mniej krytyczni wobec tego, co słyszymy, czy czytamy. I właśnie wtedy choćby skrajne sugestie mogą wydać się logiczne czy słuszne, bo trafiają w moment naszej największej bezbronności.

Warto w tym kontekście wspomnieć o dwóch "ścieżkach", które zna nasz mózg: krótkiej i długiej. Krótka to droga emocji – działa błyskawicznie, pomijając refleksję. Podejmujemy decyzje impulsywnie, bez zaangażowania wyższych procesów poznawczych. To jak spontaniczne zakupy bez listy – wrzucamy do koszyka to, co przyciągnie wzrok, co jest akurat przecenione, co na pierwszy rzut oka wydaje się fajne. Dopiero później orientujemy się, iż tego nie potrzebowaliśmy, i iż wydaliśmy za dużo.

Z kolei długa droga to proces refleksyjny. Angażuje korę przedczołową, czyli tę część mózgu, która pozwala nam logicznie analizować, przewidywać konsekwencje, rozważać różne opcje. Wybór samochodu, decyzja o kredycie, planowanie przeprowadzki – to właśnie działania uruchamiające tę dłuższą, racjonalną ścieżkę.

I właśnie takiej długiej drogi potrzebujemy, gdy stajemy przed poważnymi życiowymi decyzjami, jak choćby rozważanie zerwania relacji z kimś bliskim. To są sytuacje silnie naładowane emocjami, ale wymagające spokoju i refleksji. Impulsywność może w takich momentach przynieść więcej szkody niż pożytku.

Jeśli naprawdę zmagamy się z czymś trudnym, lepiej porozmawiać z kimś, komu ufamy. Kimś, kto zna nas i zna naszą sytuację. A jeżeli nie mamy takiej osoby, warto poszukać wsparcia u specjalisty.

Skąd taka popularność zwierzeń na Facebooku?


Wiele takich publicznych wpisów może być objawem narastającego poczucia osamotnienia. I nie chodzi tu wyłącznie o samotność fizyczną, bo przecież można być wśród ludzi: z rodziną, przyjaciółmi, współpracownikami, a mimo to czuć się całkowicie samemu.

To zjawisko może również pokazywać, gdzie jako społeczeństwo się znaleźliśmy. Może zbyt głęboko zanurzyliśmy się w cyfrowej rzeczywistości – i zamiast się z niej na chwilę wynurzyć, wyjść do drugiego człowieka, porozmawiać twarzą w twarz – szukamy kontaktu w sieci?

Być może po drodze zagubiliśmy coś bardzo ważnego – umiejętność prowadzenia prawdziwej rozmowy. Coraz więcej osób czuje się pewniej w komunikacji online niż w bezpośrednim spotkaniu. To niepokojące. Może to oznaczać, iż brakuje nam kompetencji emocjonalnych i komunikacyjnych – tak potrzebnych szczególnie wtedy, gdy życie stawia przed nami trudne pytania. Czasem nie potrafimy już po prostu być z drugim człowiekiem: słuchać go, towarzyszyć mu, być dla niego obecnym.

A może jesteśmy zbyt zabiegani, zbyt skupieni na sobie i swoich sprawach? Albo po prostu cyfrowy świat nas pochłonął, bo jest szybszy, atrakcyjniejszy, mniej wymagający? Tam łatwiej zaistnieć, szybciej coś napisać, szybciej otrzymać odpowiedź.

Żyjemy dziś w dwóch rzeczywistościach – realnej i wirtualnej. Coraz częściej ta druga staje się dla wielu ludzi substytutem prawdziwej relacji.

Ale warto się na chwilę zatrzymać i zadać sobie pytanie: czy naprawdę chcemy tylko reakcji, czy jednak potrzebujemy prawdziwego kontaktu?

Czy udzielając rad typu: "zerwij kontakt z teściową, jest toksyczna", naprawdę chcemy pomóc?


Najczęściej tak. Intencje bywają dobre. Ale właśnie tu tkwi różnica między spontanicznym doradztwem a profesjonalną pomocą.

W psychoterapii również mamy dobre intencje, ale nie chodzi o to, by wskazywać jedną, konkretną drogę. Naszym celem jest towarzyszenie pacjentowi w odkrywaniu jego własnej. Terapeuta nie podejmuje decyzji za klienta.

W podejściu, które jest mi szczególnie bliskie, zakłada się, iż człowiek posiada zasoby, by zadbać o swoje zdrowie psychiczne, tylko iż czasem chwilowo je traci z oczu. Pogubił się. I w tym odnalezieniu się potrzebuje wsparcia.

To trochę jak z dłonią trzymaną tuż przed twarzą – kiedy jest ona zbyt blisko, zasłania cały widok. Nie widzimy nic poza nią. Profesjonalna pomoc psychologiczna polega na tym, by pomóc tę dłoń – czyli problem – delikatnie odsunąć. Dzięki temu zaczynamy dostrzegać szerszy kontekst, całą sytuację, nie tylko jej najbardziej bolesny fragment.

Dlatego też niektóre procesy wymagają czasu. Doradztwo to pomoc krótkotrwała: ktoś przekazuje nam informację, wskazówkę. To działa doraźnie.

Psychoterapia to nie szybka porada ani gotowe rozwiązanie. To proces, często długi i wymagający, w którym stopniowo odsuwamy problem, by móc się mu uważnie przyjrzeć.

Czasem trzeba go rozłożyć na mniejsze części, obejrzeć z różnych stron, zmienić ich układ, spojrzeć inaczej niż do tej pory. Dzięki temu zaczynamy dostrzegać możliwości, których wcześniej nie widzieliśmy. Zaczynamy leczyć siebie – uzdrawiać to, co przez lata było ignorowane, tłumione albo niezrozumiane. A takie zmiany nie dzieją się z dnia na dzień. Wymagają czasu i cierpliwości.

Co się stanie, jeżeli wszyscy nagle zaczniemy bawić się w terapeutów?


W mediach społecznościowych nie brakuje emocjonalnego wsparcia, ale jest to wsparcie nieprofesjonalne. Głos zabierają osoby, które same coś przeżyły, wyciągnęły wnioski i podjęły decyzje, które okazały się dla nich dobre. Ale to, co było słuszne dla jednej osoby, niekoniecznie sprawdzi się u innych – w odmiennych okolicznościach i z inną historią w tle.

To właśnie podstawowa różnica między pomocą profesjonalną a amatorską. Niektórzy mają naturalną empatię, potrafią słuchać, udzielać emocjonalnego wsparcia – i to ma ogromną wartość. Jednak specjalista poza tym dysponuje także narzędziami, wiedzą i doświadczeniem, które pozwalają bezpiecznie pracować z ludzką psychiką.

Profesjonalna pomoc sięga głębiej. Można ją porównać do pracy chirurga. Żeby dotrzeć do konkretnego narządu, trzeba przeciąć skórę, rozsunąć tkanki, ale robi się to w sterylnych warunkach, z zachowaniem procedur. Chirurg wie, jak operować, żeby nie zaszkodzić. Tak samo działa terapeuta – dociera do źródła problemu, ale robi to bezpiecznie, bez dezorganizowania psychiki klienta.

To proces wymagający czasu, zaangażowania, często też nauki nowych umiejętności – życia bez dawnych schematów, unikania powtarzania tych samych błędów.

I właśnie w tym tkwi istotna różnica.

W gabinecie terapeuty nie usłyszymy “dobrych rad” w stylu internetowych grupek?


Nie, bo specjalista nie podejmie decyzji za klienta. Nie powie: "Zostaw męża" ani "Zerwij kontakt z rodzicami". Zamiast dawać rady, terapeuta towarzyszy w procesie podejmowania decyzji. Zadaje pytania, które pomagają spojrzeć na sytuację z różnych perspektyw: Co byłoby dla ciebie dobre? Jakie widzisz możliwe rozwiązania? Co jeszcze możesz zrobić?

W ten sposób klient sam dochodzi do wniosków i decyzji, które są adekwatne do jego życia, wartości i gotowości na zmianę. Co ważne – ma też prawo w każdej chwili się wycofać, zmienić zdanie, spróbować inaczej. To jego życie, jego odpowiedzialność. Terapeuta nie żyje za niego, on tylko towarzyszy mu w procesie zmiany.

Czy korzystanie z takich grup może nam bardziej zaszkodzić niż pomóc?


Warto zachować ostrożność, korzystając z mediów społecznościowych. Można tam znaleźć wiele historii, ale pamiętajmy, iż to czyjeś interpretacje rzeczywistości, oparte na jego wartościach, doświadczeniach, zasobach i konkretnym kontekście.

Ktoś może napisać: "Zerwij kontakt z rodzicami", bo sam tak zrobił. Ale przecież w internecie można być każdym. Można napisać wszystko, bez żadnej odpowiedzialności. Dlatego nie warto podejmować życiowych decyzji tylko na podstawie cudzych historii.

Jeśli już korzystać z takich miejsc, to raczej po to, by zdobyć informacje techniczne: jak coś zrobić, gdzie szukać wsparcia, od czego zacząć. Ale zanim podejmiemy decyzję, dobrze jest się zatrzymać i zadać sobie pytanie: Co naprawdę będzie dobre dla mnie?

Jeśli będziemy radzić się na grupach czy forach, sugestii będzie wiele, rad też nie zabraknie.

Ale życie należy do nas. To my ponosimy konsekwencje własnych wyborów.

Idź do oryginalnego materiału