Wywiad z MRW

ekskursje.pl 6 dni temu

Jak mogła zauważyć część PT Komcionautów, znany szczeciński prozaik i publicysta Michał Radomił Wiśniewski nagle zniknął z mediów społecznościowych. Trochę się martwiłem czy żyje (coraz więcej internetowych znajomych jest już po jakimś pierwszym zawale albo chemioterapii). Dobijałem się do niego na mesendżerze, początkowo bez powodzenia. W końcu się dobiłem i zgodził się na wywiad, z którego nie jestem zadowolony – bo jak widać, ja go ciągle chciałem pytać nie o to, o czym on chciał mówić. Ale jednak mimo wszystko samo „wylogowywanie się z social mediów” wydaje mi się tematem ważnym i aktualnym, więc without further ado, ladies and gentlepersons:

MUA: Zacząłbym od pytania skąd ta decyzja, przecież kiedyś byłeś power userem wielu mediów społecznościowych na raz? Co przeważyło szalę?

MRW: Zajmuję się kulturą internetu, więc przez cały czas zaglądam do mediów społecznościowych, tylko postanowiłem zrezygnować z wchodzenia w interakcje. Można mnie nazwać power lurkerem. A było to tak, iż jak zwykle co roku wyjechałem na dwa tygodnie, żeby sobie odpocząć od świata (mam o tym esej), czyli od wiadomości, dyskusji, udręki obcowania z tą całą bombą gigabitową. Zwykle czułem jakąś tęsknotę, ale tym razem było inaczej. Po powrocie do Polski zobaczyłem jakiś irytujący komentarz („nie mogę iść spać, ktoś nie ma racji w Internecie”) i stwierdziłem, iż go po prostu zignoruję. I kolejny też. Mija właśnie trzeci miesiąc, w ogóle mi tego nie brakuje. To był tipping point, ale znużenie socjałami odczuwałem od dawna. Nie tylko dlatego, iż hipoteza martwego internetu – pełnego botów i AI – wydaje się coraz prawdziwsza, ale z poczucia jakiejś syzyfowej pracy, kręcenia się w kółko tych samych dyskusji, odbijania tej samej piłeczki. Nieskończonego Usenetu, którego nie wspominam jako przyjemnego miejsca.
Druga rzecz to pieniądze. Skoro dziś każdy może mieć opinię i wyrażać ją za darmo w sieci, to te opinie są nic nie warte. Dlatego teraz wyrażam opinię wtedy, kiedy ktoś mi za to płaci. To wartościowa opinia!

No wiesz, pijak może oszukać terapeutę, a nie drugiego pijaka – tak łatwo mi nie uciekniesz od tego, iż to przecież uzależnienie – czyli mówisz, iż odstawiłeś metodą silnej woli, cold turkey, pewnego dnia powiedziałeś sobie iż od dzisiaj ani kropli?

Oczywiście może być tak, iż zwyczajnie nie mam skłonności do nałogów, najwyżej wpadam w jakieś krótkotrwałe obsesje. Mam wrażenie, iż to nigdy nie był nałóg. Inaczej bym nie wytrzymał tych dwóch tygodni wakacji. Prędzej styl życia, więc po prostu go zmieniłem, gdy uznałem, iż nie przynosi mi ani frajdy, ani większych korzyści; kogoś dziś jeszcze kręcą lajki? Że napiszesz coś w sieci i parę osób się z tym zgodzi, albo poda dalej? Kiedy już wiadomo, iż ten mechanizm nie działa, iż algorytmy promują Jezus Krewetkę albo innego „nie przywitasz się ze mną bo jestem ze wsi”. Niedawno Fejfer w artykule o Gonciarzu rzucił tekstem, iż ofiary po ogłoszeniu się ofiarami mają zyski, w tym „ogromne zasoby trudnej do przecenienia waluty współczesności, czyli lajków i serduszek”. Przecież to jakiś absolutny absurd, jaka to niby jest waluta? Możesz kupić lajki, ale nie kupisz nic za lajki. Dostałem parę swego czasu i ile dziś są warte? Mniej niż jotpeg ze znudzoną małpą.

Przecież nikt nie mówi iż to ma sens, w końcu ten ustrój nie nazywa się sensualizmem tylko kapitalizmem, ale serio chcesz mi powiedzieć, iż w ogóle nie ma zjawiska uzależnienia od social mediów – albo iż ty byłeś odporny, tak po prostu imprezowałeś z nami w tej samej knajpie, a nagle przestałeś przychodzić, bo ci już nie smakuje?

Tak jak wcześniej wyszedłem z Usenetu, kiedy przestałem się na nim dobrze bawić, tak jak przestałem blogować, po tym jak wypaliłem temat akcją „100 dni blogera” i mi się to znudziło. O czym dziś flejmowałeś na Blueskyu? Zajrzałem, o pobieraniu plików w Safari.
Nuda to chyba słowo klucz. Ludzie bawią się telefonami, bo się nudzą; przecież fundamentem rynku konsoli przenośnych była obserwacja, iż japońscy salarymani w pociągach z nudów bawili się kalkulatorami, z czego wyrósł Game&Watch, Gameboy i tak dalej, aż po nowego Switcha, na którym możesz sobie pykać choćby w „Cyberpunka 2077”.
Facebook to nie heroina. Odróżnijmy uzależnienia – te od substancji, które ryją banię i poniewierają efektem ostawienia od różnych zachowań kompulsywnych czy sposobów na doładowanie dopaminą. Może to jest klucz – Facebook czy X nie są w stanie dostarczać już dopaminy, bo przestały być przyjemnymi miejscami. To jak kibel w metrze, idziesz do niego, jak już nie masz wyjścia. Przy ciętych zasięgach choćby nie można powiedzieć, iż jest się tam, żeby sprzedawać książki.

A bo to na Bluskaju to z Mruwnicą, rozmowy z Mruwnicą rzadko są ciekawe, ale na przykład jakiś świr na tiktoku przepowiedział iż dzisiaj ma być koniec świata i to akurat jest zabawne, poszło z tego sporo fajnych memów

To nieprawda, rozmowy z Mruwnicą należą do najciekawszych rozmów, jakie odbyłem w życiu, więc wydaje mi się, iż problem leży w medium. Zwróć uwagę, iż z tej całej blogosfery, w której kiedyś tak intensywnie uczestniczyliśmy, ostały się nieliczne blogi, Twój, Fronensisa, kogoś jeszcze? Ta sieć się zupełnie rozpadła, nie udało jej się odtworzyć ani na Facebooku, ani na Twitterze, ani teraz na Bluesky’u, bo ludzie tam nie przychodzą już dyskutować, tylko się spierdzieć, czyli wyżalić. „Ojej, Safari po aktualizacji mi zapisało plik i nie wiem gdzie”, aż sprawdziłem, iż u mnie normalnie zapisało w pobranych i przez chwilę się wahałem, czy o tym napisać, ale w tym momencie byliście już na etapie „po co komu nowy system” i „a kiedyś to było, panie, jak Jobs żył”. A śmieszne memy można oglądać bez wchodzenia w żadne social mediowe interakcje, chyba iż jest się amerykańskim boomerem, który na widok Jezusa Krewetki albo Dzielnego Strażaka Patrioty wrzuca ciąg emoji z flagami Portoryka. Zaglądam czasem na Reddita, bo na przykład gram w „Death Stranding 2” i jestem ciekaw, jakie inni odkryli niespodzianki, ale z nikim nie dyskutuję, bo po co. Ostatnio najgorsze co widziałem to flejma Jacka Dehnela z Marcinem Matczakiem. Ten drugi wykazywał maksimum złej woli i Dehnel słusznie go spławił na drzewo, i co było dalej – Matczak te swoje bzdety powtórzył w felietonie w „Wyborczej”, bo go w ogóle przecież nie interesuje, żeby się czegoś o świecie dowiedzieć. On już wszystko wie od Jordana Petersona. Tak samo jak ten drugi ancymon, Tomasz Stawiszyński, który wszystko wie od Sama Harrisa. Raz mnie zaczął obserwować na Facebooku, bo szykował felieton o reakcjach lewicy na Luigiego Mangione. Nic nie znalazł, więc napisał ten tekst o oparciu o jakieś krawędziowe memy Stronnictwa Popularów. Tego co nas obu uważa za libków.

Martwi mnie, iż nasza rozmowa poszła w stronę zrzędzenia starszych panów, iż Internet to już nie to – a ja liczyłem na motywującą opowieść o kimś, kto się uwolnił z nałogu, z jakimiś tipami dla nas, przez cały czas uzależnionych…

To chyba naturalna kolej rzeczy, iż jak się spotyka dwóch byłych usenetowców, to każda rozmowa zamienia się w Usenet? Syn Marka Krukowskiego nazwał to grą w listy i dotknął czegoś bardzo ważnego; wszystkie media społecznościowe są grą, tak samo wciągają, mają te same mechanizmy – możesz przegrać flejma, ale nie jest to coś co ma jakiekolwiek realne konsekwencje, zupełnie jak w grze wideo. Pewnie nie gadałeś z ChatGPT i innymi AI, ale tam też to tak działa, wciągasz się i próbujesz przegadać maszynę, albo „wygrać” w taki sposób, żeby ją zmusić do napisania tego co chcesz, żeby napisała. Myślę, iż to pierwszy krok dla wszystkich, kto czuje się uzależniony od flejmowania, lajków i powiadomień – uświadomienie sobie, w czym tak naprawdę uczestniczy. Można żyć złudzeniem – jak sekty z Twittera, albo Awal – iż stukając te słowa bierze się udział w ratowaniu świata, ale tak naprawdę to tylko ratowanie księżniczki w Mario.
Świadomość jest kluczowa: opowiadam o tym, iż mi się przestało to podobać, więc przestałem to robić. Żeby nie było jak w tym żarcie, kiedy stary daje synowi do spróbowania wódkę, ten się krzywi z obrzydzeniem. „No widzisz, a tatuś musi”. Ale nie lubię bardzo mówić o uzależnieniach, kiedy chodzi o różne cyfrowe kompulsje, bo to otwiera takie skojarzenia z Anonimowymi Alkoholikami, jakimś MONAREM; polubiłem za to bardzo pojęcie higieny cyfrowej, bo w ogóle wierzę w higienę, zwłaszcza BHP. Magdalena Bigaj popularyzująca tę ideę w ramach Instytutu Obywatelstwa Cyfrowego i działalności edukacyjnej zwraca uwagę, iż cała dyskusja o cyfrowym dobrostanie kręci się dookoła dzieci i młodzieży, tymczasem są to rzeczy, których bardzo potrzebują dorośli.

Idź do oryginalnego materiału