Wydałam 500 zł na wyprawkę. Po przeczytaniu wiadomości ze szkoły prawie się popłakałam

mamadu.pl 1 miesiąc temu
"Szkoła wyjaśniła, iż lista zamieszczona na stronie www ma jedynie charakter orientacyjny, a każdy wychowawca sam podejmuje decyzje w tym zakresie. Nie mogłam uwierzyć" – żali się Karolina. Sytuacja ta miała miejsce w ubiegłym roku we wrześniu, ale nasza czytelniczka pragnie przestrzec innych rodziców. Sama także w tym roku nie popełni kolejny raz tego samego błędu! Warto jej posłuchać.


"Rok temu córka szła do klasy pierwszej i było to dla nas bardzo emocjonujące wydarzenie. Już w sierpniu zaczęliśmy przygotowania, tak by na pierwszy dzień szkoły wszystko było gotowe. Zakup pierwszego piórnika i plecaka to przecież bardzo poważna sprawa, do tego jeszcze obszerna wyprawka.

Pierwsza szkolna wyprawka


Bardzo się ucieszyłam, gdy na stronie szkoły znalazłam listę potrzebnych rzeczy. Córka pieczołowicie wybierała kredki, długopisy i zeszyty. choćby opakowanie kleju czy okładka na bloku rysunkowym miały znaczenie. Był to długi proces, ale widziałam, jak wiele ma w tym frajdy. Jestem też przekonana, iż to dla córki także była świetna forma przygotowania się psychicznego na wielkie zmiany, które miały niebawem zajść. Mimo iż uważałam na ceny produktów papierniczych, to jednak zapłaciłam około 500 zł za całość.

Przy tej kwocie 300 zł na szkolną wyprawkę to śmiech na sali, ale tłumaczyłam sobie, iż przecież w kolejnych latach po prostu się uzupełnia braki. Byłam też zadowolona, iż ogarnęłyśmy zakupy, zanim zacznie się tłok w sklepach. Niestety we wrześniu, po przeczytaniu wiadomości ze szkoły prawie się popłakałam.

Nadgorliwość nie popłaca?


Po rejestracji na Librusa gwałtownie pojawiły się pierwsze wiadomości. Jedna miała nagłówek: 'Wyprawka'. 'W odpowiedzi na liczne zapytania dotyczące plastycznej wyprawki dla dzieci, chciałabym prosić o niekupowanie niczego. Podczas zebrania, które odbędzie się za 2 tygodnie, ustalimy wysokość składki, a także przekażę listę potrzebnych rzeczy. Wspólna klasowa wyprawka to duża oszczędność dla państwa i wygoda dla mnie, ale także mniej konfliktów między dziećmi' – przeczytałam wiadomość od wychowawczyni i łzy napłynęły mi do oczu.

Błam wściekła. Nie dość, iż wyrzuciłam kupę kasy w błoto, to jeszcze muszę wyjaśnić dziecku, iż nie może zanieść do szkoły rzeczy, które tak skrzętnie wybierało. Podobną sytuację miało kilku innych znajomych, np. z prośbą o zakup produktów danej firmy, bo nauczyciel lubi na nich pracować lub po prostu po to, by dzieci się nie kłóciły.

W każdym razie nie kupujcie wyprawki w lipcu lub sierpniu, choćby nie wiem, jak was kusiły promocje. To może po prostu okazać się zupełnie bez sensu! Darujcie sobie nadgorliwość. Kupcie kilka zeszytów, długopis i poczekajcie na pierwsze zebranie".

Idź do oryginalnego materiału