Zbyt mało zabiegów w leczeniu przewlekłej choroby żylnej

mzdrowie.pl 3 miesięcy temu

Leczenie przewlekłej choroby żylnej jest najbardziej adekwatne przy zastosowaniu metod zabiegowych, a na to decyduje się zbyt mało pacjentów – powiedział PAP dr Adam Zieliński z Polskiego Towarzystwa Flebologicznego. Wraz z Fundacją Zapytaj doktorA zainicjował on akcję „Oglądaj nogi”. Jej celem jest wczesne wykrywanie przewlekłej choroby żylnej, gdyż nierzadko jest ona bagatelizowana choćby przez lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej. Zbyt późne rozpoczęcie leczenia, w tym szczególnie zabiegowego, najbardziej skutecznego, może być trudniejsze.

„Najbardziej adekwatnym sposobem leczenia przewlekłej choroby żylnej jest zastosowanie metod zabiegowych, wyłączających z krwioobiegu niewydolne żyły” – mówi dr Adam Zieliński. Najstarszą metodą jest tzw. stripping, czyli operacyjne usunięcie niewydolnych żył poprzez nacięcie w skórze. Jest to jedyna technika zabiegowa refundowana przez Narodowy Fundusz Zdrowia. W krajach zachodnich ta metoda prawie nie jest już stosowana. W USA przypada na nią jedynie 2 proc. tego rodzaju zabiegów. Specjalista przyznaje jednak, iż u niektórych pacjentów może być ona konieczna. Dotyczy to jednak maksymalnie około 10 proc. chorych. „Najważniejsze jest, żeby nie zwlekać i jak najszybciej się zgłosić do specjalisty” – podkreśla dr Zieliński. Wtedy można zastosować metody małoinwazyjne, umożliwiające usuniecie niewydolnych żył, bo innego sposobu nie ma (jak na razie nie można naprawić uszkodzonych zastawek żylnych).

Do wyboru jest kilka takich technik zabiegowych. Polegają one na wykorzystaniu wewnątrz naczynia lesera, prądu o małej częstotliwości radiowej, pary wodnej, kleju cyjanoakrylowego lub skleroterapii – wstrzyknięcia do żyły substancji uruchamiającej proces zapalny i zasklepienie się żyły. choćby po zabiegu niewydolności mogą ulegać kolejne żyły. „Zdarza się to u 44 proc. pacjentów po zabiegach, gdyż jest to choroba nawrotowa i postępująca” – tłumaczy. Zasadą jednak jest, iż im później pacjent się zgłasza, tym większe jest ryzyko nawrotu. Ekspert zaleca zatem, żeby zbadać żyły jak tylko pojawią się „pajączki”, a także gdy odczuwamy ból, mrowienie i drętwienie lub pojawią się obrzęki nóg. Wykorzystuje się do tego nieinwazyjne i bezbolesne badanie USG Doppler żył kończyn dolnych.

Farmakoterapia polega na użyciu leków wenoaktywnych, nazywanych również flebotropowymi, dostępnymi w tabletkach oraz w postaci żelów lub maści. Zawierają one różnego typu wyciągi roślinne, które mogą ograniczać uczucie ciężkości i dyskomfortu oraz redukować zaburzenia czucia i obrzęku nóg. Bardziej polecaną metodą niezabiegową jest kompresjoterapia, polegająca na noszeniu pończoch i rajstop o odpowiednim stopniu ucisku. Głównym ich zadaniem jest niedopuszczanie do gromadzenia się krwi w dolnych partiach nóg. Dochodzi do tego, gdy zastawki w żyłach ulegają uszkodzeniu i krew zamiast płynąć w nich do góry, zaczyna się cofać i zalega w dolnych partiach nóg. Skutkiem tego jest wzrost ciśnienia w żyłach nóg i rozpychanie się ich ścianek oraz powstawania „pajączków”.

„Chorzy trafiają do specjalisty bardzo późno, kiedy przewlekła choroba żylna jest już mocno zaawansowana. Gdyby zgłaszali się wcześniej, większość można by było leczyć mniej inwazyjnie i co równie ważne – znacznie taniej” – zapewnia dr Adam Zieliński. Dodaje, iż schorzenie to pogarsza komfort życia, ale grozi również poważnymi powikłaniami. Sposób leczenia powinien być dostosowany do stopnia zaawansowania choroby i dolegliwości, jakie odczuwa pacjent. Najbardziej preferowana jest farmakoterapia, jednak jest ona jedynie leczeniem wspomagającym, a nie podstawowym – zwraca uwagę ekspert.

Zbigniew Wojtasiński

Idź do oryginalnego materiału