Polacy pobili w tym roku rekord. Niestety, niechlubny. Od początku stycznia było już ponad 700 wypadków na hulajnogach elektrycznych, niemal dwa razy tyle co w 2024 roku. W większości przypadków ofiarami były dzieci. Bo jechały za gwałtownie i bez kasku.
To nie hulajnogi są zagrożeniem, tylko rodzice
Te ponure statystyki sprawiły, iż niektórzy nazywają hulajnogi elektryczne "śmiercionośnym gadżetem". Jeden ze znanych dziennikarzy posunął się o krok dalej i użył określenia "seryjni zabójcy". To błędne podejście – twierdzi Marcin Stopa, ekspert od neuronauki i neurotechnologii, szef firmy Neuroinsight Lab.
"To nie hulajnogi są największym zagrożeniem. To rodzice, którzy uważają, iż ich dziecko to wyjątek" – stwierdził w poście na portalu LinkedIn. Chodzi mu o tych rodziców, którzy nie pilnują, by ich dzieci jeździły w kasku.
Takim ignorantom ekspert obrazowo wyjaśnił, co dzieje się w mózgu podczas uderzenia głową o twardą powierzchnię. Na przykład chodnik, asfalt czy krawężnik.
"Mózg to skomplikowana sieć z milionów delikatnych świateł połączonych kruchymi kablami, zamknięta w pudełku wypełnionym wodą. Co się stanie, gdy nim mocno potrząśniesz? Przy zderzeniu uderza o czaszkę jak galaretka o ścianę. Delikatne 'światła' (neurony) gasną, a niektóre 'kable' (aksony) się rozrywają. Maleńkie rurki dostarczające 'prąd' (naczynia krwionośne) pękają, zalewając system".
To dopiero początek. Potem jest coś, co przypomina tsunami. "Fala uderzeniowa przebiega przez mózg jak trzęsienie ziemi. 'Kable' rozciągają się i skręcają, niektóre tracą izolację (osłonkę mielinową). Mózg odbija się i uderza w przeciwną stronę czaszki. Więcej 'świateł' gaśnie, więcej 'kabli' się rwie' – wyjaśnia stopa.
Dziecko tego nie zrozumie, rodzice powinni
Wszystko trwa parę sekund, a skutkiem może być w najlepszym razie lekkie wstrząśnienie, a w najgorszym poważne uszkodzenie mózgu i niepełnosprawność. Tych konsekwencji w przypadku jazdy na hulajnodze można uniknąć tylko w jeden sposób – nosząc kask.
Szef Neuroinsight Lab na potwierdzenie przytoczył konkretne dane z amerykańskiego raportu "Helmets for preventing head and facial injuries in bicyclists". Wynika z niego, iż podczas wypadku kask zmniejsza ryzyko urazu głowy o choćby 88 proc., ryzyko urazu mózgu o 65 proc., a ryzyko śmierci o 42 proc.
Na tym nie poprzestał. Wyjaśnił też, dlaczego to rodzice są winni tragediom na hulajnogach. "Dziecko nie rozumie, dlaczego kask jest kluczowy. Nie rozumie, iż bez ubrania go, może zostać kaleką na kolejne 60 lat lub nie dożyć kolejnych urodzin. Nie rozumie, jak coś tak niewygodnego może być zbawienne w sytuacji, które według niego na pewno mu się nie przytrafią".
A jak nie dzieci, to powinni to rozumieć rodzice. I pilnować, by dziecko miało kask na głowie, żeby potem nie żyć w poczuciu winy. "To Ty musisz zadbać o to, by dziecko nie widziało absolutnie innej możliwości niż jazda w kasku. To w Twoich rękach spoczywa ich bezpieczeństwo. To Ty jesteś ich idolem(-ką) i z Ciebie czerpią przykład" – zaapelował do rodziców Stopa.