– Ponieść to za ciebie?
– Nie, wytrzymam.
– Może nie musisz wytrzymywać?
Odpowiedź na to pierwsze z pytań jest przykładem niezmiernie powszechnego rozumowania kobiet. Wytrzymam, to znaczy: nie zabije mnie. Dowiozę. Dowiodę. Nie będę nikogo obarczać. Kto inny nie da rady. A w ogóle to nie ma co się nad sobą rozczulać – to nie takie znowu ciężkie.
Pytanie „Może nie musisz wytrzymywać?” jest po to, byśmy zatrzymały się chwilę i zastanowiły nad tym schematem. Komu on tak naprawdę służy?
***
Święta Wielkanocne. Trzypokoleniowa rodzina siedzi za suto zastawionym stołem. Rytuał powtarzany od lat – długie biesiadowanie, jeden posiłek gładko przechodzi w kolejny. Tylko dzieciaki dokazują. Gdy wtem – bratowa wstaje i oznajmia, iż przyszła jej pora na jogging. Na chwilę znika, by przebrać się w sportowe ubranie, na stopy wciąga adidasy i już jej nie ma – pobiegła. Pierwszy raz w historii rodziny ktoś wstał od wielkanocnego stołu i zostawił towarzystwo – nie ze względu na pracę ani chorobę, ale po to, by zrobić coś swojego, coś co mu sprawia przyjemność. „Egoistka!” – powie ktoś przy stole. A przynajmniej pomyśli.
***
Właśnie egoizmem moje klientki w pierwszym odruchu nazywają sytuacje, w których stawiają siebie na pierwszym miejscu. Siebie – to znaczy swoje potrzeby, dobrostan, równowagę czy zdrowie. Tak radykalna ocena bierze się między innymi z egzotyki tego doświadczenia. Jesteśmy socjalizowane do służebnej realizacji ról córek, partnerek i matek. Co więcej, postawa ta ma mieć nienaganne opakowanie: mimo wzrostu świadomości społecznej, dziewczyny i kobiety trenuje się do uzależniania własnej wartości od walorów estetycznych, jakie zapewniamy otoczeniu poprzez swój wygląd. Jesteśmy opiekunkami: wyposażone w empatię i czułość, skupiamy uwagę na drugim człowieku, jego potrzebach (również tych niewypowiedzianych) i zdrowiu (choćby wbrew jego woli). W niczym tu nasza wina – te założenia podawane są z rąk do rąk od pokoleń. Nic więc dziwnego, iż czujemy się nienaturalnie w momencie poluzowania służebnego gorsetu i wsłuchania się w potrzeby swoje, nie cudze.
Niech więc będzie, iż to egoizm – ale to zdrowy egoizm, który jest niczym innym, jak czułym zadbaniem o siebie. Postawieniem na pierwszym miejscu siebie i tego, co nam służy. Dlaczego powinnyśmy praktykować ten właśnie zdrowy rodzaj egoizmu? Podam pięć powodów.
- Bez niego nie zadbasz o swoje relacje.
Relacja, w której honorowane są potrzeby tylko jednej ze stron, nie jest dobra ani dla strony zaniedbywanej, ani dla samej relacji. Stawiając siebie na szarym końcu priorytetów, krzywdzimy siebie, ale też nasz związek, a choćby rodzinny ekosystem. Zdrowe osoby, rozpoznające, co im służy i potrafiące to wynegocjować i uzyskać od otoczenia, a jednocześnie gotowe zaspokajać potrzeby innych w sposób niebędący bolesnym samopoświęceniem, to filary dobrych, silnych relacji.
Co by było, gdyby bratowa nie wstała od stołu i nie poszła pobiegać? Prawdopodobnie w nikomu nie potrzebnej ofierze złożyłaby swój złoty moment dnia, kiedy może odreagować, przewietrzyć umysł i wyregulować emocje. Być może wieczorem dla rodziny miałaby rozdrażnienie i ból głowy. Możliwe też, iż nie miałaby sił na dłuższą rozmowę ani wieczorne czytanie książki z dzieckiem. Komu, czemu by to służyło?
- Odmawiając go sobie, dajemy marny przykład córkom (i synom też!).
Nasze dzieci – choć mogą się zarzekać, iż jest zupełnie inaczej – kształtują się poprzez modelowanie. Nasze schematy działań, tryb życia, postrzeganie siebie i świata oraz rozkład priorytetów, są jak oprogramowanie, w które wyposażamy dzieciaki.
Obserwując, jak w naszym życiu króluje krytyk wewnętrzny i motto: „Wytrzymam!”, nasze córki nieuchronnie zmierzą się z tymi samymi siłami. I jeżeli myślisz, iż wystarczy powtarzanie im, iż mają być dla siebie dobre, to niestety muszę przekłuć ten balonik. Przecież wiesz, iż dziecko zawsze pozna, czy mówisz coś autentycznie, czy jako „wierząca, niepraktykująca”.
Swoje imieniny można świętować jak od lat – kilkugodzinnym staniem w kuchni i sprzątaniem mieszkania, jakby za chwilę sanepid miał zrobić najazd, a potem bólem krzyża i cichą nadzieją, iż goście wreszcie wyjdą, byś mogła przyjąć pozycję horyzontalną. Można też powiedzieć wszystkim, iż w tym roku basta! I w dowolnym towarzystwie udać się na masaż i kieliszek Martini. Jak sądzisz, która z tych dwóch opcji pokaże córce, iż potraktowanie siebie jak księżniczkę jest ok? Która pokaże twojemu synowi, iż prawo do odpoczynku i przyjemności nie ma płci?
- Jest kluczem do stawiania zdrowych granic
By rozpoznać, iż ktoś wkracza na twoje terytorium, trzeba najpierw to terytorium poznać. Praktyka zdrowego egoizmu, czyli honorowanie swoich potrzeb, pozwala nam wyćwiczyć „mięsień samopoznania”. To dzięki niemu rozpoznajemy, kiedy ktoś lub coś źle na nas działa: komentarz nas kłuje albo unieważnia, sposób rozmowy jest dla nas osaczający, zalewający. Głosy z ciała i intuicję ma każda z nas, ale nie każda ma nastrojone ucho, by móc je wyłapać.
Lubię to porównywać do czułości i zrozumienia, których całe pokłady jesteśmy gotowe zaoferować drugiej osobie. Przyjaciółce, z którą jesteś blisko od lat, na urodziny podarujesz coś szczególnego – coś, co wiesz, iż ją ucieszy, bo znacie się nawzajem na wylot. Zadbasz o tę relację i będziesz dla niej, by wspólnie coś opłakać, albo celebrować. A kiedy ci opowie, iż jej koledzy z pracy posyłają w jej kierunku kąśliwe docinki, albo teściowie serwują jej nieproszone porady, kłujące jak szpilka, prawdopodobnie zareagujesz złością i będziesz ją gorąco namawiać do walki o swój dobrostan.
Bądźmy dla siebie taką przyjaciółką. Troszczmy się o siebie jak o ukochanego człowieka.
- Jest lekiem na „zosiosamosizm”
Postawa „Zosi Samosi” kształtuje się najlepiej w dwóch zjawiskach. Po pierwsze – w przekonaniu, iż nikt nie zrobi czegoś tak dobrze, jak my same. Albo nie w taki sposób, do jakiego przywykłyśmy. Więc na cóż ryzykować rezultatem, lepiej zakasać rękawy i pal licho zmęczenie, zrobię to.
Po drugie – w obawie, iż poproszenie kogoś o wyręczenie nas w zadaniu będzie zbyt wielkim obciążeniem, nadużyciem, albo po prostu wywoła zbędną dyskusję o tym, a czemu tak, a czemu teraz, a przecież ty zawsze, a przecież ja.
Tu zdrowy egoizm pozwoli nam przywrócić odpowiednie proporcje i równowagę.
W tym pierwszym przypadku – między tym, jak ważne są rezultaty, a jak cenny jest nasz dobrostan. Huczy ci w głowie, ale nikt w zespole nie robi prezentacji tak dobrze jak ty? choćby jeżeli – czy najlepsze slajdy świata są warte mdłości od patrzenia w ekran?
Zaś w tym drugim – przywróci wartość potrzebie, choćby całkiem nowej, by właśnie dziś to ktoś inny pojechał z kotem do weterynarza, mimo iż zawsze robisz to ty. Być może wywoła to zdziwienie, a może opór, a może po prostu okaże się niemożliwe. Ale twoja potrzeba jest wystarczająca, by to sprawdzić.
- Jeśli go nie zaprosisz, on wprosi się sam
Cierpiętnicze unikanie zdrowego egoizmu i praktyka stawiania siebie na szarym końcu może nam latami uchodzić na sucho. Możliwe, iż z otoczenia będą płynąć słowa wsparcia i pochwały: taka skromna, taka pracowita, taka dobra… Wszyscy i wszystko dookoła będzie zadbane, zorganizowane, dopieszczone. A co z tobą?
Ponieważ potrzeb (na szczęście!) nie da się pogrzebać, spalić, unicestwić, to w końcu się do nas dobiją – choćby po latach. W najlepszym razie – w momencie, który roboczo nazwę „oświeceniem”: trafisz na osobę albo nurt, która przywróci ci kontakt ze sobą i prawdopodobnie odmieni twoje życie. W gorszym przypadku – poprzez problemy ze zdrowiem fizycznym i psychicznym. To w nich twój zdrowy egoizm, czyli twoje własne zdrowe potrzeby, zapukają do drzwi i spytają, czy teraz, po latach, nareszcie, możesz poświęcić im uwagę.
Na koniec jeszcze dodam na zachętę: nie obawiaj się reakcji otoczenia. Może pojawić się zdziwienie, spojrzenie z wyrzutem, a choćby kąśliwa uwaga – to prawda. Ale dbanie o siebie wysyła do najbliższych sygnał: ty też możesz. Możesz o siebie zadbać – i możesz mi powiedzieć, czego ode mnie potrzebujesz. To jest ok. Zdrowy egoizm jest ok.
Autorka tekstu:
Marta Kramer
coachyni, współtworzy Nowe Widoki – miejsce psychoterapeutycznego i coachingowego wsparcia dla kobiet