Wiara jest sprawą indywidualną, jak najbardziej się z tym zgadzam i szanuję. Wiem też, iż odbiór tego tekstu może być różny, bo wiem, iż nie każda osoba z niepełnosprawnością jest osobą wierzącą. Mając do tego, jak najbardziej prawo. Ja jednak opisuję tu swoje doświadczenia i drogę do wiary.
Niepełnosprawność karą od Boga?
Cytat z II Listu do Koryntian, który użyłem w pierwszej części tytułu, jest moim mottem życiowym. Jednak nie od zawsze tak było. W okresie dorastania kształtuje się światopogląd, jest to ,,okres buntu”. W tym właśnie okresie miałem okres buntu, także i na Boga (trwał dobrych kilka lat). Uważałem, iż moja niepełnosprawność nie jest czymś wyjątkowym, ale karą. Nie mogłem przecież mieć tego, czego chciałem – czyli żyć, jak moi rówieśnicy.
Sakrament pokuty nowym początkiem
Według nauki kościoła od zawsze ten sakrament jest nowym początkiem. Nie odkryłem więc wielkich rzeczy. W moim przypadku nie była to jednak ,,zwykła” spowiedź w kościele, ale na łonie natury w Sanktuarium Maryjnym w Kalwarii Pacławskiej. To właśnie podczas jej trwania, usłyszałem od franciszkanina słowa w stylu: ,,Nie traktuj swojej niepełnosprawności jak kary bo On w niej ma swój plan na Ciebie.„
„Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali”
Musiało minąć kolejnych dobrych parę lat bym to zaczął rozumieć i nie bał się wziąć do ręki różańca. Gdy już zacząłem robiłem to każdego dnia. Praktykowałem też codzienną lekturę Słowa Bożego. Cóż, jak to mówią wszystko ma swój czas.
Wtedy też w mojej głowie i w sercu pojawiło się pragnienie, by zacząć przygodę z oazami dla osób z niepełnosprawnościami. Oazy te miały miejsce w newralgicznych momentach mojego życia. To podczas nich zrozumiałem czym była choroba mojego Taty oraz Jego śmierć. Tam też zrozumiałem czym jest prawdziwa przyjaźń oraz dokonałem wybaczenia.
Podczas jednej rewizji życia na pierwszej oazie – spotkanie w grupach, gdzie analizuje się fragment Ewangelii z danego dnia – usłyszałem cytat, który stał się moim mottem. Podczas takich wakacji z Bogiem, uczestnicząc w nabożeństwach, patrząc na innych podopiecznych, zrozumiałem jak wielką ilością łaski, jestem przez Boga obdarzony. Wtedy niejednokrotnie moje szkła od okularów, stawały się mokre od łez.
Na takich bożych eskapadach poznałem wielu fantastycznych ludzi, a niektóre relacje tam zawarte nie skończyły się wraz z moim powrotem do domu. Przerodziły się w przyjaźnie i realizowane są do dziś.
Taka oaza to, nie tylko wyrwanie się z czterech ścian, czy ładowanie akumulatorów do działania oraz okazja do refleksji nad swoim życiem z niepełnosprawnością. To też okazja do dawania siebie innym – bo to ja jestem dla ludzi, nie ludzie dla mnie.
Nie chcę byście, myśleli, iż ten tekst ma charakter nawracający – absolutnie nie. Po prostu jako Rampowicz piszę o rzeczach dla mnie ważnych.
Tekst w ramach odbywanego stażu opracował: Marcin Łukaszek