Elektronika to codzienność
Mój syn zapytany w pierwszej klasie, co robią zawodowo jego rodzice, odparł, iż "klikają w guziczki". Byłabym hipokrytką, gdybym wpierała komukolwiek, iż poza pracą w portalu ekrany w moim życiu nie istnieją.
Jestem aktywna w social mediach, gotując coś po raz pierwszy, oglądam na YouTube, jak to danie robi Robert Makłowicz. Kiedy nie mogę sobie przypomnieć, jak się robi na drutach czy szydełku... no wiecie, jeden adres.
Mąż również pracuje w mediach, więc chyba nie muszę mówić, z czym to się wiąże. Dla naszych dzieci mama czy tata oglądający na telefonie słodkie kotki i mówiący, iż są w pracy to norma. I nie kłamiemy. W dzisiejszych czasach w naszym świecie bez elektroniki nie ma życia. Dosłownie, bo rachunki się same nie zapłacą.
Nasze dzieci, te w wieku szkolnym, mają swoje telefony, korzystają z nich. W normalnym trybie, kiedy są w szkole albo jest weekend, mamy nad tym znacznie większą kontrolę niż w okresie infekcji. Praca się sama nie zrobi, a chore dziecko się nudzi, włączamy więc YouTuba, dajemy telefon i prosimy o chwilę ciszy.
Obrazek, który hipnotyzuje
Po trzech dniach opieki YouTuba, mój prawie-pięciolatek, który aktualnie siedzi w domu z infekcją, przestał rozumieć odmowę. "Nie" stało się dla niego słowem abstrakcyjnym, bo poza uroczą Świnką Peppą na ekranie wyświetlają się też filmiki z dziećmi w jego wieku, które mają wszystko, czego chcą. On też tak chce, te dzieci stają się jego idolami, nim zacznie rozumieć znaczenie tego słowa.
Prawda jest taka, iż dając dziecku dostęp do ekranu, tylko na kilka chwil, kiedy mam ważne spotkanie czy muszę skończyć ten tekst, daję w jego ręce odpowiedzialność i decyzyjność, na które nie jest gotowy. Często to jedyny sposób na chwilę ciszy, a ta chwila jest potrzebna, np. kiedy robię wywiad.
Nie będę demonizować internetu, bo jest tu mnóstwo ważnych, mądrych i potrzebnych treści, jednak są i inne rzeczy, których żadna kontrola rodzicielska nie zatrzyma. I tak moje własne dziecko zaczęło jęczeć, marudzić i wymagać rzeczy, o których nie wiedziało, iż istnieją, aż zobaczyło je w sieci i dowiedziało się, iż nie może bez nich żyć.
Z ekranem nie wygram
Jasne, iż rozmawiamy dużo z dziećmi, wpajamy im wartości nadrzędne, uczymy, jak należy się zachowywać w określonych sytuacjach. Ale jeżeli dzieciak z YouTube w wyreżyserowanym secie krzyczy coraz głośniej, iż coś chce i w końcu to dostaje, to możecie być pewni, iż jego odbiorcy też spróbują.
Obserwacja i naśladowanie to coś, co działa na dzieci znacznie bardziej niż nasze słowa. Niestety, ale tak to jest. A iż dzieci mają jakieś dziwaczne zamiłowanie do oglądania w kółko tego samego, to zapisuje się to w ich umyśle w jakiś wyrafinowany sposób. Ba, podstępny nawet.
Ale czy w związku z powyższym, jako rodzice jesteśmy na spalonej pozycji? Ano, niekoniecznie. I jeżeli liczyliście, iż napiszę tu, iż ekrany to zło i powinniście już teraz na zawsze i od razu odciąć od nich dzieci, a jeszcze lepiej wyłączyć w domu prąd, to przykro mi, rozczaruję was.
Mogę to kontrolować
Już to ćwiczyliśmy, najstarszemu postawiliśmy warunek korzystania z YouTube w celach rozrywkowych tylko po angielsku i to zaprocentowało. Dziś chętnie sięga do kanałów poważnych publicystów i w czasie wolnym uczy się od nich historii, geografii. Kiedy w nocy widzę u niego zapalone światło, częściej widzę go z książką niż telefonem.
Średni wręcz nałogowo zaczął oglądać TikToka i to też musieliśmy ukrócić, po pięciu dniach postu sam uznał, iż nie potrzebuje tej aplikacji i ją odinstalował, życie z nim stało się łatwiejsze.
Wczoraj przyszedł do mnie wieczorem, kiedy czytałam książkę i stwierdził, iż w sumie ma lekturę. On lubi mieć wyznaczony cel, więc zaproponowałam 5 stron "Dzieci z Bullerbyn", przeczytał 15 i stwierdził, iż czas na rozrywkę, więc sięgnął po jeszcze kilka w "Tajemniczej wyspie".
Nie powiem wam, co w sieci mają oglądać wasze dzieci. Bo to wasza decyzja. Może ktoś uzna, iż tylko "Psi patrol" spełnia jego standardy, a inny, iż w granicach jego tolerancji jest tylko koncert Zenka z 2014 roku. To do was należy decyzja. Sama wiem na pewno, iż moje najmłodsze dziecko nauczyło się liczyć dopiero dzięki wsparciu jakiegoś smoka z bajki.
To my decydujemy co, ile i czy dzieci oglądają. Musimy to tylko egzekwować i czasem troszkę ograniczyć.
Nie kandyduję na świętą
Zawsze zachodzi całkiem realne prawdopodobieństwo, graniczące z pewnością, iż kilka osób przeczyta ten tekst, aby ogrzać się w blasku swojej chwały. "Moje dzieci NIGDY nie widziały żadnego ekranu" - napiszą. No i OK! Świetnie, iż wychowujecie dzieci zgodnie ze swoimi przekonaniami, zasadami, które kierują wami w życiu.
Każdy z nas chce jak najlepiej dla swoich pociech. Wiem, jak wygląda moje życie. Jestem świadoma, iż nie jestem w stanie przeżyć tygodnia bez dostępu do internetu, bo wypadnę z obiegu. Wiem, iż moje dzieci widzą mnie siedzącą codziennie wiele godzin przy komputerze. Wiem, iż widzą, kiedy dostaję paczki z gadżetami do testowania i jak wchodzę w interakcje z ludźmi na moich prywatnych kanałach.
Czy ja mogę wychować dzieci, udając, iż internet nie istnieje? Nie. Po pierwsze mam pracę, jaką mam, po drugie, mój najstarszy syn ma 12 lat i ma kolegów, myślę, iż jeżeli nie my, to oni by mu pokazali internet. Wolę, żeby znał ten mądrzejszy.
Kiedyś pomyślałam, iż ich odłączę
Oczywiście okazało się to niemożliwe. Bo siłą rzeczy spotykali się z przyjaciółmi, tyle iż zamiast u nas, to u nich w domu, nie miałam pojęcia, co robią, bo przecież wiedząc, iż nie powinni, przyznawali się, iż korzystali tylko troszkę, bo Patryk/Kuba/Kacper włączyli. Jak długo siedzieli i co oglądali?
Po długich rodzinnych debatach ustaliliśmy limity czasowe korzystania i to, iż jeżeli chcą oglądać, to przynajmniej część tych filmików nie będzie reklamową sieczką. Ich wybory gwałtownie zaczęły być rozsądne i dojrzałe.
Robimy posty i wyłączenia
Kiedy mamy wolny weekend, spędzamy maksimum czasu razem, zdarza nam się robić dzień bez telefonu, zamknąć je w bagażniku w czasie dłuższej podróży. Takie dni lubię najbardziej. Moje dzieci gwałtownie wracają na adekwatne tory. Odzyskują przyjemność z grania w planszówki, rysowania, spacerów z lornetką i podglądania dzikich zwierząt.
Z przyjemnością czytamy: razem i oddzielnie, bawimy się w siłowanki i jadamy razem posiłki. Rozmawiamy i lubimy razem spędzać czas. Czy technologia jest zła? Nie. Ale czasem warto ją na jakiś czas ograniczyć do minimum, a przede wszystkim nauczyć dzieci internetowej etykiety i wyłapywania w całym tym zamieszaniu treści, które coś do ich życia wniosą, a nie wpłyną na nie destrukcyjnie.
A teraz wyłączę się, bo mam jednego prawie-pięciolatka to wyprzytulania. Na dziś już wystarczy internetu.