Zamrażanie komórek jajowych. Dla niektórych kobiet ten zabieg jest już refundowany

natemat.pl 5 godzin temu
"Od zawsze chciałam być mamą, jednak moje życie prywatne nie ułożyło się zgodnie z planem. Pojawiła się choroba, związek się rozpadł. Wiedziałam, iż zbudowanie nowej, dobrej relacji może potrwać, a czas nie działa na moją korzyść". Magda ma 11 zamrożonych komórek, a o możliwości zabezpieczenia płodności dowiedziała się z amerykańskich seriali. Taka procedura jest w Polsce refundowana nie tylko przy nowotworach.


– Ze wszystkich pobranych komórek udało się zamrozić jedenaście. Wierzę, iż to będzie moja szczęśliwa liczba i tyle wystarczy, aby zostać mamą – mówi Magdalena Fidor, która zabezpieczyła płodność.

Jak opowiada, to był niezwykle stresujący czas, bo jej dojrzały wiek nie sprzyjał i tak już niskiemu poziomowi rezerwy jajnikowej.

– Od zawsze chciałam być mamą, jednak moje życie prywatne nie ułożyło się zgodnie z planem. Pojawiła się choroba, związek się rozpadł. Wiedziałam, iż zbudowanie nowej, dobrej relacji może potrwać, a czas nie działa na moją korzyść. Wtedy pojawiła się myśl: a co jak nie zdążę naturalnie zajść w ciążę? – wspomina Magda.

Jak przyznaje, o możliwości zabezpieczenia płodności przez zamrożenie komórek jajowych dowiedziała się z amerykańskich szpitali. W obliczu choroby i uciekającego czasu, mimo wielu obaw i pytań, postanowiła spróbować.

Rozpoczął się okres konsultacji mających na celu zbadanie poziomu rezerwy jajnikowej pacjentki. Okazało się, iż po trzydziestce, poziom AMH jest na tyle niski, iż kwalifikował do procedury zabezpieczenia płodności.

Jak sama wspomina, "najtrudniejszy był okres stymulacji hormonalnej: zastrzyki w brzuch, wahania nastrojów od depresji po euforię. Było ciężko, zwłaszcza iż byłam w tym wszystkim sama. Jednak mimo stresu i wielu wyrzeczeń, jakie mnie w tym okresie spotkały, nie zawahałabym się powtórzyć całej procedury ponownie".

Nie tylko nowotwory


W Polsce problemy z płodnością dotyczą coraz większej liczby osób, które chciałyby zostać rodzicami. Brakuje jednak wciąż świadomości, iż w niektórych przypadkach można zabezpieczyć płodność na przyszłość.

Zabezpieczenie płodności żeńskiej i męskiej polega na zamrożeniu komórek rozrodczych w klinikach leczenia niepłodności. Do procedury kwalifikują wyraźne wskazania medyczne, np.: nowotwory, schorzenia genetyczne czy autoimmunologiczne – czyli choroby wpływające na obniżenie lub całkowitą utratę płodności.

Eksperci podkreślają wysoką skuteczność procedury, przy jednoczesnym zachowaniu bezpieczeństwa pacjentów. Zgodnie zwracają uwagę, iż potrzebna jest edukacja i zwiększanie świadomości pacjentów w zakresie zabezpieczania płodności nie tylko w chorobach onkologicznych, ale również innych mogących zaburzać płodność.

Historia Magdy Fidor, która z powodu niskiej rezerwy jajnikowej zabezpieczyła płodność, to jeden z przykładów świadomego planowana macierzyństwa, w sytuacji, gdy może być ono niemożliwe bądź utrudnione z powodu choroby.

Konkretne wskazania, a nie życzenie


Zgodnie z prawem nie ma możliwości zabezpieczenia płodności na tzw. życzenie.

Ustawa określa listę chorób, które mogą zaburzać płodność i kwalifikują do przystąpienia do procedury – tzw. wskazania medyczne.

W przypadku chorób onkologicznych – dopiero od 1 czerwca br. procedura jest refundowana z ogólnopolskiego programu in vitro. W pozostałych chorobach za zabezpieczenie płodności pacjenci płacą z własnej kieszeni.

Witryfikacja, kriokonserwacja – procedury zabezpieczania płodności


Komórki rozrodcze żeńskie mrozi się w banku komórek jajowych, natomiast męskie – w banku nasienia. U kobiet zamrozić można nie tylko komórki jajowe, ale również tkankę jajnika czy zarodki – czyli komórki jajowe z nasieniem partnera.

– Metoda witryfikacji, czyli mrożenia komórek jajowych w temperaturze do -196°C zapobiega ich uszkodzeniu, bowiem nie dopuszcza do tworzenia kryształków lodu na zewnątrz i wewnątrz komórek jajowych. Charakteryzuje się wysoką skutecznością. Do dyspozycji pacjentki jest ok. 95 proc. ogrzanych komórek jajowych, z puli wcześniej pobranych i zamrożonych – wyjaśnia lek. Grzegorz Ziółkowski, ginekolog-położnik, specjalista ginekologii onkologicznej, Invimed.

Jak podkreśla, zamrożone komórki jajowe nie starzeją się, w przeciwieństwie do warunków naturalnych panujących w jajnikach, gdzie wraz z upływem czasu ich jakość ulega pogorszeniu.

U mężczyzn zaś, zabezpieczenie płodności polega na kriokonserwacji nasienia – czyli pobraniu i mrożeniu nasienia w ciekłym azocie, które po rozmrożeniu może zostać użyte do inseminacji bądź zapłodnienia pozaustrojowego.

Nieubłagana natura


Jednym ze wskazań do zabezpieczenia płodności u kobiet jest niska rezerwa jajnikowa.

– Niska rezerwa jajnikowa (AMH), czyli spadek zapasu liczby komórek jajowych umożliwia przystąpienie do procedury zabezpieczenia płodności. Wówczas nie ma znaczenia czy do niskiego AMH przyczynił się dojrzały wiek kobiety, czy inne schorzenie mogące obniżać płodność – mówi dr n. med. Patrycja Sodowska, ginekolog-położnik, specjalista endokrynologii ginekologicznej i rozrodczości, Invimed.

Jak wyjaśnia, kobieta rodzi się ze 100 proc. AMH, a w wieku dojrzewania – zostaje połowa. Mając dwadzieścia kilka lat – poziom AMH wynosi ok. 22 proc., w okresie 30 lat to już tylko 5 proc., a mając lat 40 – 45 poziom oscyluje w granicach 1 – 3 proc.

Trzeba też pamiętać, iż o ile babcia czy mama miała niską rezerwę, to u córki też jest większe prawdopodobieństwo wczesnego wygasania tej rezerwy jajnikowej.

Dr Patrycja Sodowska zwraca też uwagę, iż AMH to nie tylko liczba komórek jajowych, ale też ich jakość. – Im jesteśmy starsze, tym mamy mniej komórek, ale są też gorszej jakości. Te komórki dają mniejsze prawdopodobieństwo uzyskania ciąży, ale też większe

ryzyko ewentualnych zaburzeń – tłumaczy ekspertka.

– Niezbędna jest zatem edukacja pacjentek, iż nie tylko określone choroby mogą wpływać na obniżenie rezerwy jajnikowej, ale zwyczajnie niekorzystny wpływ na zapas komórek jajowych ma wiek. Idealnie jakby kobiety oznaczały swój poziom AMH już w wieku dwudziestu paru lat. To pozwalałoby na wykluczenie bądź potwierdzenie predyspozycji płodnościowych – dodaje dr Sodowska.

Oprócz czasu w zaburzenia płodności u kobiet wpłynąć mogą też choroby lub niektóre stosowane w nich terapie. Wśród chorób nie-onkologicznych to m.in. endometrioza, która w 96 proc. przypadków skutkuje obniżeniem płodności, a diagnozowana jest u co 10. kobiety.

Dodatkowo są to wszelkie choroby genetyczne zwiększające ryzyko wygasania czynności jajników, jak np.: galaktozemia czy zespół Turnera.

Kolejna grupa to choroby autoimmunologiczne wpływające na ryzyko przedwczesnego wygasania czynności jajników – np. cukrzyca typu 1, choroby tarczycy: Hashimoto, Graves-Basedova, bielactwo, toczeń, celiakia czy stwardnienie rozsiane.

Onkopłodność – rodzicielstwo po nowotworze


Zabezpieczenie płodności jest coraz bardziej istotne w kontekście rosnącej liczby chorych na nowotwory, również wśród młodych osób. Postęp medycyny daje coraz większą szansę na wyleczenie. Coraz więcej osób wychodzi z choroby i pacjenci po terapii mają szansę na normalne życie, w tym posiadanie dzieci, dlatego tak ważne jest, aby mieli szansę na ciążę.

Jednak wpływ leczenia onkologicznego na płodność jest znaczący. U kobiet może powodować uszkodzenie układu rozrodczego, w szczególności zanik miesiączki czy wygasanie funkcji jajników i zmniejszanie rezerwy jajnikowej. U mężczyzn zaś może przejawiać się w zaburzeniu spermatogenezy, czyli produkcji plemników.

Do procedury zabezpieczenia płodności należy przystąpić więc jeszcze przed rozpoczęciem terapii nowotworowej.

– To jest jedyny moment, w którym procedura ma sens, a pobrane zdrowe komórki jajowe czy nasienie, zamrażane jest do czasu, aż osoba wyzdrowieje i przystąpi do procedury in vitro – mówi dr Grzegorz Ziółkowski.

Procedura przy onkopłodności jest refundowana w ramach ogólnopolskiego programu refundacji in vitro.

– Wsparcie finansowe w onkopłodności jest ogromną szansą na rodzicielstwo, po zakończeniu leczenia. Potrzeby w tym zakresie są naprawdę duże, bo w naszym społeczeństwie diagnozuje się coraz więcej nowotworów u osób w tzw. okresie płodnym. W 2021 r. było to ponad 13 tys. zachorowań w przedziale wiekowym 20-44 lata – mówi dr Grzegorz Ziółkowski.

Idź do oryginalnego materiału