Zalewają nas coraz bardziej negatywne dane o zmianach klimatu, ale też społeczeństwo staje się coraz bardziej świadome problemu

astrohomines.wordpress.com 1 miesiąc temu

Wpis ten został zainspirowany postem na stronie Węglowego Szowinisty na temat percepcji zmian klimatu przez społeczeństwo. Link do postu zamieszczam na końcu mojego wpisu.

Jeśli ktoś naprawdę jest zainteresowany aktualnie zachodzącymi zmianami klimatu, to zdaje sobie sprawę, iż zaprzeczanie im oraz ich antropogeniczności przy obecnych danych nie jest już „punktem widzenia”, tylko zwykłą ignorancją. W ostatnich latach jesteśmy dosłownie zasypywani naukowymi danymi z każdych stron i z każdej dziedziny, które pokazują, jak szybko, w jak anormalny sposób i z jak wszechstronnie negatywnymi konsekwencjami zachodzą te zmiany.

Wszechstronność danych na temat w tej chwili zachodzących zmian jest przytłaczająca, ponieważ można powiedzieć, iż rośnie w postępie geometrycznym. Wzrost ten nie wynika z tego, iż mamy coraz lepsze metody pomiaru, więc coraz bardziej kumulują się dane, ponieważ w perspektywie kilkuletniej nie ma to znaczenia. Wynika on z tego, iż po prostu tak gwałtownie zachodzą konsekwencje na świecie.

O tym, iż te problemy są naprawdę wszechstronne, może świadczyć choćby wymienienie niektórych danych z ostatniego czasu. Najczęściej spotykamy się z informacjami na temat rekordów temperatur, które od lat bite są dosłownie co chwilę i w niektórych rejonach świata będące wręcz drastycznymi. Ale temperatury to tylko jedna z licznych konsekwencji zmian klimatu. Mamy przede wszystkim też kolejne coraz dotkliwsze stany susz (w tym w Polsce, na czym tracimy ogromne pieniądze), wzmaganie się letnich pożarów, które występują częściej oraz na terenach, których wcześniej te problemy nie dotyczyły, zalewanie i podmakanie nisko położonych terenów w różnych lokalizacjach świata, w tym miast i wysp (Miami, Floryda, Dżakarta, Malediwy, Fidżi), coraz bardziej rekordowe pod względem zarówno ilościowym, jak i jakościowym ekstremalne zjawiska pogodowe, coraz bardziej niepokojącą migrację ciepłolubnych chorobo-nośnych owadów i innych organizmów na nasze tereny (np. przypadki afrykańskiego kleszcza Hyalomma), zaburzenia prądów oceanicznych odpowiedzialnych za lokalne klimaty, stan lądolodów, zwłaszcza Antarktydy, uwalnianie metanu z wiecznej zmarzliny, czy też negatywny wpływie wysokiego stężenia CO2 na współcześnie występującą przyrodę oraz na ludzki mózg. W każdej z tych kwestii zbieramy dane coraz liczniejsze i coraz bardziej postępujące w złą stronę.

Choć nie należę do osób, które gustują w katastroficznych wizjach i zawsze pojawia mi się na twarzy uśmieszek, kiedy ktoś wieści apokalipsę, można się w tym kontekście naprawdę zastanawiać, co zacznie wyprawiać ten świat, kiedy podgrzejemy atmosferę o 3-4 stopnie C względem ery przedprzemysłowej, skoro w tej chwili jesteśmy dopiero na drodze do podniesienia o 1,5 stopnia. Są wszelkie powody przypuszczać, iż te konsekwencje, podobnie jak teraz, będą bezustannie rosły w postępie przyspieszającym. W efekcie klimat globalny podniesiony o 3 stopnie Celsjusza może naprawdę być dla naszej cywilizacji katastrofalny w sensie dosłownym.

A przecież choćby nie wspomniałem o konsekwencji dla nas najbardziej dotkliwej – bezprecedensowej migracji ludzi z terenów, które przestaną się nadawać do funkcjonowania i związanych z nią kryzysów migracyjnych, powiększaniem wojen regionalnych w krajach niestabilnych politycznie, a w dalszej konsekwencji migracyjną destabilizacją polityczną naszych regionów (i coraz większego w związku z tym wzrostu popularności politycznych radykalnych populistów, co jest strzelaniem sobie samemu w kolano). Przecież wystarczy wspomnieć o tym, jak nie radzimy sobie z migracją mającą w tej chwili miejsce, która jest ok. dziesięć razy mniejsza od tej przewidywanej dla przyszłych zmian klimatu. Przypomnę, iż pierwotną dźwignią dla wojny w Syrii, skutkującą kryzysem migracyjnym w Europie, również była konsekwencja zmian klimatu, a dokładnie bezprecedensowe wieloletnie susze regionu, powodujące wewnętrzne migracje ludności na terenie niestabilnym politycznie.

Nawet nie poruszyłem tematu kolejnych pandemii, które będą miały coraz większe prawdopodobieństwo zaistnienia, z coraz szerszą paletą przyczyn ich pojawienia się, a które należą do potencjalnych najbardziej drastycznych i wszechstronnych konsekwencji. Przecież Covid to byłby drobiazg wobec pandemii, która byłaby dużo bardziej zjadliwa.

Zbierzmy teraz w myślach te wszystkie konsekwencje razem. I jest jedna rzecz, która da wszystkim dużo bardziej w kość. To nie jest krótkotrwały eksperyment, który pojawi się, kopnie nas przez jakiś czas i minie. To nie będzie kryzys na dwa lata, tylko taki, który za naszego życia nigdy się już nie skończy, a wręcz przeciwnie, aż do naszej śmierci będzie wyglądał już tylko coraz gorzej.

Zmiany klimatyczne to najbardziej dramatyczny zespół naczyń połączonych, jaki kiedykolwiek występował w ludzkiej historii – machina, która wprzęga w siebie dosłownie wszystko i w której coraz bardziej wszystko powoduje wszystko. I nie trzeba do tego ocieplenia o 10-15 stopni. Sytuacja, z którą bezwzględnie przestaniemy sobie radzić na każdym polu, dotyczy 3-4 stopni. A jeżeli jakimś sposobem podniesiemy temperaturę jeszcze bardziej (w sumie wątpię, żeby naprawdę dojść powyżej 4 stopni, ponieważ pod wpływem zmian klimatu najpewniej gospodarka sama w sobie się zmniejszy, a to obniży emisje, poza tym taki stopień konsekwencji na pewno też poskutkuje bardziej radykalnymi działaniami politycznymi), to dosłownie czeka nas cywilizacyjny rozkład.

Czy taki pułap osiągniemy?

Tutaj trzeba powiedzieć coś o tym, czego wymaga metodyka naukowa i dlaczego sprawia ona, iż wzrost temperatury i skali skutków przedstawiane w konsensusie naukowym są najpewniej niedoszacowane względem rzeczywistości. Nauka bowiem ma to do siebie, iż musi operować na konkretnych danych i nie może niczego dopowiadać sobie sama. W przypadku czegoś o tak wielkiej skali, jak globalny klimat, ta metoda trochę zawodzi jeżeli chodzi o komunikaty, jakie nauka może wysyłać do społeczeństwa. Aby bowiem stwierdzić, iż klimat naprawdę zwiększył temperaturę o daną wartość, nauka musi mieć obserwacje stanu rzeczy z dłuższego okresu, bowiem mogą występować poszczególne roczne wahnięcia temperatury niebędące stałym trendem. Inaczej mówiąc – jeżeli notujemy, iż w tej chwili temperatura jest wyższa niż rok i dwa lata temu, to nauka nie może powiedzieć, iż to już jest współczesna temperatura globalna. Bo np. może za rok będzie trochę niższa. I choć wszyscy w zasadzie wiedzą, iż tak naprawdę wzrost jest wynikiem zmiany klimatu, nauka nie może tego komunikować, tylko musi przedstawiać sprawdzone dane, czyli te oparte na pomiarach z przestrzeni wcześniejszych lat. Dlatego dane z raportów IPCC o globalnej temperaturze są nieco zapóźnione. W chwili ich publikacji temperatura jest już w rzeczywistości nieco wyższa.

To samo dotyczy szacowania konsekwencji. Nauka może opierać się tylko na tym, co faktycznie stwierdzono. W zdrowym rozsądku wiemy, iż konsekwencji będzie więcej i będą one cięższe, ponieważ co chwilę jesteśmy zaskakiwani, iż dana rzecz (np. stan lądolodu antarktycznego) ma się gorzej, niż zakładaliśmy, ale nauka nie może sobie „dopowiadać” domysłami, tylko bazować na tym, co teraz wiemy z aktualnych badań. Dlatego zmiany klimatu są tym nielicznym przypadkiem, kiedy najprawdopodobniej wszystko będzie wyglądało gorzej, niż się komunikuje.

Do tego dochodzi oczywiście polityka, jej bezwładność i niska skuteczność. Emisja CO2 nie zatrzyma się sama z siebie. Gospodarka rządzi się swoimi prawami, tak samo jak ludzkie życie, ludzkie przyzwyczajenia i potrzeba komfortu oraz rozrywki. To wszystko razem wzięte jest jak fala na wzburzonym morzu, gdzie postulaty polityki oparte na komunikatach naukowych są jak surfer – albo polityka płynie z siłami większymi od siebie, albo zostaje zmieciona. Emisje CO2 w związku z tym ani nie znikają, ani nie pozostają na tym samym poziomie, ani choćby nie zwalniają. Wręcz przeciwnie, przez cały czas przyspieszają i… przyspieszać będą jeszcze co najmniej przez długi czas. A obecny poziom temperatury nie doszedł do punktu równowagi. choćby jeżeli emisje staną i pozostanie w atmosferze tyle CO2, ile jest teraz, temperatura przez cały czas jeszcze przez pewien czas będzie rosła. A tymczasem ciągle je zwiększamy i na chwilę obecną nie widać sposobu, aby mogło to zostać realnie zahamowane.

Co to wszystko oznacza? Oznacza to, iż realnie szybciej osiągniemy krytyczne punkty podniesienia temperatury, niż się w tej chwili podejrzewa. Co chwilę spływają dane pokazujące, iż jest gorzej i szybciej, niż postulowano. Dzisiaj punkt podniesienia o 2 stopnie C względem epoki przedprzemysłowej wydaje się nie do powstrzymania, a trzeźwo patrząc (biorąc pod uwagę, iż temperatury będą rosły coraz szybciej i będą uruchamiane kolejne sprzężenia zwrotne, np. metan i zwiększona ilość pary wodnej, coraz mniejsza wchłanialność CO2 przez oceany itd.), wydaje mi się, iż wejdziemy w 3 stopnie jak nóż w masło. Tymczasem to te 2 stopnie są punktem, który postuluje się jako bardzo niebezpieczny, a powyżej 3 stopni będziemy kwiczeć.

I tu dochodzimy też do kwestii z postu, który linkuję. Pociesza mnie, iż według badań z antropogeniczności zmian klimatu zdaje sobie sprawę większość społeczeństwa, a totalne zgłupienie internetu, które można zaobserwować pod każdym postem, w którym nie czyści się komentariatu (z reguły mamy wówczas po parę tysięcy idiotycznych komentarzy, co wręcz rozbija skalę), to tak naprawdę niereprezentatywna garstka głupoli i botów. I być może skala wzrostu agresji komentarzowej mówi właśnie coś innego o zjawisku niż to, iż „ludzie mają dość kłamstw” czy iż społeczeństwo zdurniało do reszty. Nie, nie zdurniało, tak naprawdę świadomość problemu w społeczeństwie jest coraz większa. Być może pokazuje to właśnie wzrost świadomości. Po prostu im bardziej do ludzi docierają pewne fakty, tym bardziej część z tych ludzi zmuszona jest je wyprzeć, zatkać uszy i głośniej niż zwykle tupać nogą. Liczę, iż to jest ten właśnie efekt.

Poniżej post Węglowego:
https://www.facebook.com/share/p/rCSTrNHjKukq4Q21/

Idź do oryginalnego materiału