Tekst Artura Fałka, lekarza i eksperta Kancelarii Doradczej Rafał Piotr Janiszewski:
Od 1 marca obowiązują niektóre przepisy ustawy z 17 sierpnia 2023 r. o zmianie ustawy o refundacji leków, środków spożywczych specjalnego przeznaczenia żywieniowego oraz wyrobów medycznych oraz niektórych innych ustaw, które wprowadzają istotne zmiany dotyczące recept rocznych.
W znowelizowanym artykułuje 96a ustawy Prawo farmaceutyczne czytamy: „Pacjent od dnia realizacji recepty może otrzymać maksymalnie ilość produktu leczniczego, środka spożywczego specjalnego przeznaczenia żywieniowego lub wyrobu medycznego niezbędną pacjentowi do 120-dniowego okresu stosowania wyliczonego na podstawie określonego na recepcie sposobu dawkowania”.
Kolejną ilość produktu leczniczego pacjent będzie mógł otrzymać po upływie trzech czwartych okresu, na który zrealizował receptę.
Kto miałby dokonać rzeczonych obliczeń? W przepisach wskazano wyraźnie – od 1 marca 2024 r. system teleinformatyczny.
Aktualne zmiany mają stanowić antidotum na powtarzające się problemy z dostępnością leków w aptekach. Kolejny argument „za” – dość często dzieje się tak, iż w toku leczenia choroby przewlekłej specjalista podejmuje decyzję o zmianie terapii, wobec czego zakupiony choćby na cały rok zapas w – mniejszej lub większej części – się marnuje. A skoro pacjent wyrzuca refundowany lek, to znaczy, iż pieniądze, jakie Narodowy Fundusz Zdrowia wydał na jego zrefundowanie, również zostały zmarnowane.
Ma to wszystko sens – szkopuł w tym, iż miało być dobrze, a wyjdzie jak zwykle. Niestety, nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
Tematem, który elektryzuje, jest sztuczna inteligencja. Pojawiają się dywagacje, czy za kilka lat człowiek w ogóle będzie jeszcze potrzebny, bo może to, czym dziś się zajmuje, po stokroć lepiej od niego wykona AI.
Centrum e-Zdrowie na swojej stronie internetowej chwali się, iż jest ze sztuczną inteligencją za pan brat. Nie przeszkadza to jednak w przerzucaniu obowiązków związanych ze zmianą wystawiania recept rocznych na lekarzy. Branża jest tego nieświadoma. Niewielu kolegów po fachu śledzi na bieżąco meandry zmieniających się przepisów prawa. Co więcej, ponieważ są one nieprzejrzyste, wprowadzane chaotycznie, a systemy teleinformatyczne wcale nie ułatwiają medykom życia, notorycznie zdarza się, iż specjaliści w praktykach prywatnych nie bawią się w pisanie recept z refundacją, ale wystawiają je na 100 proc. W ten sposób chronią się przed ewentualnymi zarzutami ze strony funduszu, iż wypisali refundowany lek poza wskazaniem lub z nieprawidłową odpłatnością. To problem, którego regulator zdaje się nie dostrzegać. A może dostrzegać nie chce, ponieważ to dla niego czysta oszczędność? A przecież to nic innego, jak łamanie praw pacjentów, którym lek refundowany należy się niezależnie od tego, czy wypisuje go lekarz w placówce publicznej czy prywatnej.
Dziś ten sam problem może dotknąć pacjentów chorych przewlekle.
Lekarze nie są przygotowani na wyliczanie, na potrzeby recepty, ilości leku w nowy sposób i rozpisywania wariantowego sposobu dawkowania, a system – zamiast podpowiadać poziomy odpłatności i wskazania refundacyjne oraz analizować interakcje lekowe, a teraz także dokonywać wyliczeń – nakłada na nich kolejny obowiązek, który będzie go weryfikował, blokując wystawienie recepty.
Po co nam w ogóle systemy teleinformatyczne? Czy to one są dla lekarzy, czy lekarze dla nich?
Znowelizowana ustawa o zmianie ustawy o refundacji leków, środków spożywczych specjalnego przeznaczenia żywieniowego oraz wyrobów medycznych oraz niektórych innych ustaw obowiązek dokonywania wyliczeń nakłada na system. Jednak Centrum e-Zdrowia ceduje go na lekarzy.
Mógłbym gorzko zażartować, iż w polskim systemie ochrony zdrowia sztuczna inteligencja nie tylko nie wyręczy lekarzy, ale dołoży im pracy, piętrząc trudności, ale nie jest mi do śmiechu. Sytuacja jest po prostu kuriozalna. Poszkodowani będą oczywiście pacjenci, którzy jeżeli jednak pojawią się w aptece ze źle wystawioną receptą roczną, odejdą z kwitkiem.
Odkąd pamiętam, lekarze byli uczeni ordynacji liczbami sztuk opakowań bądź ampułek. Na recepcie piszą najczęściej dwa, trzy opakowania. Obowiązek wskazywania sumarycznej ilości substancji czynnej wyrażonej alternatywnie ze wskazaniem jednostek dawkowania oraz wielkości dawki istnieje w przypadku recept wystawianych na preparat zawierający środek odurzający lub substancję psychotropową – wynika on z rozporządzenia ministra zdrowia z 11 września 2006 r. w sprawie środków odurzających, substancji psychotropowych, prekursorów kategorii pierwszej i preparatów zawierających te środki lub substancje, z późn. zm. – przy czym w związku z tym, iż recepty takie mają postać wyłącznie elektroniczną, ilości tej już nie trzeba podawać słownie.
System zaś – zamiast w nowym obowiązku wesprzeć aptekarzy, a mówiąc wprost wyręczyć, dokonując wyliczeń – zdaje się zmian nie widzieć. Co zatem? Niech lekarze liczą sami?
Jak zwykle nikt lekarzy o zdanie nie pytał, zmian z nimi nie konsultował, niczego nie tłumaczył.
Szczycimy się, iż mamy świetne systemy teleinformatyczne, tyle iż tworzymy nowe przepisy, a obowiązek ich wykonywania przerzucamy na lekarzy. Efekt będzie taki, iż tak, jak nasi specjaliści w praktykach prywatnych „dali sobie spokój” z wypisywaniem recept z refundacją, tak prowadzących chorych przewlekle „dadzą sobie spokój” z wystawianiem recept na 365 dni.
Skąd w ogóle wzięło się 365 dni? W ustawie stoi wszak: „Lekarz, lekarz dentysta, felczer, starszy felczer może przepisać dla jednego pacjenta jednorazowo maksymalnie (...) ilość produktu leczniczego, środka spożywczego specjalnego przeznaczenia żywieniowego, wyrobu medycznego niezbędną pacjentowi do 360-dniowego okresu stosowania wyliczonego na podstawie określonego na recepcie sposobu dawkowania”.
Zadbajmy o to, by w systemie e-recepty były adekwatne, autoryzowane przez państwo, słowniki leków zawierające odpowiedni zakres informacji, wtedy ordynacja stanie się prostsza dla wszystkich.
Użyjmy empatii i inteligencji ludzkiej, a dopiero później sztucznej. Żeby nie było scen!